Krakus
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
I Prowe-bóg szczególnej użyczy opieki...
- A co jest ze
mnie, dam wam...
WANDA
KRAKUS
KSIĄŻĘ NIEZNANY
Dlaczego
Krakus po Wandzie?
Krakus Norwida
jest następcą, "późnym wnukiem", legendarnej Wandy.
Wcześniej była
męczeńska, odniesiona do Męki Pańskiej (patrzyłam w to rozdarte ciało) śmierć
Wandy, czytelnie wskazująca (motto), że i Jej gotowość, "zdolność" do ofiary, i
przyszły chrzest narodu polskiego, a i jego przyszłe zadania (...dziwni będą z
was żołnierze) są następstwem błogosławieństwa z Krzyża na Golgocie.
Błogosławieństwa,
z którego, zawarte w nim, tajemnice są nam coraz dokładniej "wyświecane" -
I wszystko jest zmieniane tylko - na toż samo,
Wyższe lub niższe, bliższe albo oddalone;
A co zginęło - myślisz - zakryte jest bramą
Lub cieniem jej, i z czasem będzie
wyświecone!
(Norwid - Do Stanisławy Hornowskiej)
Trudno nie
zauważyć, że do tych, przez których "z czasem jest nam wyświecane" należy m.in. mistyczka święta Faustyna - Helena Kowalska (25
sierpnia 1905 - 5 października 1938).
Jest nim też "książę znany", Karol Wojtyła - Jan Paweł II, którego łączy z Norwidem "...bliska duchowa zażyłość, datująca się od lat gimnazjalnych...".
"...Wtedy to gimnazjum im. Marcina Wadowity,
do którego potem dołączyło się żeńskie im. Michaliny Mościckiej, było szkołą o
bardzo dużym zasięgu terytorialnym. (...) Wiadomo, jak wiele dla rozwoju
ludzkiej osobowości i charakteru znaczą pierwsze lata życia, lata dziecięce, a
potem młodzieńcze." (Jan
Paweł II do Wadowiczan 7 czerwca 1979 roku - I pielgrzymka do Polski)
Wtedy to, 16. letni uczeń istniejącego od Dziewięćsetlecia Chrztu Polski
wadowickiego gimnazjum, Karol Wojtyła
obiera sobie Krakusa za przykład do swoich życiowych wyborów (za relacją profesor Wandy(!)
Półtawskiej). Ma też przemyślaną wizję wystawienia
misterium na scenie. Głębokie i silne to były przeżycia "Słowiańskiej duszy, Piastowego syna", gdyż jak echo wracają, "dostrajając
się w tęczę", przez całe życie. Od młodzieńczych sonetów "tworzonych w Cyprianowym bólu, jako
każda sprawa poczynająca się z Miłości, jako pierworodzone dziecko", przez Narodziny Wyznawców, Kościół... aż po Tryptyk rzymski.
O spłyń anielską jaśnią nad przepastne topiele!
Czasom przybliż Twą Miłość! Niechaj ciemność
roztrąca!
w świątyniach wiosennych wyzwolin niechaj nie
będzie udręczeń!
(z Renesansowego psałterza, VI)
Historia
warstwą wydarzeń powleka zmagania sumień. W warstwie tej drgają zwycięstwa i
upadki. Historia ich nie pokrywa, lecz uwydatnia...
Czyż może
historia popłynąć przeciw prądowi sumień?
(Karol Wojtyła z Myśląc
Ojczyzna..., Kraków 1974)
KRAKUS
KSIĄŻĘ NIEZNANY
TRAGEDIA
DO KRYTYKÓW
Krytycy
dzisiejsi są zarazem bardzo niepospolitą i bardzo małą rzeczą - niepospolitą,
jako trybunowie, poręczyciele i wyręczyciele publiczności, a mianowicie tej,
która zarówno ma szlachetną potrzebę bycia nieobcą sprawie literatury, jak nie
lubi sama się znajomością warunków literatury zajmować. Są to więc jakoby
rezonujący lektorowie i klienci, zamieniający
czytelników na słuchaczy i wyręczający jeszcze słuchaczy onych w pracy ocenienia tego, co im czytane było. Z tego to względu, jako względu,
który krytyków okazuje, iż są łączliwym organem publiczności, z tego, mówię,
względu są oni wielce niepospolitą rzeczą. Z drugiego zaś względu, to jest,
gdyby żądało się od nich stanowczego utwierdzeń krytyki objaśnienia,
pokazaliby się ciż sami, jak bardzo są maleńcy i niepewni własnej ich sprawy! I
tak np. to, co podają oni za definicję tragedii starożytnej, jest tylko po
prostu znajomością warunków rozkładu tragedii, ale bynajmniej odpowiedzią na pytanie zarówno
szanowne, jak nieakademickie, czyli na pytanie: "co to jest tragedia?"
Co do mnie,
mniemam, iż tragedia jest to uwidomienie fatalności historycznej albo socjalnej narodowi
albo wiekowi jakowemu wyłącznie właściwej - a przeto, zważając ją tak, to jest jako pomocniczą w postępie
moralności i prawdy pracę, nie dziwi mię bynajmniej, iż tragedia mieć mogła i
musiała powagę nieledwie obrządkową.
Krytycy
dzisiejsi, wyzuwszy się z tej prostotliwej potoczności, że nie powiem: chrześcijańskości, która dozwala człowiekowi na
bezpośrednie zapytania odpowiadać, szwankują bardzo w onej pierwszej wielkiej ich zalecie stręczenia i pośredniczenia pomiędzy utworami literatury a czytelnictwem - można by albowiem myśleć, iż zachowują sobie oni pełnomocnictwo
dorywczego a ustawicznego przeglądarstwa i cenzorstwa
kosztem właśnie czytelników, którym nigdy
zasady i prawdy główne sztuki zbliżane nie są, zawsze tylko utwory pojedyńcze i reputacje osób, które takowym dały byt!
Jak dalece
autorom łatwo jest być wzniesionym ponad praktyki owe?- to bardzo stanowczą, przez niedługie chwile cierpliwości zyskać
można na to odpowiedź: z powodu iż najdalej w przeciągu dwóch lat, zazwyczaj
krytyki takowe tegoż samego pióra tymże samym piórem przez nieustanne
sprzeczności same znoszą się, i czas tylko stracony, lub imiona tylko kosztem onegoż zyskane, pozostają. Praca ta stręczeń, bo właściwą krytyką zwać ją trudno, podobna jest do zachodów człowieka, który by w
tym się tylko omylił, iż bierze część za
całość, to jest, iż np. gimnastykę radzi, aby
za całą medycynę uważano, co wszelako nie w każdej warstwie społeczeństwa
mogłoby być uznane.
Do uwag tych - okazujących, jakie pojęcie
tragedii za właściwe przyjmuję - dołączyć jeszcze powinienem, że bezpośredniego morału nie uważam
jako obowiązujący dramaturga i konieczny warunek - i że rozbratnienie rodzeństwa w niniejszej tragedii przedstawione jest tylko nieuniknionym samejże
legendy wynikiem, nie zaś główną pisarza myślą, który za pierwotną niniejszego Misterium nazwę chciał
położyć: Krakus, czyli Wyścigi.
C.N.
KRAKUS
OSOBY
PUSTELNIK [Starzec]
LILIAN, uczeń
jego
KRAKUS, książę
na Krakowie
RAKUZ, brat
jego
SZOŁOM, pisarz
koronny, czyli runnik
KIEMPE, wódz
skandynawski
GRODNY, sługa
zamkowy
PŁATNERZ
CHÓRY grodnych i kmietów
Osoby
fantastyczne
ŻRÓDŁO
ZORZA
PRÓG
I
Wnętrze pustelni w okolicach Karpat.
STARZEC
Dzień mię odpycha, a noc mię woła.
Czuję - że długo tu
nie zabawię:
Zostawię tobie świecę - gęśl - zioła -
Świecę, gęśl, zioła
tobie zostawię.
Ostatnie
słowo, gdy przyjdzie chwila,
Tchnę ci na czoło twe, jak motyla;
Człek bierze z ciągu rzeczy zadatek,
Acz siłę brania przynosi z sobą,
Początek nie nasz, ani ostatek:
Ostatnie słowo z ostatnią dobą!
Ostatnie słowo - mój Lilijanie -
Choćby mi głosu już nie starczyło,
Pokażę tobie palcem na ścianie -
I nie zrozumiesz - lecz powiesz: "Było" -
I nieme pomnieć będziesz kazanie,
Chodząc jak senny z palcem na czole;
Aż w myśli tobie wyraźnie stanie
Jakoby duchem - i dasz mu wolę,
Sam przyobleczesz pewności ciałem,
I rzekniesz głośno to, co rzec chciałem!
Byli tu nieraz, byli tu przecie
Ci, co mądrości szukają w świecie,
Na jesionowym tym jadłem stole
Z mężem, co dla niej znosił i bole -
Het! - zza wielkiego przybyłem morza,
Gdzie chmur na niebie nie ma bynajmniej,
A w gwiazdach ręka pisuje Boża.
Gór tam jest sporo - a ziół jest najmniej.
Był tu i z Azjej mędrzec koronny,
Człowiek słodyczy wielkiej i ładu -
I rycerz, co się urodził konny,
Pokryty łuską jak piersi gadu.
Królowa jedna w progi tej chaty
Jak zachodzące słońce czerwono,
Rękoma ciężkie niosąc szkarłaty,
Wchodziła z swoją złotą koroną,
A chłopiec za nią idąc, służebny,
Niósł jeszcze drugi płaszcz, niepotrzebny!
LILIAN
Ojcze! - dwóch mężów właśnie w tej chwili
Słyszę, jakoście słuchać uczyli:
Z bioder się mieczów dwa im kołysze.
STARZEC
Synu! - uczyłem cię słyszeć ciszę,
Synu - kto ciszę słyszał aż do dna,
Temu i trumna bywa wygodna;
Ale jest nocna cisza i dzienna,
Jest dno mająca i jest bezdenna -
A o tej drugiej rzecz zbyt zawiła;
Co nie dopowiem, powie mogiła.
LILIAN
Ojcze! Po suchym listku olszyny
Niechby się pająk przetoczył siny -
Słuchem -
Duchem -
Szlaki jego zwietrzę:
I rzeczy przyszłych bladawe świty,
Nim na odległe wpłyną zenity,
Mgnieniem -
Tchnieniem -
Wchłonę jak powietrze.
STARZEC
Synu - zmysł młody i ochroniony,
Użyty dobrze zaraz z powicia,
Droższy jest niźli wszystkie miliony -
A jednak któż by to znał za życia,
Gdyby mu inny w czymś umorzony
Takowej wiedzy skąpił odkrycia?
A przeto zmarli, a przeto zeszli
Nie są to jacyś, co ich nie było,
Nie ma, ni może kiedyś być - jeśli
I własną przez nich rozrządzasz siłą.
Rzecz ta wszelako zbyt jest zawiła;
Co nie dopowiem, powie mogiła -
LILIAN
Mistrzu - na oko mężów już obu
Widzę - bez twego patrząc sposobu -
Jeden się z drugim wadzi po drodze -
Są królewice, bracia
i wodze:
Ani za łosiem gnali w te lasy,
Po żebrach koni krwawiąc obcasy,
Ani zbłąkali się i chcą cienia,
Ani im woda ujmie pragnienia -
STARZEC
Zgadobliwością zabiec
im drogę,
Ni poznać, czemu idą, nie mogę:
Starcowi nieraz niższych sił zbywa,
Dzień mię odbiega, a noc mię wzywa -
Odbiega dzień mię, a noc mię woła,
Czuję - że długo już nie zabawię -
Zostawię tobie świecę, gęśl,
zioła,
Świecę, gęśl, zioła
tobie zostawię.
LILIAN
Przyszli - i stoją - -
STARZEC
Wołaj rycerzy -
LILIAN
Chodźcie, mężowie! Staruszek leży -
RAKUZ
wchodząc
Na pocisk procy przed domu progiem
Nieco się wstrzymać jest rzecz godziwa;
Do grodu zwykłem słać chłopca z rogiem,
Co, trąbiąc, imię moje nazywa -
Trąbienia sztukę zna jako mowę,
Tak że się straże dziwią grodowe,
Panny z lipowych patrzają alej,
A ja mu kiwam: "Trąb waszeć dalej" -
Tego brat
Krakus, jakby sosenkę,
Z rozkutym koniem zostawił w boru -
Dobrze, że, Ojcze, nie macie dworu -
Przyszłoby wjazd nasz otrąbić w rękę -
Książę brat Krakus gwoźdźmi złotemi,
Gdzie konia ruszy, sieje po ziemi,
A ja mam zwyczaj, że koń pierw legnie,
Nim się co na nim złamie lub zegnie.
KRAKUS
Wstydzisz mię, bracie -
RAKUZ
Sprawiam się raczej,
Jak gdy kto naprzód wyszle tłumaczy,
Cóż-bo osoba może sędziwa
Mniemać - gdy z jednym koniem i sługą
Dwóch wchodzi książąt! -
STARZEC
Przerywając
Nieraz to bywa,
Będzie, bywało i potrwa długo -
Do Krakusa
Książę Krakusie, słowy swojemi
Rzeknijcie za się niebu i ziemi.
KRAKUS
Synowie króla jesteśmy z grodu,
Gdzie pierwej cudna władnęła Pani,
Przez którą Niemce są odegnani -
Lecz czar się przeniósł w serce narodu
I pod czterema zamku węgłami
Smok czarną jamę wykopał kłami.
Z tym ojciec boje ustawne zwodzi.
Jak z nawałnicą leżący w łodzi.
I nieraz w okna, gdzie starzec drzemie,
Po głazach skrzele wplusną olbrzymie,
Jakoby bluszczu zielona struga:
Skosisz ją - drzwiami podpłynie druga.
Tak co noc! - pokąd jeden z oszczepem,
A drugi z kutym stoi pół-cepem
Przy drzwiach - u okien ciosowej ramy -
Sto jasnych włóczni na czole bramy,
Sto drugie pokąd w odwodzie mamy,
Dopóty żywot pędzimy taki,
Jak w strzelca domu zalęgłe ptaki.
Już w każdej z komnat drzwi, okna, progi
Posoki gadu spluskane czernią,
A jeszcze żyje on rdzenio-wrogi
I człony jego wciąż się bezmiernią -
I końca nie ma temu gadowi,
Aż ramię w bezwład opadać musi,
Aż z wiórów trupa zgnilizna dusi,
A nie ma końca temu smokowi!
STARZEC
Któż z was był rajcą, by szukać rady?
RAKUZ
Ja pierwszy byłem!
KRAKUS
A jam opieszał.
RAKUZ
Naglić musiałem, żeby pośpieszał.
STARZEC
Nie będzie gadem, kto zetrze gady,
Gadem nie będzie, kto gady zetrze -
Sprawa ta stała się już daleko,
Za górą siódmą, za siódmą rzeką,
A tu nawiewa zowąd powietrze,
A tu się tylko ostatki wleką.
Dziewicy nogą w ziemi dalekiej
Smokowi głowę starto pierwotną;
To zaś jest tylko odrośl kaleki:
Jeśli już gnije, skoro go potną,
Jeśli, gdy mieczem odwalisz sporo,
Nowe się gady z niego nie biorą.
Byli tu tacy - byli tu przecie
Ci co mądrości szukają w świecie.
Na jesionowym tym jadłem stole
Z mężem, co dla niej znosił i bole,
Het! Zza wielkiego przybyłym morza.
Ten sprawę Węża na pamięć umiał
I znał, co ręka czyni z nim Boża:
Słuchałem długo - ażem się zdumiał!
Długo słuchałem tego pielgrzyma!
Co jabłoń owdzie posadził złotą,
Gdzie łucznik konia waszego trzyma,
Tę, mówię, jabłoń posadził oto,
Błogosławieństwa znak kładąc na niej -
A odtąd co rok owoce niesie,
Wonność po całym rozlewa lesie,
Ptastwo ją mija,
robak nie rani -
Nie będzie gadem, kto niszczy gady,
Gadem nie będzie, kto gady niszczy -
Smok pierwszy runął i zionął jady,
I to się jeszcze pryszczy a pryszczy.
Książęta, jedźcie za siódmą skałę,
Gdzie śniegi leżą na Tatrach białe:
Za siódmą skałą najdzie się struga,
Co między głazy promieniem mruga,
A potem w rzeki urasta żyłę -
Wodę z niej hełmem kto pił miedzianym,
Bywał mu z wodą i sposób zlanym;
Zdobywał fortel, zyskiwał siłę
Przeciwko smokom odwylęganym.
Lubo jest rzadki, co fortel z siłą
W doraźną umiał zamienić wolę:
Zawsze się jedno z drugim wadziło;
Mówiłbym dłużej, lecz cierpię bole -
Dzień mię odbiega, a noc mię woła.
Lilijan niech wam
będzie gościnnym:
Zostawię po mnie świecę, gęśl,
zioła -
Świecę, gęśl, zioła:
zostawię innym -
Głosem cichszym
Książęta, jedźcie za siódmą skałę,
Gdzie śniegi leżą na Tatrach białe -
RAKUZ
Strugi jak
pytać? I pytać kogo?
STARZEC
Cel drogi bywa z skończoną drogą,
Grotem się włócznia zazwyczaj kończy,
Wrębem się kończą brzegi opończy:
Człek nie wie, mówiąc o tem i owem,
Że słów granice są jeszcze słowem.
LILIAN
Książęta, jedźcie za siódmą skałę,
Za siódmą skałę, gdzie śniegi białe -
Książęta wychodzą. Lilian do Pustelnika
Mężowie wyszli, wadząc się z sobą.
STARZEC
Gdzie zwada braci zdwoi rodzonych,
Nie kwap się trzecią stawać osobą.
Osobą trzecią braci zwaśnionych
Milczenie naprzód bywa - a potem
Służalec, człowiek kupiony złotem,
By, zaprzestawszy swego istnienia,
Dla powaśnionych był zejściem gniewu -
Ten gdyby zbywał, będą kląć drzewu,
Lub z przydrożnego szydzić kamienia,
Aż gniew, który jest właśnie że owem
Zapowietrzeniem po-jaszczurowem,
Wyrozpoznawa się i
wyplenia!
Po chwili
Zmierzyłem ja ich tą siódmą skałą!
Dni siedm niech
błądzą z dala od domu,
By, co jest marą, snem się wydało:
A Bóg da resztę - jak będzie komu! -
II
Głęboka puszcza - noc.
RAKUZ
Trębacza w lesie z rozkowanym koniem
Zostawić przyszło - dobrze! - Za nim w ślady
Łucznika - dobrze! - A teraz mój gniady -
Dla mnie -
Siadając na koń
Nie dzielę się już pod-ogoniem:
Braterstwa lękam się równie jak zdrady.
KRAKUS
Zdrady? - o! bracie, gdzież zdrada być może?
Tak wiele razy dzieliliśmy łoże,
Jedną okryci burką noce całe
Po łowach, w dęby tuląc się spróchniałe -
A dziś, przypadku małego zrządzeniem,
Może nam chwilę przyjdzie czekać jedną -
Zostań! - za pierwszym puszczę cię trąbieniem.
Mroki się szerzą, ale drzewa rzedną.
Rakuzie! Podziel się
oto siedzeniem,
Lub zstąp, i bogom razem zrób obiaty -
Koń, odpocząwszy, łacniej dwóch uniesie:
Przymknę do siodła, do kraju twej szaty
Jako jesienny liść - i mało szerzej
Zabiorę miejsca, niż ile płaszcz leży -
RAKUZ
Naród mię czeka, ojciec stary czeka -
Obiaty bogom spraw i ruszaj pieszo!
Brat się tu wcale brata nie wyrzeka,
Losy się tylko więcej od nas śpieszą:
Złość smoka może wywrzeć się na masy -
Poświęć się, bracie - i bądź zdrów. Niech bogi
Odmienią losy, niech odmienią czasy -
Zawraca koniem.
KRAKUS
Bracie! Co czynisz? - krew! -
RAKUZ
To nic - ostrogi -
KRAKUS
Ostrogą usta i serce mi skrwawił!
A teraz jestem jak zdeptane zioło;
Bez chleba kromki - w puszczy mię zostawił -
Zdeptane zioło, z wstydem wznoszę czoło,
Ciemno a ciemno wkoło - i nikczemno -
Gdziekolwiek spojrzeć, ciemno naokoło.
Rozbrat, którego, nie wiem, co pojedna?
I węzeł, który, nie wiem, co rozłamie? -
Żeby choć jedno serce było ze mną! -
Żeby choć ręka jedna,
Żeby choć jedno ramię
Było ze mną! -
Postępując dalej
Do świtu teraz hukać się nie ważę,
Ni pacholęcia wołać po imieniu:
Niksy chcą ciszy - Niksów nie obrażę,
By, na wstrzymanym usiadłszy promieniu,
Jak pająk pieśnią z prostej zbity drogi,
Groziły milczkiem - nie obrażę bogi,
Korowodami szłapiące jak straże,
W szerokich wieńcach paproci zębatej -
Do świtu wołać chłopca się nie ważę.
Wstrzymując się
Jeleni łańcuch płynie rosochaty
W pod-księżycowej mgle, jak tratwa duża -
Kozioł na grzbiecie srebrne liże łaty,
Księżyc się w bluszcze osłupione wmruża.
Cichości magią słyszę prawie drzewa,
Jako lepkimi budzą się pączkami,
I widzę
słysząc, jak gdy Bojan śpiewa,
W świat cię odległy przenosząc słowami,
Które nic z miejsca nie ruszają wcale -
A jednak jesteś raz w lesie, raz w polu,
Na ławie siedzisz, myśląc, że na skale,
Rannym nie bywasz, ale syczysz z bolu,
I są to wszystko tylko słowa pieśni,
I dzieje się to gdzieś - skoro się nie śni -
Potyka się o głaz - a potem
Głaz jednak, którym osłupiłem nogę -
Za one pieśni słowa wziąć nie mogę! -
Czy ten głaz wiedział, żem książę zbłąkany,
Nie zwykły tykać kamienia - jeżeli
Wytworniej nie jest z gruba ociosany? -
Po chwili
Głaz zadrżał! - jako gdy proca uceli,
Za rzutem kamień podrywając smagły -
Po chwili
Głaz wstał - i idzie - zniknął za modrzewiem -
Pierwszy raz w życiu przebiegły mię jagły,
Pierwszy raz zląkłem się - choć czego? - nie wiem -
Po chwili
Głaz, widzę, idzie w blasku księżycowym,
Idzie - legł na mchu - widzę, jak na dłoni,
Kamień! choć może progiem był ciosowym,
Lub służył we drzwiach do wiązania koni;
Deptan i wiązan przez ludzkie zwyczaje,
Wylega teraz - gdy ja błądzić muszę! -
PRÓG
Najniższy
sługa! - książę mię poznaje? -
Najniższy sługa, Próg - zyskałem duszę
Po rozwaleniu zamku - i gdzie mogę,
Zabiegam teraz podróżnikom drogę;
Milczałem wieki, gdy deptano po mnie,
Gdy w kości na mnie grywano nieskromnie;
Milczałem wieki - raz przecie, gdy noże
Zbójców na biodrach mych ostrzono, pomnę,
Że zazgrzytałem przeraźliwie: "Boże!" -
I odtąd wszystko mi już nieprzytomne -
A teraz progiem jestem grzędy drugiej,
Pałacu, który, gdzie bym nie legł, stawa;
Ten niewidzialny jest tyle, co długi -
Niech książę stąpa, milczę na usługi:
Jak niegdyś w zamku hrabiego Mścisława!
KRAKUS
Wierzyć, nie wierzyć? - oto zapytanie! -
Książę brat Rakuz stąpiłby już dawno,
Lub nogą kopnął i całe zadanie
Obrócił z śmiechem w przypowieść zabawną.
Dlatego pierwszy fortelu dostanie,
Dlatego smoka zwali ręką sławną,
Nim ja, tułactwem i smutkiem zwątpiały,
Do wtórej ledwo
dowlekę się skały.
- Jeszcze krew z wargi wysysam przeciętej,
A już mi nie chce się jemu złorzeczyć;
Niech będzie zbawcą i na króla wzięty,
Kiedy tak umie wspaniale kaleczyć - -
Może wart byłem, że jestem wyjęty
Spomiędzy mężów ulubieńszych sławie?
Przyłożyć ręki nie mogąc do dzieła,
Kiedy mi wszystko niedola odjęła -
To zrobię jedno, że - że, błogosławię!
- Lecz śmiech mię bierze i łzy mi się garną,
Myśląc, że ręki jedynie skinieniem
Dokładam na wiatr - byłżebym już cieniem
Marnym, któremu rzeczywistość marną? -
Czyliż, do progu przyszedłszy jakoby,
Gdzie dotkliwego wątku już nie staje,
Wyjrzałem w za-świat - poznały mię groby?! -
PRÓG
Najniższy sługa! - książę mię poznaje! -
KRAKUS
Że niewidzialne zamki są, to pewna:
Rycerz mi jeden sam się o tym zwierzył,
Iż go zaklęta gościła królewna.
- Czarów się nie bał - ale długo nie żył -
Tarczę widziałem sam, na własne oczy,
Przed którą Pani ta szukać lubiła
Czystości lica i ładu warkoczy,
A tarcza odtąd twarzą jej patrzyła!
- Nie jestem - widzisz - lada młodzik, który
Rycerskie z wierzchu tylko zna rzemiosło,
I ramię moje sięgało do góry,
I czoło moje wyżej dachów rosło.
- Wiem, że są boje wszelakiej natury:
Ani mię dziwi gościnność kamienia -
Lecz jestem smętny - i jestem ten, który
Dla siebie nie chce już nic, prócz spocznienia!
Pochyla się i kładzie opodal Progu.
A przeto wolę na tym mchu jałowym
Przylec, niż świetne przyjąć zaproszenia -
PRÓG
Książę się kładziesz w ogrodzie zamkowym,
W grocie bezwidnej z
drogiego kamienia,
Gdzie źródło w konchy spada alabaster,
Stół z niewinnymi ofiarami czeka:
Mleko, owoce i miodowy plaster
Podaje Cisza, przyjaciółka człeka,
Nie kłamająca natrętnymi słowy -
Zasuwają się ściany niewidome.
Spocząłeś, książę, w grocie szmaragdowej!
III
U pierwszej brony zamku - Rakuz na spienionym koniu - Grodny na czele czeladzi.
GRODNY I CZELADŹ
Z straszliwą wieścią czekamy na drodze -
RAKUZ
oddając konia
Niechaj wiem.
GRODNY
Książę nas opuścił Włady - -
RAKUZ
Kółko mi o tym szeptało w ostrodze:
- Płaczki niech wyją, niech szlochają dziady,
Stos wielki cieśle niech od rana stawią,
Chorągwie niech się zbiorą i gromady -
Po chwili
A smok?
GRODNY
Drabowie z tym
się czasem bawią -
RAKUZ
A Krakus książę, brat nasz? -
GRODNY
Ani słychu
O księciu panie młodym -
RAKUZ
na stronie
Daj go lichu! -
Nie temu z bestią harcować żakowi,
Ani po starcu dziedziczyć korony -
Przyniosłem fortel, co w wodzie się łowi,
Smoka jak zażyć, wiem, i z której strony -
Tylko mi trzeba śpieszyć się, bo kto wie -
Tylko mi trzeba, jak grom przed wystrzałem,
Knować, sam na sam, cichą rzecz -
Słychać szamotanie się i ryk smoka.
Zadrżałem?!
Szołom wchodzi. Rakuz, poznając go
Szołom! -
Przyzywa go bliżej skinieniem.
Jak stary zeszedł? Niech usłyszę.
SZOŁOM
Panie! - że, będąc koronnym runnikiem,
Posiadam sztukę, przez którą rad piszę,
Cokolwiek zechcę, tym oto stylikiem
Na buku - tudzież, że się tego z nikim
Dzielić nie godzi, iż jest rzeczą stanu:
Przeto, tak dla tych, co stoją za tronem,
Jako i dla tych, co ścielą się panu,
Spisałem słowa piórem nieuczonem -
Te zaś brzmią:
Dobywa tabliczek.
RAKUZ
Czytaj! -
SZOŁOM
"Szóstego dnia - rano -
Krak,
książę Włady, chwilę zgadł bez-wtórą
I
kazał, aby z wieży obwołano,
Że
umrze - - Lechów zebrało się sporo
U
łoża, które jest z czarnego dębu.
Tam
książę, głowę poruszając bladą,
Tak
prawił: <<Gród ten, spod smoczego zębu
Wybawi
jeden z dwóch, którzy tu jadą:
Który
zaś - nie wiem - lecz jeden z księżyców>>
-
I
dodał: <<Wielu nie będzie dziedziców!>> -
I
przemilkł - po czym, gdy
bardzo szlochano,
Jakoby
młodzian porwał się z pościeli,
Głosem
wołając wielkim: <Niech
powstaną
Dziadowie z grobów! - by jasno widzieli,
Że się nie lękam śmierci> - i padł - Lechy na to:
<Chrobryś był!> - trupa osłonili szatą
I
wyszli - "
RAKUZ
Tablic
tych nie dotkniesz więcej,
Na
wieki legną w żalnicy książęcej -
Mimo
iż starzec wróżył nie dość jasno -
Imiennie głosić nie
raczył dziedzica - -
SZOŁOM
Człowiek,
o! panie, gdy siły już gasną,
Jest
tak, jak kiedy dopala się świeca -
Dlatego
poznać dobrego runnika
Po
tym, czy słowa mniej pewne przenika;
Ja
zaś z mej strony to na marginesie
Włączyłem: "Ze słów tych
Rakuz rozumie się",
Co
jednak w tekście nie jest rzeczą główną,
Gdyż obu książąt czekano
zarówno -
RAKUZ
A
prawda cóż jest? -
SZOŁOM
Cóż
prawda jest? -
RAKUZ
Słowem -
Cokolwiek
streścisz aść, przyjąć gotowem.
Przechadza się - poglądając ku podwórcowi zamku
Ludzie
ci - owdzie - u zamkowej brony
Stojący
kupą, jak cygańska rzesza -
Co
są? -
SZOŁOM
Z
dalekiej są, o panie! - strony,
Gdzie
rola siejby nie zna, ni lemiesza;
Bagna,
zamierzchłe kępy ich mieszkaniem,
Skąd
się Kiempowie zwą - ci więc się bawią
Dziwów
obławą - smoków
polowaniem,
Jeśli
zaś wierzyć kto chce gminnej wieści,
Mają
i księcia w tej bosej gromadzie -
Bitni
są - piją, co się
tylko zmieści,
I
jak dębowe leżą potem kadzie -
Wszakże
za dobre wdzięczni - i łaskawi -
Historia
zwie ich wszystkich: Skandynawi.
Wczoraj - od ludu słyszawszy o smoku,
Zboczyli
nieco dla bliższych języków,
A
jeden z onych, mimo bestii ryków,
Mniema - że potwór
jest w patrzących oku,
Wycie zaś larwy sprawują piekielne,
Rade,
iż w kłamstwo to wierzą bezczelne!
RAKUZ
Gadek
tych ważyć nie jest ludzką rzeczą -
Słychać szamotanie się i wycie.
Kły
muszą być gdzieś, jeżeli kaleczą,
A
skoro kły są - a jeśli w tej chwili
Słyszym, że draby w progach się bronili -
Po chwili
Lecz - za dni mało - będę ja sam na sam
Walczył,
i wobec narodu pohasam -
Po chwili
Słuchaj!
niech konia trzymają chędogo!
Słuchaj! - bo trzeci
wschód nim się zapali,
Lud
mój ze wszech stron wyruszyć ma drogą,
By
widział, smoczy łeb jako się zwali,
Ja
rzekłem - i dość - wiem, co - wiem, jak czynię.
Po chwili
Tymczasem Kiempów onych książę - za co
Nie
jest jak w własnej ugoszczon krainie?
Pytać
nie trzeba, czy podróżni płacą -
Z
rycerzy błędnych tylko ludzie prości
Szydzą - lecz gród mój znan jest z gościnności.
SZOŁOM
Słowa
te - słowa te same - te same -
Grodnemu wczoraj wyniosłem za bramę,
Mówiąc: "A któż wie?
Książę Krakus może,
Zbłąkan gdzieś, cudze zalega rogoże,
Lub deszcz z zamkowych ocieka nań
rynien" -
RAKUZ
przerywając mówienie Szołoma
Ludziom
tym - rzekłem - wieczerza i łoże -
Szołom wychodzi.
A
książę Krakus? - 0n! - sam sobie winien!
IV
Wnętrze groty szmaragdowej - w głębi zdrój - przodem stół zastawiony, przy
nim usłane siedzenie na kształt łoża.
KRAKUS
we śnie
Śni
mi się - śni mi - że mi się śniło
Bolesne
jakieś z bratem rozstanie,
Które
się z ziarnka piasku - mogiłą
Stało
- jak ściana dzieląc mieszkanie.
- A ja mam
cichą z szmaragdu grotę
I
zastawiony stół owocami -
I
jestem z kimsiś, co kocha cnotę -
Muzykę
słychać - jesteśmy sami -
Nic
mi nie braknie - nie braknie - wcale -
Tylko
że pragnę,
Porusza się.
A
nie mam czary! -
Wstaje.
Więc
idę, śpiący i pełen wiary,
Gdzie
słychać źródło szemrzące w skale.
Biorąc wodę ze Źródła
Brązowym
hełmu czerpnąwszy garłem,
Piję
- - a ciągle śnię: że umarłem -
Pije z hełmu.
ŹRÓDŁO
W
miedziany kask
Księżyca
blask
Nie
tak upada niedbale -
Jak
wód mych nić
Perłowa - lśnić
Schodzi
pomiędzy korale.
KRAKUS
wieczerzając
A
ciągle śni się - że mi się śniło -
Jakby
mię ziemia przyjęła w gości,
Twór
każdy witał - wszystko
mówiło -
Jakbym
się bawił źródłem mądrości -
ŹRÓDŁO
Nakłonem chmur
Zza
siedmiu gór
Rosnę - lecz w niebie
się rodzę.
Rób-że,
jak chcesz,
Czy
tam mnie bierz,
Czy
tu, gdzie samo przychodzę -
KRAKUS
Ciągle
śni mi się jak rzecz prawdziwa,
Śni
mi się ciągle, że nikt nie baczy,
Iż
w dziennym jawie senne przędziwa
Wsnute
są, niby na krosnach tkaczy,
Lecz
nić ich ciągnie się i nie zrywa,
Nad
światło szybka i migotliwa -
Spostrzeże
ją człek - a nie zobaczy!
ŹRÓDŁO
Nie
jestem nic,
Ni
rąk, ni lic,
Wydźwięk
mam tylko perłowy -
Rzemiosło
moje
Ochładzać
znoje,
Cóż
chcesz od wody źródłowej? -
KRAKUS
kończąc wieczerzać
Szczęśliwy
człowiek, w śnie czy na jawie,
Niczego
nie chce, nawet i chcenia -
Brat
żeby wiedział, jak ja się bawię! -
Gościnność
jaka jest - u kamienia -
Jak
wiele serca, braterstwa ile
Próg
mi okazał kopnięty nogą!
Nie
rozdarłby mi twarzy ostrogą -
Podnosi toast hełmem.
Zdrowie
twe - Progu! Leżący
w pyle -
Wychyla napój i wyciąga się do snu.
ŹRÓDŁO
Dochodzić - trud,
A
dojść - jest cud -
Mniejsza,
czy konno? Czy pieszo?
Bo
jedni z was
Mijają czas -
Drudzy
mu ledwo wyśpieszą!
KRAKUS
we śnie
Coś - coś - jakoby z pustelni słowa -
Jakobym
spoczął już niedaleko -
Woda
gdzieś jakby biła źródłowa
Za
siódmą skałą, za siódmą rzeką -
Spocząłem
w drodze - przez próg
przechodzę -
Gdzie
próg? - gród? - Rakuz? - kółko w ostrodze? -
Po chwili
Ojciec
mój - ojciec! - co oni wleką?
To
smoka tułów, ojcze! - to smoka -
Czy
słyszysz? - cisza wkoło
głęboka -
ŹRÓDŁO
Rycerzu,
wiedz,
Żeś
przyszedł lec,
Gdzie ludzie
progów nie kreślą,
Lecz ludziom
Bóg
Zakłada próg -
Nie wszystko
pełniąc, jak myślą.
KRAKUS
Snu
jeszcze zetrzeć nie mogę z oka - -
ŹRÓDŁO
Więcej
już nie-śń,
Lecz pomń, że pieśń
Nie
tylko z rany wylecza -
Spróbuj
to sam
U
smoka jam -
Rymem - ach! - będzie cios miecza.
Przepadają ściany niewidzialnej groty
i zamku. - Krakus na mchu w lesie śpiący zostaje jak pierwej - Zorza poranna świtać zaczyna.
ZORZA
Wstawaj,
książę! - czas w drogę -
KRAKUS
porywając się
O!
wiem - wiele wiem - - mogę! -
V
Komnata książęca na Wawelu - lampa u
sklepienia, mimo światła dziennego pali się.
RAKUZ
sam
Dnie,
noce jedną stały mi się dobą,
Nim
chwila przyjdzie, chwila pojedynku -
Przechadza się - staje
Miałżeby
człowiek wyścigać się sobą?
Potem
się gonić, będąc pierw na rynku
Ciało
za sobą wlec, czuwaniem zwiędłe,
I
osobistość spajać gdzieś rozprzędłę.
Szczęśliwy,
kto jest tam, gdzie jest - ja wcale
Nie
byłem owdzie! Dziś mi cięży chmurą -
Dnie,
mroki, zorze - palę się a palę,
Jako
ta lampa - nie wiem już, noc którą -
I
zawsze kędyś mam mój dzień słoneczny,
I
wszelki bliski jest mi niebezpieczny -
SZOŁOM
wchodząc
Panie
nasz! -płatnerz, od świtu wysłany
Do
kamiennego królów mogilnika,
By
miecz pociągnąć o grobowców ściany,
Wrócił
- stal prysła -
Składa odłamy miecza.
Z
urzędu runnika
Winienem zaraz wieszczbę stąd wyśledzić:
Że o złym mieczu traf zdążył uprzedzić-
Przy
czym jest wniosek, że inny miecz, wtóry,
Nie
już ów pierwszy, znosić ma potwory.
Jakby
więc - mówię - duch z grobowców wołał:
"Syn to potrafi, co ojciec nie zdołał!"-
Niepróżno
bowiem runnik jest runnikiem,
Skoro
zna sztukę, pisania stylikiem -
RAKUZ
zdejmując łańcuch z szyi i miecz ze
ściany
Łańcuch
ten złoty - wam; miecz - płatnerzowi -
SZOŁOM
Panie
nasz! lud się wkoło miasta mrowi,
Na
drogach wszystkich koczują gromady;
Dawno
tak wielkiej rzeszy nie widziano,
Jakkolwiek
liczne są w dziejach przykłady,
Iż
śmiech opieszał, łzy zaś skorzej lano,
Żałując
książąt, których brak! -
RAKUZ
kładąc rękę na piersiach
Co
braknie?-
Kogóż
tu braknie?-
SZOŁOM
Stos
- mówię - żałobny
I
ciało Kraka widzieć każdy łaknie,
Lech
i oszczepnik, kmiotek nawet drobny -
Rycerzy
sporo z krainy odległej
Widziano
w tłumie. Niejacy w kapturach,
Smętni
jak grodu zwalonego cegły,
Stoją,
na ciężkich oparci koszturach.
Inni
przysięgli zostać tak, jak legną,
Póki
się stosu wieńce nie zażegną,
A
inni lica nie odsłonić wcale.
Kobiet
dostatek, w poczesnej odzieży,
Chórami
ciągnie, pośpiewując żale-
RAKUZ
Niechże
się kupią - coraz wołać z wieży,
Że,
niźli zorze wtóre się zapali,
Rakuz
sam na sam smoka głowę zwali -
Po chwili
Kiempów wódz czym się bawi? - niech nas widzi -
SZOŁOM
Wczoraj,
o panie! - chciał wnijść, lecz się wstydzi,
Obuwie
mając ze skór ryby morskiej:
U
Skandynawów to obyczaj dworski -
Zaś
ludzie jego do jamy smokowej
Rzucali
nieco zatrutego jadła,
Skąd
wraz olbrzymie wylatały sowy;
Rzesza
patrzących cofając się bladła.
Wycia
niekiedy słychać było z głębi,
Gdy
z wież, za każdym onych wyć przestankiem,
Struchlałych
wiele padało gołębi:
Chłopcy
je dotąd zbierają pod gankiem.
RAKUZ
z obłędem
Miecz
czy naostrzon?-
SZOŁOM
Właśnie
że go biorę -
RAKUZ
Stos
czy zapalon?
SZOŁOM
Chcę
pytać o porę -
RAKUZ
Pora!
- ach! - pora - - zawsze - zawsze pora,
Cóż
jest dziś?
Przechadza się - i nagle z pomięszniem
Jutro
- cóż wszak jutro? - wczora?
Cóż chciałem mówić? - miecz niech mi
wytoczą,
Konia
mi trzymać jak przed bitwą - dalej -
A
dalej - dalej, co się stanie - zoczą!
Po chwili
Skoro
zapalą stos, wyjdę, acz więcej
Nad
popiół ważę żywych sto tysięcy!
SZOŁOM
Słowo
królewskie jest jak bystra rzeka -
Wychodzi.
GRODNY
w progu
Kiempów wódz w progach Rakuzowych czeka!
RAKUZ
Gość
w dom, to Bóg w dom -
WÓDZ
zbliżywszy się
Ugoszczony
w grodzie,
Kłaniam
ci - jesteś zaś pierwszym w narodzie,
Któremu
morskie wybrzeża z bursztynu
Bóg
dał, jak krawędź kolebki dziecięciu -
"Adynoj" - woła Żyd - my zaś Odynu
Zowiemy tego, co Bogiem jest księciu.
Dziadowie
moi od Fenicjan wzięli
Mądrość
pływania po morskiej topieli;
Bo
nie znam więcej nic milszego Bogu,
Jak,
w gwiazdy patrząc, uwijać w pirogu
Po
niezgłębionych toniach Bożej woli -
Podsuwając ławę
To
rzekłszy, siadam - by odpocząć gwoli -
RAKUZ
Siadaj
mość - - inne jest królestwo nasze,
Wcale
że inne, gospodarcze, lasze -
Acz,
co jest morze? - wiem - i z której strony? -
Runnika mając, ten zaś jest ćwiczony,
Gwiazdy
jak nazwać? - wie o każdej porze,
Ku
czemu, w czas swój, i sypia na dworze,
Łańcuch
mu złoty dałem, wiedząc o tem,
Że wczoraj pomni, dziś zna, zgadnie potem -
WÓDZ
Mądrych
się ludzi bynajmniej nie wstydzę:
Wiem,
na co orły? - na co ostrowidze? -
RAKUZ
posuwając czarę
Pij,
mość - - ja piję -
Po chwili
Rzecz
twoją o smoku,
Który
mię trapi, mów - byłżeby w oku?
WÓDZ
Długa
jest powieść o smoczej naturze!
Ten
bywa w oczach, a inny w posturze -
A
inny jeszcze w obu jest zarazem:
Na
jednych przeto użyj trąby grzmotów,
Drugie
tnij mieczem, inne miecza płazem -
A
inne śmiechem zbądź lekko -
RAKUZ
Ten
- gotów
Być
z onych, które są i są obrazem -
WÓDZ
Chłopy
me w jamę na wici lipowej
Rzucili
jagnię, truciznami dziane:
Jęk
najprzód, potem wylegały sowy
I
dziwolągi szły porozskrzydlane
Z
czeluść podziemnych, a potem, a potem,
Jako
gdy burza zaniesie się grzmotem,
Ale
nie może całym strzelić gromem -
Myślałem,
że się loch zapadnie z domem!
RAKUZ
Dość
jest! - za mało - będę ja sam na sam
Walczył
- i wobec narodu pohasam -
Mość
zaś, ze swoim pocztem, niech zaczeka -
Doświadczonego
miło gościć człeka.
WÓDZ
Rzekę
już siódmą od rodzinnych progów
Przeszedłem,
błądząc przez cztery księżyce,
Draśnięty
pierwej od miedzianych rogów
Dziwa, którego, wciąż śnię, że uchwycę.
- Tego już moi
dwakroć siecią brali,
Oszczepem
nieraz dotarli w pogoni:
Uchodził
zawsze! - a oni wracali,
A
ja im miodu - i znowu do broni.
- I spocząć
nie dam, przez młot Odynowy,
Dopóki
rogów nie wyłamię z głowy -
Bo,
rękę w morzu unurzawszy słonym,
Przysięgłem
żonie - nie wrócić zhańbionym -
Pije.
Żony?
- mość nie masz?
Pije.
Poznaj
nasze panny,
Które
są włosem trząsające złotym
Po
piaskach morskich, jak żółte dziewanny -
Ciche
i wielkie -
Pije.
Dużo
mówić o tym -
Pije.
W
księżyca kiedyś patrząc sierp, jak w próżnę
Arfę,
co złote wyśpiewała struny,
Dokończyć
przyjdzie to życie podróżne,
Smętne
jak popiół i ciche jak runy -
Łuny wielkie wbiegają przez okna na
ścianę komnaty.
RAKUZ
zasłaniając twarz ręką
Stos
ojca mego -
Do Wodza
Idź
mość zdrów -
WÓDZ
wychodząc
Niech
będzie
Zwycięstwo
z wami! -
RAKUZ
nieporuszony na ławie
Pomnijcież
nas -
WÓDZ
w progu
Wszędzie
-
[Wychodzi.]
Rakuz, podparty ręką, nieporuszony
zostaje przy stole.
GRODNY
w progu
Giermki po stajniach koniom obwołali,
Że
jeździec umarł i że stos się pali -
Wychodzi.
Rakuz, jak pierw, nieporuszony i ręką podparty,zostaje.
VI
Dolna część zamku - od przodu komnata
łukiem kryta - w głębi zaś korytarz przy-podwórcowy.
Przez korytarz Chóry pogrzebne ciągną - za każdym z Chórów idą różne poczty
osób - niekiedy chorągwie.
PIERWSZY
CHÓR
Przechodź
już, wielka osobo,
W
powietrze inne ze ziemi -
Gdzie
losy nie są nad tobą,
A
ty nad niemi -
WTÓRY
Weź
chleby, topór, pieniądze,
Konie
twe, zbroje i sfory,
Nim
wtóre weźmiesz już żądze
Sam
będąc wtory -
RAZEM
Lecz
czemu? - powiedz - ach! czemu?
Ty,
coś stał ponad tym krajem,
Przechodzisz
dziś do podziemu,
A
my zostajem? -
PIERWSZY
Przechodź
już, wielka osobo,
W
powietrze inne ze ziemi,
Gdzie
losy nie są nad tobą,
A
ty nad niemi -
RAZEM
Lecz
czemu? - powiedz - ach! czemu? -
- - - - - - -
- - - - - - - - - - - - -
Chóry przechodzą - Rakuz, który za
nimi postępował, zbacza na przód komnaty i zatacza się w krzesło wielkie.
RAKUZ
Czemu
i czemu?! - sto dębów widziałem,
Nad
przepaściami schylonych przy drodze,
A każdy skrzypiał: "Czemuż ja spróchniałem?!"
SZOŁOM
bawiąc rękę łańcuchem złotym
Panie
mój! - przebacz, iż nieproszon wchodzę,
Lecz
umiem sztukę pisania stylikiem -
Stąd
rad bym w smutku stać się poradnikiem,
Słowy
mądrymi odegnać tęsknotę -
RAKUZ
nieporuszony
Ustąp! Za
pocztem idź - jakbyśmy sami
Szli
- ja i książę brat nasz - tarcze złote
Obiedwie - z dwoma za pocztem włóczniami -
Rakuz, nieporuszony, daje znak ręką - Szołom uchodzi - Rakuz pogrąża się w dumaniu i wyciąga na
krześle.
Rakuz sam
Czuwałem
nazbyt! - nie mam słońca powiek!
Ni
ramion skały nie mam granitowej -
Oprzeć
się szukam gdzieś - bo jestem człowiek -
Człowiek
i człowiek - od stopy do głowy! -
Po chwili
A
przecież co noc podziemia się trzęsą,
Chwieją
się ściany w broń ubrane - drżące -
Jakby
wołały o krew i o mięso,
Chude,
zgłodniałe, i kłami dzwoniące.
Po chwili
A
przecież jeszcze i zawistnych chmura -
Ciszej
I ten -
Ciszej
Dość, widzę, błąkał się po lesie-Blady jak szkielet, w framudze
kaptura:
Wątpię, czy oszczep na smoka uniesie?-
Czuwałem
nazbyt! - człowiek i natura
Niech
wezmą ze mnie, co im się należy -
GRODNY
Raz
wtóry turniej otrębują z wieży.
RAKUZ
Snu
- snu - -
PŁATNERZ
wchodzi na palcach z mieczem
Raz
trzeci trąba gdy zawoła,
Miecz
ten -
Spostrzega śpiącego - zawiesza miecz i
uchodzi.
RAKUZ
w marzeniu
Snu tylko - i snu - i nic zgoła
Więcej
- człek jestem, jak wy wszyscy - podły -
Po chwili
Przytomność
samą cóż uwcześnić zdoła,
Jeśli
nie spokój, sumienność i modły?-
Z śmiechem
Wszystkich
trzech razem nie znam osobiście -
Po chwili
Słowa
mi z ust mych padają nieznane -
Lecz
skoro padną, słyszę je, jak liście
Słyszeć
powinny drzewa obnażane,
Czół
własnych wieńce mając pod nogami.
We śnie
Idź
precz! - zawracam koniem i uchodzę.
Idź
- - bo przekreślę ci twarz ostrogami! -
Słońce
już wschodzi - ze słońcem ja wschodzę,
Na
wielkim, pianę toczącym rumaku -
Tam
lud i owdzie lud - i krzyk dokoła -
Przede
mną tułów bestii na pół-haku
Wleką drabowie - cała rzesza woła:
"Rakuz niech żywie! Włady-Tur niech żywie!"
- Lechy do kolan skaczą mi: ich czoła,
Ręce ich widzę
u strzemion, na grzywie -
Ziemia drży - Sława w cztery trąbi strony -
Sława! -
Porywając się we śnie
Och!
Krakus gdzież?-
Po chwili
Bardzo
wzgardzony
Uchodzi
- krwawą plamę ma na licu -
Z obłędem - we śnie
Podobnych
braci dwóch widzę w księżycu -
W progach pokazuje się Krakus, na
oblicze kapturem okryty - spostrzega śpiącego i zbliża się na palcach.
VII
KRAKUS
stając u krzesła
Spoczął!
Niech bogi Ulgę mu przyniosą
- Która jest
dobrą panną, złotowłosą -
Szlachetny
Rakuz - och! - ileś ty, widzę,
Żałobą
z ojcem współ-konał sędziwym! -
Cofa się na palcach.
Twarzy
odsłonić? - poznać się dać wstydzę,
Niewczesny
dwakroć - umarłym i żywym!
Wstrzymuje się, pogląda na śpiącego.
Któryż-bo
z zacnych trudów twych dzieliłem?!
Czym
cię wyręczyć pośpieszyłem? - bracie! -
Czym
jestem teraz - i czym kiedy byłem? -
Przed
ojca stratą i po ojca stracie -
Z progów - gdzie zatrzymuje się na
chwilę
Śpijże
ty - książę! - pod pra-ojców godły
Chmura
z twojego niech ustąpi czoła:
Jaw,
czyn i samą przytomność cóż zdoła
Uwcześnić
trzeźwiej nad spokój, lub modły? -
Uchodzi.
VIII
Rynek miasta. - Tam i owdzie
pospólstwo w gromadach - na przedzie kilku Kmietów i
mieszczan.
PIERWSZY
Ja
mówię: "Jeden" on zaś: "Dwóch" - a owy
Krzyczy: "Żadnego książęcia nie było!" -
WTÓRY
Zgadujże
teraz - po rozum do głowy -
Szołom przechodzi mimo.
PIERWSZY
Osoba
idzie w łańcuchu, aż miło!
Dworska
- lecz któż się spytać jej odważy?
SZOŁOM
przystępując do rozprawiających
Uszanowanie
u gminu na twarzy
Świeci
jak łańcuch złoty - nawet lepiej!
MIESZCZEK
Któż pomyśliłby, że sam nas zaczepi -
SZOŁOM
Sprzeczka
jest o co?
PIERWSZY
On,
że książąt obu
Widział,
powiada - on zaś, że jednego -
A
on, że wcale - i nie ma sposobu
Zgadnąć
-
SZOŁOM
Sprzeczacie
się nie wiedzieć czego!
Rozstrzygnąć
można tę rzecz - i niezwłocznie -
Rozstawia pytających się w półkole -
potem zbliża się do nich.
Wiele
tarcz było złotych?
WSZYSCY
Dwie
- przy tym dwie dzidy!-
SZOŁOM
patetycznie
Gdzie
tarcz jest złotych dwie, tudzież dwie włócznie,
Tam
dwóch jest książąt. Lub, gdzie włóczni parę
I
tyleż tarcz jest, tam, że dwóch, daj wiarę -
Uchodzi krokiem mierzonym.
PIERWSZY
To
tak, jak palców pięć i pięć - dwa razy,
U
dwóch rąk, czyni dziesięć, bez urazy -
Oddalają się, gwarząc.
Krakus przechodzi mimo, za nim Szołom.
KRAKUS
nie poruszając kaptura
Dobrze
jest błądzić ile można najmniej -
SZOŁOM
Jeśli
nie błądzę, to książę jegomość? -
KRAKUS
Żebym
choć złoty łańcuch miał przynajmniej!
SZOŁOM
Jeśli
nie książę - to stara znajomość -
Z
głosu, i z wzrostu, i z gestu! -
KRAKUS
Zaiste,
Starszej człek nie ma tu, gdzie wszystko zwodzi,
-Co
więcej, jeśli trafem w świat przychodzi -
SZOŁOM
na stronie
Ktoś,
co opiewa prawdy wiekuiste,
Albo Szołomów ród zna od korzenia -
Po chwili
Gdybyś,
rycerzu, spod tego kaptura
Włos
jeden odkrył -
KRAKUS
Jestem
spod kamienia,
Spod
mchów - z narodu, który skryła góra.
- Tam czaszek
nagość popiół grzeje szary,
Włosów nie
trefi nikt w kosy,
Księżyc prześwieca przez szpary,
Przez krople
rosy -
Tam, jeśli
jesteś rycerzem, wiesz, za co,
Kryjąc się
jedni darzą drugich blaskiem:
Oklaski ciszą
się płacą,
Cisza -
oklaskiem -
SZOŁOM
Naród
to wielki być musi - i bardzo -
KRAKUS
Granice
jego granicami gardzą.
Przechodzi w tłum.
IX
W głębi brama kryta
łukiem - tłum się w nią ciśnie i czepia po wysokościach murów - na przodzie sceny gromady zatrzymane gwarzą.
PIERWSZY
w bramie
To
nie on! - czemu palcem wytykacie! -
WTÓRY
Byłżeby
książę w tak szczególnej szacie,
Kapturem
z wierzchu na oblicze kryty?
INNY
Harfę
ma złotą, lecz stoi jak wryty,
WIELU
Trzeci
raz turniej otrębują właśnie!
Słychać trąby i wołania z wieży.
WTÓRY
To
on, jeśli już trąbiono raz trzeci -
PIERWSZY
Harfę wstrząsł, jako kiedy słońce gaśnie
Złocistsze
bardziej, niż gdy za dnia świeci.
INNY
Śpiewa
- i przed się idzie w loch smokowy,
Wyprostowanej
nie ruszywszy głowy;
Posągom
z głazu podobny wyrżniętym;
Fałd
żaden na nim zmięszanym ni krętym -
Osoba
dziwna -
WIELU
Kto
bliższy, śpiew słyszy -
INNY
Ja
słyszę -
MIESZCZEK
Rycerz
śpiewa, bądźcież ciszej -
Tłumy się powoli uciszają.
ŚPIEW
Chodź!
- stań! - przez wiarę wiar
Klnę
cię, pożerco dusz -
Czar
twój skończony już:
Czar
mój jest żaden czar -
Bóg
wie, za ile win,
Twarz
w twarz, począłem rzecz:
Broń
ma - ten jeden miecz;
Pieśń
ma - ten jeden czyn -
Pieśń
ma to nie pieśń już -
-
- - - - - - -
- - - - - -
PIERWSZY
Przystąpił!
- harfę podnosi i ciska
W
pieczary ciemność -
INNY
Latawców
mrowiska
Z
dymu słupami wylatują w górę -
WIELU
Widzieć
nie można, taka ciemność pada!
INNY
Tam,
owdzie, ptastwo błądzi w niej bez-pióre,
Jak niedoperzy i sów całe stada -
MIESZCZEK
Ktokolwiek
pierwszy zoczy co, niech gada! -
W
BRAMIE
Co
widzisz? - widać co?!
PIERWSZY
Widać
- jak chmurę,
I
grzbiet nagle zbudzonej mogiły,
Wydzierający
się z ziemi rozpacznie!
I
widać - jakby moc, zmienioną w bryły,
Co
się wyciąga ze snu, nim iść zacznie
Po
przyczajonych karkach stu tysięcy - -
Po chwili
I
- widać znowu ciemność - i nic więcej
Nie
widać, tylko jakby błysk
niebieski-
GŁOSY
Z DALI
Miecz
księcia górą! - Górą miecz królewski! -
PIERWSZY
A
teraz widać wał, że jest ochwiany,
Zataczający
się wał, jak pijany,
A
zamek nad nim stoi - a wał owy
Nie
jest już wałem - to cielsko jest smoka -
Legł!
-
WTÓRY
Oszczepnicy
skoczyli do głowy:
Rąbanie
słychać - - słyszycie rąbanie? -
KMIEĆ
Jak
gdy kto w puszczy wycinanej stanie,
Gęsto
rąbanie słychać - jeszcze - jeszcze -
MIESZCZEK
Jako
gdy w kuźni żelazo czerwone
Młotami
biją, obracając kleszcze!
WIELU
I
jeszcze słychać, jeszcze! Nie skończone -
W
BRAMIE
Książę niech
żyje! - Mąż, co zabił smoka,
Jak
rzekł - niech żyje! -
PIERWSZY
Straciłem
go z oka -
GŁOSY
RÓŻNE
Na
tarczach podnieść w górę! - Zbawcę w górę!
Okrzyki podnoszą się i uciszają, i
znów podnoszą. - Od przodu sceny, przez tłum, ku bramie Rakuz przedziera się
pieszo; przy nim Szołom i poczet dworski - za
pieszymi prowadzą konie - wszystko w rynsztunku świetnym.
GRODNI
W
lewo i w prawo - ustąp! - książę kroczy! -
SZOŁOM
głos podnosząc
Książę
potykać się wyruszył!
WIELU
OD BRAMY
W
porę!! -
GRODNY
do tłumu
Ustąp!
-
Tłumy zaciskają się pod bramą - Rakuz
z pocztem swoim zatrzymuje się.
PIERWSZY
W BRAMIE
Kapturny zbawca zakrył oczy.
INNY
Nieporuszony,
w kapturze zostawa!
WTÓRY
Jestże
kim z bogów? - albo żywa Sława?
GRODNY
w tłumie
W
lewo i w prawo - ustąp!
SZOŁOM
Panie Włady!
W
bryłę się jedną skupiły gromady,
Ruszyć
nie sposób -
RAKUZ
targając włosy
Ha!
- snu godzin parę
Dogonić
koniem po karkach tej rzesz! -
Nie
sposób - kiedyś - któż temu da wiarę? -
GŁOSY
Z DALI
Górą!
Na tarczy górą! - Zbawca-leszy! -
W
BRAMIE
Trębaczy
poczet, szeregami dwoma,
Daje
mu drogę ku nam -
SZOŁOM
O!
ruchoma
Rzeszo,
na księżyc patrząca bladawy!
Słońce jest z tyłu -
Rakuz książę czeka.
PIERWSZY
W BRAMIE
Mąż
się kapturem zasłonił od sławy -
Widzę
go - tłum się poruszył jak rzeka,
Kiedy
rozpuści i idzie z hałasem.
INNY
Już
i ja widzieć mogę jak na dłoni -
RAKUZ
skacząc na konia swego
Kto
żyw! Niech za mną rusza!
Do pocztu
Wy
do koni -
A
kto by strzemion tykał, bić obcasem! -
Z bramy pokazują się trębacze.
TŁUM
Górą
nieznany zbawca! -
GRODNY
Rakuz
górą! -
Trębacze i wielki tłum dwoma zastępami
zbliżają się na przód sceny - środkiem Krakus w nieporuszonym kapturze
postępuje.
SZOŁOM
słaniając się w tłumie
Książę
ma słowo z konia, do narodu -
DWORSCY
I GRODNY
Cisza
niech będzie! - starsi niech się zbiorą,
Niech
się na kijach oprą starsi z grodu!
Kołem
niech Lechy staną -
Koło wielkie okrąża Rakuza na koniu stojącego. - Przed nim Krakus w kapturze
zapuszczonym jak pierwej. - Cisza.
NIEKTÓRE
GŁOSY
Górą!
- Górą! -
GRODNY
Kto górą?! -
RAKUZ
z konia
Męże! Ten, co w tym kapturze
Stoi
- przez wielką pogardę dla tłumu,
Iż
sławy nie chce - bogom i naturze
Bluźni!
- Przemawiam doń, i do rozumu
Przemawiam: "Odkryj czoło, zapaleńcze! -
Ludowi
pokłon daj, który cię sławi -
On
głosi, słucha Bóg - ale ja wieńczę!"-
Do Szołoma na stronie
Mów
dalej, Szołom! - gniew mi tchnienia dławi -
SZOŁOM
na stronie
Mów,
książę, dalej - już słuchają -
RAKUZ
płynnie
- - Nieco
Przemilkłem -
czemuż? -
Wskazując Krakusa
Ach!
- by posąg owy,
Poczuwszy
wreszcie wnętrzności człowiecze,
Nad
tłum zakrytej nie wynosił!
Lecz
-
Rzucając się z koniem naprzód
koniec
słowom! - niech rozpoczną miecze! -
Do Szołoma
Turniej
obwołać, że zaczął się -
Trębacze uderzają w rogi - Krakus
zasłania się mieczem.
GŁOSY
WIELU
Pada!
-
Mąż
cichy -
TŁUMY
Zbawca
gdzie?! -
RAKUZ
z konia
Zbawca?
- kto włada! -
KRAKUS
Odrzucając kaptur w skonaniu:
Skończyłem! - Konam -
- - - - - - - - - - - - - - - - - - -
RAKUZ,
SZOŁOM, GRODNY
rzucając się na ciało i zakrywając je
tarczami
Jak
upadł, niech leży!
RAKUZ
Turniej
że skończył się, otrąbić z wieży.
SZOŁOM
usuwając tłumy
Wola
umarłych, jaka by nie była,
Święta
jest - wola umarłych jest święta:
Jak
kaptur ongi, tak odtąd mogiła
Skryje
ten zacny proch, co zerwał pęta! -
Kończę
- głos szczery nie bywa rozwlekły -
Gromady z dwuznacznym milczeniem
cofają się.
RAKUZ
z konia do cofających się
O
czyny wielkie tyś się, ludu, kusił,
Rzucam
więc tobie ten miecz, krwią ociekły -
Wyciska miecz z ręki daleko.
Złamał
on męża, który smoki dusił -
Któż
z nas rycerskiej godniejszym jest chwały?
W
turnieju pierwszy kto? - co żyw zostanie! -
Gromady z dwuznacznym milczeniem
cofają się.
Mów
- albo nie mów - ludu osłupiały! -
STARZEC
z tłumu
Baczę
- coś, jakby smoka zmartwychwstanie -
INNY
Obydwa
godni są rycerskiej chwały -
Rakuz przejeżdża z wolna ku bramie,
choć gdzieniegdzie gromady zatrzymują. - Poczet książęcy wpośród nich
przechodzi.
GRODNY
do Szołoma
Gromad
się jedność to kupi, to sprzęga -
SZOŁOM
do ludu
Męże! - ja jestem runnik doskonały,
Pisarz
koronny - który, jako księga,
Ramiona
ku wam i serce otworzę,
Mówiąc:
rzeczone słowo było boże -
Bożym
rzekł - mówię - słowem książę Włady.
I
liczne tegoż w dziejach są przykłady -
Ja
sam stylikiem rzeczy takich wiele
Skreśliłem
- - Teraz do dom, przyjaciele!
Poczet zachodzi w bramę.
Grodny
W
prawo i w lewo - ustąp! - poczet przodem -
SZOŁOM
Ludu!
idź do dom -
SETNI
obwołując tu i owdzie
Kniaź
uraczy miodem,
Kto
by się w grodzie jawił przed zachodem -
STARZEC
z tłumu
O
trupie zbawcy myślcie też, Lechowie,
By,
jak ocięty karcz, nie próchniał w rowie -
SETNI
W
prawo i w lewo - ustąp! - Runnik przodem.
Runnik i Setni zachodzą w bramę.
X
Rozłogi w okolicach bramy miejskiej. -
Noc. - Gdzieniegdzie pokotem śpiące gromady. - Rakuz i Szołom kapturami okryci i grabarskimi uzbrojeni łopatami. - Szołom z latarką.
RAKUZ
Mądrości
słowo, którym osłupiłem
Trzysta-set
ludu, dziś mię w zamian boli -
Nie
bacz, że dziwnie ci to wyraziłem:
Lepszego
nie znam wyrażenia gwoli.
"Boli mię słowo" - mówiąc -
mówię o tem,
Że:
jakbym napiął łuk i cisnął strzałę
I
zawróciła mi się w piersi grotem,
A
ja bym czuł ją i czuł, uleciałę -
I
łuk trzymając luźny, drżący jeszcze,
Szukał
rannego, sam śmierci czuł dreszcze! -
Pisania
sztukę znając doskonałą,
Powiedz
mi, naucz, azali być może,
By
kogo słowo rzeczone bolało? -
Tkwiło
i pruło jak zbójeckie noże:
Słowo,
o którym sam rzekłeś, że Boże? -
SZOŁOM
Pisania
sztuka zwie się i kabałą -
Pisania
sztuka ma swe tajemnice,
Runnikom samym dostępne -
Rakuz upuszcza łopatę.
Ostrożnie!
RAKUZ
Zbudził
się który? -
SZOŁOM
wskazując latarką
Owdzie
- zbieraj! - świecę.
RAKUZ
podejmując rydel
Jako
gdy pola kto sierpami ożnie,
Pijani,
widzę, spoczęli pokotem -
SZOŁOM
Śnią
się im wiadra miodu i wiwaty.
Nie
rozbudziłbyś tej czeredy grzmotem,
A
cóż dopiero upadkiem łopaty! -
Radzę
ją wszakże nieco zgrabniej trzymać,
W
ramię rzuciwszy prawe, jak motykarz.
RAKUZ
Na
życiu łopat nie myśliłem imać -
Nie jestżem Rakuz książę? - kogo tykasz!
SZOŁOM
Trzeba
się, książę, umieć znaleźć wszędzie,
Trzeba
mieć rozum taki, jak narzędzie.
RAKUZ
popychając ramię Runnika
Szołom! - idź naprzód - nie ucz nas -
Słychać kroki warty.
SZOŁOM
skoczywszy do Rakuza,
groźnie
Milczenie!
-
Łopata
na dół - kto idzie?
GŁOS
mijającej straży
Sumienie!
SZOŁOM
do księcia
Hasło,
tej nocy dane przez setnika.
RAKUZ
osłupiały
Przeszli?
- czy przeszli już? -
SZOŁOM
klepiąc ramię Rakuza
W
górę motyka! -
RAKUZ
oglądając się dokoła
Osobo
mądra! - azali z prędkości
Nie
minęliśmy miejsca, gdzie trup leży? -
SZOŁOM
wznosząc latarkę
Tarcz
zdaje mi się blask, albo odzieży
Bieliznę
widzę.
RAKUZ
Mylisz
się, to kości,
Rwane
ze smoka bioder, ptastwo ciska,
Lub
psy roznoszą. Patrz! - za onym padłem
Postacie
jakieś i jakieś ogniska -
Ludzie
- czy widma? -
SZOŁOM
Znikli
-
RAKUZ
Wiem,
że zbladłem:
Wokoło oczów czuję to, na licu -
SZOŁOM
Żebra smokowe, czy widzisz, jak wielce
Czernieją?
- sterczą w księżycu,
Podobne
żebrom nawy skołatanej.
Patrz
tam - jak belka po belce
Lis
pełza - owdzie kruków karawany -
To
się poderwą, to siędą.
RAKUZ
rozglądając się dokoła
Długoż to potrwa! długoż -
widzieć będą,
Że
owdzie zwycięstwo było? -
Po chwili
Owdzie?
Wszak owdzie padł? -
SZOŁOM
Nie
ma i śladu,
Tarcz
nawet -
Przebiegają łuny kagańców - wyświeca
się na chwilę tumulus Krakusa.
RAKUZ
W
dali coś się zaświeciło!
SZOŁOM
porywając za ramię Rakuza
Ludzie
- tłum - ogień - stos i śpiew grobowy -
Kaptura,
książę, nie podejmuj z głowy -
Łopaty
na bok! - przysiądźmy w parowie -
RAKUZ
przysiadając z Szołomem pod wyniesieniem wału
Straszliwa
nocy!
SZOŁOM
Ciągną
tu szeregiem.
RAKUZ
Drżę - - a
któż jestem?
SZOŁOM
Jesteś,
książę, szpiegiem
Tajemnic,
w życiu ukrytych i w mowie!
Ale,
i owszem, musisz drżeć -
RAKUZ
groźnie
Runniku!
Nie jestżem Rakuz?
SZOŁOM
Trupów
ogrodniku!
Byłżebyś sobą, będąc za się branym? -
RAKUZ
Słuszna
osobo! - czyń, jak ci przystoi -
Bylebym
męża, co w pamięci stoi -
Bylebym zbawcę, zwanego nieznanym,
Do
ziemi środka wparł rydlem kowanym -
Łuny wielkie oświecają tumulus Krakusa, ogniami obłożony. - Chóry zbliżają
się.
STARZEC
Kto
by zapragnął czyn wymazać krwawy,
Niech
wstecznie kołem istności zawróci.
CHÓR
Niechaj
zawróci - a gościniec sławy
Poczciwej,
znowu, i manowce chuci
Przed zapastnikiem staną do wyboru!
Nie
starczy może już złego potworu,
Lecz
starczy mężów potwornych - niestety!
STARZEC
Skończył i skonał - o! panie
nasz - gdzie ty?!-
CHÓR
Gdzie
ty, o panie?! - Świadomszych gromada,
Duchy
pogodne i wietrzyk ochoczy,
Pancerz
mogilny w ofierze ci składa,
Przyłbicą
darni ocienia ci oczy -
STARZEC
I CHÓR
rzucając amfory
Miodem
i mlekiem lśniące dzbany ciska -
CHÓR
Gałęź modrzewiu i wieńce chmielowe,
I
mirry bursztyn kładzie w te ogniska -
I
łzy, i cichą a poczciwą mowę.
Łuny poruszonego ognia szeroko
oświecają dolinę, na której kopiec Krakusa. - Chóry, podnosząc ostatnie garście
piasku, stoją z ramionami w ruchu.
SZOŁOM
I RAKUZ
zakrywając się w parowie i przylegając
do ziemi
Ciało
spalone - kurhan usypany!
STARZEC
I CHÓRY
iskając piasek i odchodząc
Z
popiołów cała i z kruszyn oręży,
Ziemia
krakowska niechże ci nie cięży,
Sławny-nieznany!
-
* * * * * * * * * * * * * * * * * * *
* * * * * * * * * * *
OBJAŚNIENIA
Znana powieść o Smoku, którego zabił
Krak czy Krakus - nieustannie w dziejach prawdziwa, albowiem potykania się
takowego z potworem ślady idą przez wieki - rozmaitymi też sposoby w myśli ludu
określana bywa. Jak sobie przeto poradziłem z tak porwaną całością rzeczy? -
czytelnik sam osądził - dodam wszakże słów kilka ku wyjaśnieniu treści i
składowych pierwiastków.
KRAK i KRAKUS, nie myślę, aby byli jednym człowiekiem: pierwszy zda mi się
być drugiego ojcem, tak jak zdrobniałe Leszki idą po starym Lechu - w czym Kochanowski słusznie wyraża się:
"Jakoby więc (mówi on) od wielkiego jakiegoś Lecha mniejszy
Leszkowie z czasem się pokazali i przodka swego imię jakoby wskrzesili."
KRAKÓW, nazwisko miasta, jest przymiotnikowym z czwartego przypadku na
pytanie: kogo? czyj? - gród-Krakowy, czyli Kraków.
RAKUZ, brat Krakusowy, w nazwaniu swym ma
pierwiastek filologiczny przechowany u południowych Słowian.
SZOŁOM pochodzi od słowa ludowego "szołomić".
KIEMPE jest to nazwisko skandynawskich błędnych rycerzy, z których to
jeden do Olausa króla mówi:
"Wiedz, że w bogi kamienne i drewniane nie wierzę, a z diabłów
naigrywam się. Zbiegłem ziemie dalekie: potworów i olbrzymów niemało trupem
położyłem. - Wierzę bardzo w trzeźwość umysłu czystego i w moc ramion."
NIKSY, u południowych Słowian duchy podrzędne, polne i leśne.
WŁADY, przymiotnik staro-słowieński znaczący: wielmożny i heroiczny.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - -
O Wolność! Tyś jest takim świętym
przywiązaniem
do niebotycznej, sercem tworzonej
poezji - (...)
i jesteś tym gościnnym, rozłożystym
dębem,
w którym goszczę mą bracią, godnie,
bez urazy.
Taki jestem - pieśniany władyka - i wszędzie
i zawsze nieodmienny, słowiański
karmazyn.
A.J.
"Pieśniany władyka", po 67.latach
od pierwszej fascynacji Krakusem, zdecydował się wydać "Tryptyk rzymski".
O ileż łatwiej "zdumieć się najprościej" z Janem Pawłem II przy strumieniu, który "starannie ukrył tajemnicę swego początku", czy "medytować nad
Księgą Rodzaju na progu Kaplicy Sykstyńskiej" jeśli zna się "drogę" Krakusa:
1.- decyzja i wyruszenie do żródła,
2.- przeżycie u źródła inicjacji
duchowej;
3.- pieśń wolności (aż po norwidowskie "skończyłem - konam");
Słowiańska Księgo tęsknot! U kresu się
rozdzwoń,
jak chórów zmartwychwstalnych mosiężna muzyka,
pieśnią świętą, dziewiczą, poezją pokłonną
i hymnem człowieczeństwa - Bożym
Magnificat
A.J.*
PS
- - Tedy ci
powiem, ziemio, rodzima dziedzino -
Nie słuchaj, co ci mówią przechodnie,
co ludzie -
Ja ci rzeknę rzecz moją, ja wiem ją
skądinąd,
a ty, o ziemio-matko, posłuchania
udziel:
- - Poram się
z pieśnią, matko. Ciągle mię obala
ten wicher, co od świata przychodzi,
ten zalew,
co idzie jak stu końmi rozpętana fala,
a ja falę mą pragnę nad te wynieść
fale.
- - Tum się
nauczył, matko, odmiennej nauki,
stąd-em wysnuł tajnicę słowiańską, tum odkrył
tę prawdę, którą twoje wyszumiały
buki,
tu melodią łaskawą Pan mej duszy
dotknął.
I jam się też rozszumiał - buk między
bukami,
tako mi święte stało pasterskie
śpiewanie,
żem zamarzył - syn Piastów - izraelski
Dawid,
by mi na czoło Pańskie zeszło
pomazanie...
A.J.* (jesień 1939)
"A Bóg da resztę - jak będzie
komu! -"
* A.J. - inicjały pseudonimu literackiego Andrzej Jawień - Karol Wojtyła, późniejszy Jan Paweł II
| Misteria | Wanda | Niespodzianka | | Strona Powitalna | Szukaj | Odnośniki | Norwid Chrzescijanin
|