Niespodzianka
Podnoszenie ludowych natchnień do potęgi przenikającej i
ogarniającej Ludzkość całą - podnoszenie ludowego do Ludzkości nie przez
stosowania zewnętrzne i koncesje formalne, ale przez wewnętrzny rozwój
dojrzałości... oto jest, co wysłuchać daje się z muzy Fryderyka jako zaśpiew na
sztukę narodową. Myśli, które jeszcze nie nadleciały na widnokrąg, szumią z
dala skrzydłami niby arfy eolskie... i w tym to wieszczba jest muzyki.
(Norwid, Promethidion - Epilog)
jeden z cyklu dwunastu obrazów
Byłem u ciebie w te dni przed-ostatnie
Niedocieczonego wątku:
Pełne, jak Mit,
Blade, jak świt...
- Gdy koniec życia szepce do początku:
"Nie stargam cię ja, nie!... lecz
u-wydatnię."
Byłem u ciebie w dni te, przedostatnie,
Gdy podobniałeś, co chwila, co chwila,
Do - upuszczonej przez Orfeja liry
W której się rzutu moc - z pieśnią przesila,
I rozmawiają z sobą struny cztery,
Trącając się,
Po dwie - po dwie -
I szmerząc z cicha:
"Zaczął-że
on
Uderzać
w ton?...
Czy,
taki mistrz, że gra?... choć - odpycha!"
Byłem u ciebie w dni te, Fryderyku!
Którego ręka, dla swej białości
Alabastrowej - i wzięcia - i szyku -
I dotknięć chwiejnych jak strusiowe pióro,
Mięszała mi się w oczach z klawiaturą
Z słoniowej kości...
I byłeś jako owa postać - którą
Z marmurów łona,
Niźli je kuto,
Odejma dłuto
Geniuszu - wiecznego Pigmaliona!
A w tym, coś grał - i co zmówił ton, i co
powie,
Choć się echa inaczej ustroją,
Niż gdyś błogosławił ręką Twoją
Wszelkiemu akordowi:
A w tym, coś grał, taka była prostota
Doskonałości Peryklejskiej,
Jakby starożytna która Cnota,
W modrzewiowy dom wiejski
Wchodząc rzekła do siebie:
"Odrodziłam
się w niebie,
I
stały mi się arfą - wrota;
Wstęgą - ścieżka;
Hostię
- przez blade widzę zboże:
Emanuel
już mieszka
Na
Taborze!"
I była tam Polska, od zenitu
Wszech-doskonałości dziejów
Wzięta, tęczą zachwytu:
Polska - przemienionych Kołodziejów,
Taż sama zgoła,
Złoto-pszczoła:
To-ć poznałbym ją na krańcach bytu!
I - oto pieśń skończyłeś - i już więcej
Nie oglądam cię - jedno - - słyszę
Coś - jakby spór dziecięcy:
A to jeszcze kłócą się klawisze
O nie dośpiewaną chęć:
I trącając się z cicha,
Po ośm - po pięć...
Szemrzą: "Czy gra jeszcze? Czy nas
odpycha?"
O! Ty, co jesteś Miłości-profilem,
Któremu na imię Dopełnienie...
Te, co w sztuce mienują stylem,
Iż przenika pieśń, kształci kamienie -
O! Ty, co w dziejach zwiesz się Erą,
Gdzie zaś ani historii zenit jest -
Zwiesz się razem: Duchem i literą,
I "consummatum est".
O! Ty - zupełne Dokończenie!
Jakikolwiek Twój, i gdzie, Twój znak -
Czy w Fidiasu, Dawidzie, czy w Szopenie,
Czy w Eschylesowej scenie:
Zawsze - zemści się na tobie brak.
- Piętnem globu tego - niedostatek,
Dopełnienie go boli,
Rozpoczynać wciąż woli,
Wciąż wyrzucać przed siebie zadatek.
- Kłos, gdy dojrzał jak złoty kometa,
Ledwo że go wiew ruszy,
Deszcz pszenicznych ziarn kruszy,
Sama doskonałość go - rozmieta...
Oto, patrz, Fryderyku, to - Warszawa
Pod rozpłomienioną gwiazdą,
Taka jaskrawa:
Patrz, organy u Fary, patrz, twe gniazdo,
Owdzie - patrycjalne domy stare
Jak Pospolita-rzecz,
Placów bruki głuche i szare,
I Zygmuntowy w chmurze miecz.
Patrz - z zaułków w zaułki
Kaukaskie się konie rwą,
Jak przed burzą jaskółki,
Wyśmigując, przed pułki,
Po sto - po sto - -
Gmach się zajął ogniem, przygasł znów,
Znów zapłonął - a owdzie, pod ścianę,
Ożałobionych widzę czoła wdów
Kolbami pchane;
I znów widzę, acz dymem oślepion,
Jak, przez ganków kolumny,
Sprzęt, podobny do trumny,
Wydźwigają - runął - runął - - Twój Fortepian!
Ten, co Polskę śpiewał od zenitu
Wszechdoskonałości dziejów
Wziętą, pieśnią zachwytu,
Polskę - przemienionych Kołodziejów:
Ten sam - runął na bruki z granitu!
I oto, jak zacna myśl człowieka,
Poterany jest gniewami ludzi
- Tak, od wieka
Wieków - wszystko, co zbudzi...
I oto, jak ciało Orfeja,
Tysiąc Pasyj rozdziera go w części,
A każda wyje: "Nie ja!"
"Nie
ja!..." - zębami chrzęści...
*
* *
Lecz Ty, lecz ja, uderzmy w sądne pienie,
Nawołując: "Ciesz się późny wnuku,
Jękły
martwe kamienie:
- Ideał
sięga bruku!"
Cyprian Norwid 186360
(...wcielanie
dobra i rozjaśnianie prawd, przyprowadzić winno do uniepotrzebnienia męczeństw:
to jest POSTĘP)
"Wszystkim Polakom,
a w sposób szczególny miłośnikom twórczości
Cypriana Norwida, życzę, aby przez ich pracę spełniały się w społeczeństwie
słowa kończące Fortepian Szopena:
Jękły - głuche kamienie:
Ideał sięgnął bruku. "
Watykan, 30 czerwca 2001
Jan Paweł II, papież
Oby!
Oto
dlatego, że ażeby z ducha się odrodzić, to trzeba się na nowo uduchownić i
wyróżnić tymi znamionami, po których ducha poznajemy, to jest zwycięstwem-świata. - pisał Norwid w
rozprawce filozoficznej "Zmartwychwstanie Historyczne", umieszczając wśród "przykładów
z życia wziętych ku poparciu założeń" Fryderyka Chopina - Fryderyk Chopin w sztuce
wyrównywa współczesnym i przechodzi...
Pod wrażeniem wieści o wydarzeniach września
1863 roku w Warszawie, Norwid wraca do tej myśli w poemacie Fortepian Szopena,
przedstawiając w sposób paraboliczny "ukazanie się" Fryderyka na dziedzińcu
Zamoyskich (swoiste "zmartwychwstania historyczne") i zapowiadając symbolicznie
przyszłe zwycięstwo.
Sprawa dojrzewa.
Ludzie nie dojrzewają. (list z 1867 do A.
Cieszkowskiego)
-
chciałoby się powiedzieć za Norwidem.
Przyjmując
młodych przedstawicieli 31 krajów uczestniczących w Europejskich
Spotkaniach Studentów Benedykt XVI zachęcał, aby wzorem Patrona
Europy (audiencja odbywała się w liturgiczne wspomnienie świętego Benedykta) "przez tworzenie kultury dążyli do ludzkiej i chrześcijańskiej
dojrzałości"
Zdawałoby
się, iż człowiek z ziemi żywotności zasób wyciągając obowiązanym jest ją podnieść i uświęcić godnością
idealizacji twórczej... (Norwid)
W Epilogu do, pisanego kilkanaście lat przed
Fortepianem Szopena, Promethidiona czytamy również:
W Polsce od grobu Fryderyka Chopina rozwinie się sztuka, jako
powoju wieniec, przez pojęcia nieco sumienniejsze o formie życia, to jest o kierunku pięknego, i o treści życia, to jest o kierunku
dobra i prawdy.
Jan Paweł II
- 13 czerwca 1987 (dwa lata
przed czerwcem 1989) -
zgromadził przy "grobie" Sercu Fryderyka Chopina w warszawskim kościele Świętego Krzyża
przedstawicieli świata kultury i przemówił;
- 8 czerwca 1991 (dwa lata po czerwcu 1989) w innych już warunkach
politycznych, Papież przemówił do przedstawicieli świata kultury zgromadzonych
w Teatrze Narodowym;
-
4 kwietnia 1999 w Watykanie wydał List do Artystów, "Do tych, którzy z pasją i
poświęceniem poszukują nowych 'epifanii' piękna, aby podarować je światu w
twórczości artystycznej"
Oto, patrz, Fryderyku -
Snu jeszcze zetrzeć nie mogą, z oka - -
Na mieczach połóż dłoń.
"Nagle
-
(ktoś
szedł, rozbijał wnęki anielskich skrzypiec
-
odchodził minstrel tajemny - powiew, co struny muskał).
Zmilkło.
(wiatr
się zerwał, trzaskały konary lipin,
w
pianinie trel raz ostatni wzbił się i ustał)
Gwiazdy
szumiały nad głową i opadały w ciemność.
I
wiele było pogasłych. Wiatr je zagasił i zerwał.
Patrzyłem
w nawisły chmurami widnokrąg.
Gnała
horda. Szły wojska Batuchana.
(Czekały
skrzydła orle. Klawisze w deszczu mokną).
Szedł
na mnie wprost. Naprzeciw stanął.
Leżały
klawisze białe, białe w księżycu grządki.
Czarne
wśród białych jak porzucone miecze.
Wzniesione
wieko.
Fryderyk.
Zapatrzył
się w przestrzeń.
Na
mieczach położył dłoń. Trącił.
Smukłemi,
białemi palcami rumaki spinał.
Smukłemi,
białemi palcami brzękał o broń na mogiłach.
Rżały
zbudzone konie okute w uprząż rzemienną.
Na
smukłych, białych palcach krwawiła Ziemia.
Uderzył
pierwszy grom.
Ziemię
wydarło gromem.
Zgniecione
na miazgę drzewa.
-
Izrael szedł przez Morze Czerwone.
Nagle
runęły fale. Morze zaczęło zalewać.
Ginął
w odmętach lud wybrany. -
Gromy
coraz bliżej.
Płoną
kopice z sianem.
Płoną
krzyże.
Idziesz,
burzo. Tyś jest melodia.
Bierzemy
cię w pieśń. Ciało tężeje na stal.
Przewalasz
się w upał lipcowy. Słyszymy cię co dnia.
Schodziły
wtedy w okopy, w warowną darń.
-
-
Na
różach szkarłatnych twe palce - srebrne, zawrotne błyski.
Rozkrwawiaj,
rozkrwawiaj klawisze. Fanfarą wołaj powstań.
Wysocki
już jest w Belwederze. Już wie. Wiemy wszyscy.
To
za te dni, gdy w ulicach Warszawy dziko panoszył się kańczug.
Idziesz,
burzo! Tabunie wściekłych koni.
Watahy
z pianą na ustach. Oczy zamglone szałem.
Na
klawiaturę krew rozlana.
Na
grządki białe.
Tarnie
pęciny końskie ranią.
Kopyta
w krwi. Bryzgi z pąsowych kałuż
Na
łąki spadasz jak sęp na świeże padło.
Trawy
gniecione przez wiatr modlitwy mruczą.
Na
osi swej toczy się ziemia - obły kadłub.
Fryderyku!
Za
oknem, za wzdętą firanką nawała krucza!
Rozdarte
dębów piersi. Wyrwane ramiona żywe.
Padają
dęby - wojowie. Nie rzucą okopu.
Piechota
szła do ataku spięta bagnetów igliwiem.
Szli
naprzód. Tarcza na tarczę. Topór na topór.
Czy
padnie przed burzą na twarz wawelska arkada?
-
Aniołów spytam, co ciała zbierają z pobojowisk.
Leżał
na darni skrwawionej pierwszy człowiek Adam,
żołnierz
Wojującego Kościoła.
Nad
piersią spowitą w krew rozdęte chrapy. Tabun.
Przewalą
spiżowe kopyta po zaoranych grzędach.
Myślisz,
burzo: Oto człowiek! Mój zabór!
Melodio
błędna!
Trza
ściągnąć którego z koni za pysk,
okiełznać!
Trza
się uchwycić grzyw
i
gnać, i gnać
do
Gniezna!
Hej,
Piaście! Mieszku!
Hej,
Chrobry!
Młotami
kuli w klawisze. Wieczór jak kuźnia się oparł
na
skrzydłach czarnych orłów. Śpiewało serce w młotach.
I
wtedy runął Fryderyk na okrwawiony fortepian,
runął
pobladłą twarzą, piersią opiętą w surdut.
-
Słyszano w galeriach sali, po drogach słyszano echo
podobne
bojowym surmom.
I
ujrzano przez chwilę Ojczyznę - klawikord czarny i przestwór
szumiący
bielą traw wśród palców, brzękiem trącanych mieczów.
I
usłyszano w ulicach grom archanielskich fanfar,
gdy
skrzydła na hełmach rwał, gdy okna targał.
Wtedy
wszedł w kuźnię Bóg. Młot się na chmurach wsparł.
Zajął
się węgiel w palenisku i ciężko dyszał żar.
Pęczniały
miecze na bój. Rdzewiały grzędy wśród pól.
Weź
mnie kowalu pod młot i kuj!.
Wiatr
zgarniał modlitwę na wrębach kamiennych ust,
na
polach kłosy giął, cięciwy kusz.
Ojcze!
Zwycięstwo daj Muzyce,
która
idzie w obłoku,
zielonym
dołem od traw,
a
górą białym od chmur -
Ojcze!
nie dopuść,
aby
zdeptały tabuny,
by
na kopytach rozniosły
Batuchanowe
hordy
Ludzki
ród!
Ojcze!
(mówi
Szczepan: Jam sługa Twych sług)
(klęczę
wśród jasnych pól)
Ojcze!
W
odmęty tchnij Muzyką!
Harmonią
światów.
Łańcuchem
zepnij wozy,
toczące
się w czas burz.
Ogniwa
zbrataj.
Ojcze!
Po
sferach się wozy toczą. Słoneczne tarcze wiozą.
Mierzy
rozstaje dróg Pitagor, wieczny Filozof.
Zegary
liczą czas. Wskazówki stalowe naboje
gnają
przed sobą wciąż nieme z przestrachu stado.
Zegary
dzwonią z wież wiecznego Jeruzalem,
stolicy
świata. Na drogach się cienie kładą.
Lud
się gromadzi przed bramami świątyń.
Otworzyć!
Wichry powydzierały bramy.
Muzykę
anioły zbierają w alabastrowe konchy.
Opodal
ostatki hordy się przewalały.
Od
gromów trup padał jeszcze w ulicach gęsto.
Złóżcie
na barki Muzyki losy świata.
Niech
wpłynie na morze rąk rybaczy korab,
w
korabiu Mistrz uśpiony.
O
cóż, że harfy spojenia chrzęszczą?
I
cóż, że łodzi wiązania woda zalewa?
Lud
stał w krużgankach. Było z wieczora.
Księżyc,
samotny rycerz, wśród chmur się przedzierał.
Trawy
obeszły rosą, srebrzyły się białe klawisze.
A
w wielkiej, pustej sali Fryderyk blady jak widmo
powstał
z ziemi krwawiącej, z ziemi zarosłej rdzą.
Widziano
za płaską firanką, jak wielki cień się dźwigał.
Odchodził.
Pod stopą srebro płynęło galerią w połokach.
I
tylko samotny modrzew na szańcu za oknem łopotał."
A.J.*
FRYDERYKU!
"Patrzaj,
patrzaj. Drzewo rozrosłe ku górze,
konary schodzą w dół,
wrastają w ziemię -
a każdy konar jest chórem,
w Harmonię wrósł,"
A.J.
post scriptum
...Dwa
mnie gnały
Płomienie
-
Jeden
biały,
A
drugi w sine, w krwawe cienie.
Ten,
co jest w krwawe cienie, znika,
Ten,
co biały, z wnętrza się odmyka:
I
jak narcyzu gwiazda cicha,
I
jak listu obsłona,
Kiedy
pieczęć stopiona,
I
jak biała postać, kiedy wzdycha,
Załamawszy
ramiona,
I
jak błyskawica rozpłyniona -
Tak
się rozjaśnia płomień ów i kielich kwiatu.
-
A ta osłona rozwinięta,
Ten
biały kształt, tęsknotą wykradziony światu,
Co
wyrzucił rączęta
Nad
rumieńcem skronie zapalone...
A
ta myśl, czyli postać - nie wiem - jedność bytu,
A
to razem skończone, razem nieskończone,
Z
ziemi k'niebu idące, i niebios błękitu
Na
równiny zielone...
To
kolebka - to truna!
Nie
- pokąd milczą, w słupie szumiącego drzewa,
Lecz
gdy owa odpłacze, a pierwsza odśpiewa
Cało-struna!...
.
. . . . . . . . . . .
A narodową pieśnią cóż?
Aniołowie! Co jest pieśń narodu?
Czy na korze drzew ją pisał nóż?
Czy na piersiach kieł głodu?
Aniołowie!... którąż to krynicą
Napawano? - gdzie ta pieśń i czyja?...
C.N.
* A.J. - inicjały pseudonimu literackiego Andrzej Jawień - Karol Wojtyła, późniejszy Jan Paweł II
Fortepian Szopena (druga wersja)
| Strona Powitalna | Szukaj | Odnośniki | Norwid Chrzescijanin
|