Na to jest życie, by je wy-żyć, lecz nie na to, by użyć. ( z listu do M. Trębickiej)
Laskowo-Głuchy, godzina ósma wieczorem 24 września
1821 roku
Oto zrodzonyś, maleńka
dziecino,
I w dni niewiele taki
jesteś luby,
Skoro cię z długich
osłonięć wywiną,
Do wanny niosą, lub na
dywan gruby -
-
Rodziców miłość, jak trzecia istota,
Z dwóch serc ku niebu powstająca kwiatem,
Coś niby gwiazda, niby lilia złota,
Niby światłością, niby aromatem,
Powietrza próżnię napełnia dokoła
W kolebkę roniąc Sakrament Kościoła.
Urodziłem się na prostej,
bezpoetycznej, obwodu stanisławowskiego w Mazowszu, równej jak piaski ziemi. (1) A tam była jedna lipa
gdzie rodziłem się (lip parę-set było w Dembinkach). Na świat wyjrzałem w izbie
wielkiej niebieskiej, na zagrodzie ubogiej ojców moich Jana i Ludwiki ze
Zdzieborskich Norwidów.(2)
Siedmiodniowe Dziecię - Roku tysiąc ośmset dwudziestego pierwszego, dnia pierwszego
października (poniedziałek), o godzinie dziesiątej rano, przed nami:
księdzem Janem Kantym Matlińskim, proboszczem dąbrowskim, urzędnikiem cywilnym
w gminie Dąbrówka, powiecie Stanisławowskim, województwie Mazowieckim, stawił
się JWielmożny Jan Norwid, mający lat trzydzieści siedem, kawaler maltański,
dziedzic majętności Laskowo-Głuchy, tamże zamieszkały, i okazał nam dziecię
płci męskiej, które urodziło się na dniu dwudziestym czwartym zeszłego miesiąca
o godzinie ósmej w wieczór, w Laskowie Głuchach, w domu jego własnym pod
numerem pierwszym, oświadczając, że jest spłodzone z niego i Wielmożnej Ludwiki
Zdzieborskiej, mającej lat dwadzieścia dwa, jego małżonki, i że życzeniem ich
jest nadać mu imiona Cyprian, Ksawery, Gerard i Walenty.
Po uczynieniu
powyższego oświadczenia i okazaniu dziecięcia w przytomności Jaśnie Wielmożnych
Cypriana Szuszkiewicza, mającego lat czterdzieści jeden, prezesa sądów
apelacyjnych grodzieńskich i różnych orderów kawalera, zamieszkałego w
Warszawie, i Ksawerego Dybowskiego, mającego lat pięćdziesiąt, marszałka
powiatu węgrowskiego i dziedzica dóbr Dembinek i Ceranowa, zamieszkałego w
Dembinkach, akt niniejszy stawającym przeczytaliśmy i z ojcem dziecięcia oraz z
dwoma świadkami podpisaliśmy.
Jan Norwid -
Cyprian Szuszkiewicz - Xawery Dybowski - Jan Kanty Matliński, Proboszcz
Dąbrowski, Urzędnik cywilny.
W aktach parafialnych kościoła pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża
Świętego w Dąbrówce zachowało się
Świadectwo Chrztu Norwida i ocalała Chrzcielnica z tamtych czasów. Może to ta sama, której
opis możemy przeczytać w zachowanych dokumentach z wizytacji generalnej
"kościoła dąmbrowskiego" przeprowadzonej przez księdza Marcina Ignacego
Krajewskiego "miesiąca grudnia roku 1775": "Chrzcielnica pięknym fasonem
robotą snycerską wyzłocona, miejscami marmoryzowana, dobrze we wszystkim
opatrzona i zamknięta, na miejscu przystojnym stoi, przy której zaraz piscina
na zlewanie wody i składanie płatyszków dobrze nakryta. Olea sacra do chrztu
św. należące przy ołtarzu wielkim w szafce niebiesko
malowanej pod zamkiem, tego roku z Pułtuska
przywiezione."... a zwyczaj był taki,
że "Chrzest niemowlątek nigdy się nie odwłacza i owszem to się często zaleca,
aby bez żadnej odwłoki do chrztu przynosili." Zwyczaj ten, jak widać,
utrzymywał się też w czasach narodzenia, czworga Imion, Norwida.
Istnieje też (jeszcze) wiejska
droga, którą najprawdopodobniej wieziono malutkie dziecię do chrztu. Może
warto dosadzić wierzb i zachować ten fragment wsi (chociażby w ramach modnej tak ostatnio ochrony starego krajobrazu).
Wieś!... to me życie, to podarek Boży!
To kwiat, co spada z anielskiego czoła,
Gdy go dłoń lekka lekko w sploty
włoży. O! Serce, ty czujesz strony rodzinne,
Bo tam dla ciebie było wesele, I
szczere modły w wiejskim kościele, I czucia szczere - niewinne
... (3)
W ciemnej sypialni mojej matki
wisiał stary obraz Boga Rodzicę przedstawujący - wartości bardzo wątpliwej, a
zupełne to wrażenie zrobił był na mnie, dziecko, które arcydzieła Mistrzów i
freski florenckie we 20 lat później. (4)
- Matki-Dziewicy obraz patrzy na cię,
Ze swoją ręką na niebieskiej
szacie -
W 53 lata później, na obchodzonych w Domu Św. Kazimierza imieninach
przełożonej Matki Teofili Mikułowskiej, znowu stanął mi przed oczami ten obraz
i inna jeszcze ręka. Ręka chorej mojej Matki.
Krakowiaki z dziewkami -
wielkości tej, co dwa razy
Ten papieru arkusz - taniec
poczynają hoży,
Czapkami się kłoniąc i gest
mając ojczysty
Nie znajomej im ziemi... (tak,
pomnę, że się bawiłem
Z wolą matki, przedzgonną obok
złożonej chorobą!...).(5)
11 kwietnia 1825 roku, miałem
wtedy trzy i pół roku.
O!
Jakże życia-niemowlęctwo długie,
Gdzie
udział Matki zerwany;
Długie i tułacze, ale wypełnione
pragnieniami.
O niebie czystym, czczym, o
czystej wodzie, O płaszczu, którym Matki Boskiej głowę Ocienia sztukmistrz, o
niebieskim oku Bez-łzawym jeszcze, o niebie, lecz niebie, Na którym nie ma
żadnego obłoku, O myśli, myśli nie znającej siebie.
(49)
I tak Tylko z Bogiem i
z tą wolą, Co w łasce u Boga - (7) pojmując wzór i, cało-dzwięki tworu W poza-jawie słuchając, nad
światy, nie chciałem wieńca wić - lub rwać kwiaty, lecz Samemu kwiatem
wzrość, ku prawdzie pierwowzoru. (8)
Kiedy miałem lat około
dwanaście, wymalowałem z wielką pracą różę na atłasie białym na dzień
imienin Ojca mego (24.06.1833), a że Ojciec mój wtedy mieszkał z księciem Onufrym Lubeckim,
który nas (dzieci swojego przyjaciela) bardzo kochał, miał zaś książę wzrok
krótki i zażywał hiszpańską, czerwoną, bardzo miałką tabakę, którą bywał cały
obsypany, skoro więc dostała mu się róża moja w ręce, nie mógł się był
odchwalić jej staruszek, ale atłas ów biały w oczach moich tak głaskał palcami
w czerwonej tabace nurzanymi, że drżałem o arcydzieło moje, i nie wiem
doprawdy, w jakim stanie ofiarował je był mój Ojciec Ksieni Zakonu Panien
Kanoniczek, Karśnickiej. Ten jest pierwszy mój krok artystyczny w świecie!.
(9)
Tak, a nawet gorzej, było z oceną prac Norwida
przez prawie całe życie Twórcy; krótki wzrok, brudne palce. A gorzej, bo bez
miłości.
Świat, radujący się różą
miesieczną, Lub zamykanym co wieczór powojem, Dolę ci twoją obwoła niewdzięczną
- Jałowym trudy twe obwoła znojem.
Dziewice piękne i bardzo rzewliwe, Z których nie była żadna na Golgocie,
Wymówki będą ci posyłać tkliwe, Kabalistyczne rzucać w twarz stokrocie.
Nogi ci włosem obetrze -
kto? - strumień !
Kto ci obetrze pot z bladego czoła ?
Jeśli nie Prawda, Weronika
sumień,
Stojąca z chustą swą w progach kościoła
?! -
Proszę się czasem, ale czasem, modlić za mnie, teraz i później -
a modlić się to jest być spokojną, bo nie można się modlić
niespokojnie -
zaiste, bez najmniejszej
egzageracji mówię, że jedną tylko
rzeczą - jedną tylko - jedyną - pocieszyć mogę o sobie, a ta wszelako wielka
jest - to jest :
WIERZĘ.
Wiary trzeba, nie dość skry i popiołu:
Dałeś wiarę ... patrz, patrz; jak płonie !
Podobnież
są i pieśni me - o! człowieku,
Który
im chwili skąpisz marnej -
Nim,
rozgrzawszy zimnotę wieku,
PŁOMIEŃ BŁYŚNIE OFIARNY !