Bo piękno na to jest, by zachwycało
Do pracy - praca, by się zmartwychwstało 47
"Cóż wiesz o pięknem?..."
-- Spytam się tedy wiecznego-człowieka,
Spytam się dziejów o spowiedź piękności:
Wiecznego człeka, bo ten nie zazdrości,
Wiecznego człeka, bo bez żądzy czeka,
Spytam się tego bez namiejętności:
"Cóż wiesz o pięknem? ..."
... "Kształtem jest Miłości" -
On mi przez Indy - Persy - Egipt - Greków -
Stoma języki i wiekami wieków,
I granitami rudymi, i złotem,
Marmurem - kością słoniów - człeka potem,
To mi powiada on Prometej z młotem.
Kształtem miłości piękno jest - i
tyle,
Ile ją człowiek oglądał na świecie,
W ogromnym Bogu albo w sobie-pyle,
Na tego Boga wystrojonym dziecię;
Tyle o pięknem człowiek wie i głosi -
Choć każdy w sobie cień pięknego nosi
I każdy - każdy z nas - tym piękna pyłem.
Gdyby go czysto uchował w sumieniu,
A granitowi rzekł: "Żyj, jako żyłem" -
To by się granit poczuł na wyjrzeniu,
I może palcem przecierał powieki,
Jak przebudzony mąż z ziemi dalekiej ...
Lecz to z granitu bryłą ten by zrobił,
A inny z tęczy kolorem na ścianie,
A inny drzewa by tak usposobił,
Żeby się dłońmi splotły w rusztowanie;
A jeszcze inny głosu by kolumnę,
Rzucając w psalmy akordów rozumne,
Porozpowijał jak rzecz zmartwychwstałą,
Co się zachwyca w niebo: szłaby dusza
Tam - tam - a płótno na dół by spadało,
Jako jesienny liść, gdy dojrzy grusza.
Promethidion 37
To w tym - o pięknem przypowieść ma leży!...
I tak ja widzę przyszłą w
Polsce sztukę,
Jako chorągiew na prac ludzkich
wieży,
Nie jak zabawkę ani jak
naukę,
Lecz jak najwyższe z
rzemiosł apostoła
I jak najniższą modlitwę
anioła.
(Promethidion,
Bogumił)
O SZTUCE
(DLA POLAKÓW)
Są obrazy Van-Eyka z tym podpisem w rogach
umieszczanym: "Jak mogłem: VE."
ZAWIERA TREŚCI
1.
Sztuka w
obliczu czasu bieżącego i w obliczu ścisłych umiejętności.
2.
Sztuka w
obliczu praw natury.
3.
Sztuka w
obliczu życia.
4.
Sztuka w
odniesieniu do religii.
5.
Pojęcia
narodowe.
Razem: Objawienie, uzasadnienie i obrona sztuki u Polaków.
DEDYKACJA
Tym, którzy z wielką
Historii zniewagą,
U słupa Prawdę rozebrawszy nago,
Już, już świstali:
-
Jako Dziewicy
obuwie wężowi,
Spadnie na czoło lada
kwiat i powié:
"Dotąd!... nie daléj!..."
*
* *
Tym zaś, co, serca jeszcze mając szczątek,
Nie
powstydzili się wielkich pamiątek
Myślą
czcić wielką:
-
Palmy się
schylą od wołań anioła
I, pognębione
okrążywszy czoła,
Łzę otrą wszelką...
C.N.
I
Pisać o sztuce dla narodu,
który ani muzeów, ani pomników, właściwie mówiąc, nie ma; pisać dla
publiczności, która zaledwo biernie albo wypadkowo obznajomiona jest z tym
przedmiotem - jest to nie pisać o sztuce, ale objawić ją.
Niemniej, pisać o sztuce dla Polaków i po
polsku w chwili, kiedy bardzo niedawno część ta intencji i pracy obwołaną
została za niewłaściwą, szkodliwą i osławienia godną; owszem, tak poniżonemu
przedmiotowi obywatelską godność zyskać - jest to
nie pisać o sztuce, ale uzasadnić ją i postanowić.
Trudność ta
druga, gdyby nie była z braku rozwiązania onej wstępnej i pierwszej pochodzącą,
byłaby może nie do zwalczenia dla współczesnych.
Skoro zatem okaże się możebność korzystnego
obcowania z taką publicznością
w takim przedmiocie, znikną przez to samo osławienia i wyklinania owe, albowiem okażą
się być, czym są - niewczesnymi!
Okazanie pogodne - po-nad-pamfletystyczne - niewczesności zarzutów bywa zagładzeniem
onych wszędzie, a
jest nieodzowne w tym przedmiocie.
Gdyby Polska-naród nie wyczekiwała i mogła nie wyczekiwać nic od Polski-społeczeństwa, jak np. w kwestii włościańskiej dziś się dzieje, owszem,
gdyby bez obrazy majestatu Cywilizacji mogła Polska-naród uważać Polskę-społeczeństwo za wynik tylko geograficzno-strategicznych
widoków i planów swoich, zaiste że ten promień intencji i pracy, który się
sztuką zowie, mógłby być dla niej obojętnym, jak też z nim poczynali sobie
wielcy nawet pisarze nasi - co
wspomniało się indziej.* [*Promethidion, Epilog,XIX.] Kiedy albowiem naród dopiero uzasadnia się, a ważność społeczeństwa nie tylko że wyrównywać mu nie może, ale
zupełnie jest wypadkową i podrzędną, i do dalszych poruczeń zostawioną, wtedy
zaiste że jedyna tylko sztuka obchodzić go zwykła: inżynieria, lub wyłączniej: sama sztuka wojskowa, jakkolwiek i ta jeszcze - niestety - jest sztuką!
Owszem - dostrzec
się daje, iż wyłączenie pierwiastka sztuki spośród licznych darów znamionujących wodza - owszem, ograniczenie się na heroizmie nagim
bez udziału tej historycznej estetyki, która epopeję tworzy - dawać zwykło wiele bitew szczęśliwych, wiele przegranych wojen.
Tak i w oddalonej ze wszech miar na pozór sztuce lekarskiej bynajmniej nie płonnym jest przydatkiem, iż
umiejętność ta, i ta możność, sztuką się zowie. Nie tylko albowiem wśród licznych szczęśliwego
lekarza darów mile witanym bywa, jeżeli jest odgadującym bystro, ale jak dalece
rzeźbiarskiego prawie ukształcenia chirurgia wymaga? - o tym nie można wątpić - co zaś fizjonomiki się dotyczy, jak na przykład szanowne
dzieła Lavatera, o tym zawyrokować nawet trudno, czyli są dla artystów, czyli
dla lekarzy sporządzone.
Mamże i o umiejętności skądinąd ścisłej, to jest o matematyce, nie przypomnieć, iż
tam, gdzie astronomii się oddaje i usługi jej pełni, po wielokroć opiera się
ona na prawach profetyzmem natchnienia otrzymanych i te za zasadę sobie bierze,
sama indziej wszechzasadniczą będąc, tak iż nie skłamię, jeśli powiem, iż skrzydłom owdzie cyrkiel zdąża.
Prawo z czymże obcuje, jeśli bezprawiem nie jest?... jawność, sąd przysięgłych i
obrońcy do ileż bez oratorstwa obejść się mogą?
Historii potrafiłżebym archeologię i
paleografię, i właściwą nawet monumentalną-sztukę odjąć, bez powalenia jej na
ziemię?
Jeżeli więc wojskowa-sztuka, medycyna,
matematyka, prawo i historia, zdanie swoje o sztuce wiekami całymi zapisawszy,
do nierozdzielnego onąż współudziału stanowczo przypuściły, nie pozostaje nam
zaiste poszukiwać, gdzie jest ów głos zaprzeczny, tak niepobłażliwie z istotą
sztuki obchodzący się, ale raczej, pominąwszy go, wejrzeć jeszcze w dwie
najpoważniejsze sfery bytu: w naturę i w życie - czyli czasem w tych dwóch nie jest sztuki-istota więcej niźli w powyższych i ostatecznie
uprawnioną? Po czym już, gdyby tak być miało i tak okazało się, religijnego tylko
jeszcze spytać należałoby się namaszczenia, czyli i to nie jest sztuce
odmówionym.
II
Sztuka
w znaczeniu przyjętym najpowszechniej, dlatego może, że w znaczeniu jej
najniższym, będąc "naśladowaniem natury",
nie może być już przez to samo w naturze inaczej dociekaną, jeno jako piękno i onego to piękna
bezpośredni okres, czynny udział, osobna pora, słowem prawo, wpośród współdziałania wszystkich innych praw natury istniejące
i obowiązujące. Takowy to udział, taki okres, osobna pora taka, prawo takie -
jestże w cało-sprawie przyrodzenia tak wyraźnym i dzielnie obowiązującym, ażeby
na nim się oparłszy uprawnić przeto ową tylo-wiekową pracę intencji i wiedzy,
która sztuką zowie się?
Natura
wydzieliłaż miejsce i czas prawu takowemu, prawu piękna? - że albowiem wszystko w naturze pięknem jest, albo bywa, to może właśnie dlatego, że wszystko nie ma jeszcze przez to samo osobnej istoty swojej, i podejrzewać dałoby się
raczej o zależność od sposobu rzeczy uważania, od sposobu patrzenia na nie.
Lecz nie - prawo to, prawo piękna, ma i czas sobie osobno wydzielony w porze kwitnienia wszelakiego, i ma przedmiot swój w kwiecie.
Jakoż
kwiat, ta to błaha zawiązka piękna, która wdzięczy się dziś, a jutro wiatr ją
zwarzy, pochłonie zwierzę paszczą grubą, człowiek nogą poważną zdepcze; kwiat,
który nie tylko w każdym względzie po-nad-użytecznie pięknym bywa, ale jeszcze
są kwiaty jakoby na wyłączną posługę piękności, i to bardzo wyszukanej,
przeznaczone; kwiat i pora-kwitnięcia, we wszystkim piękna, tak dalece "realnym
i praktycznym" - jak to dziś mówią - prawem jest, iż gdyby Attyla lub inny barbarzyniec jaki bicza trzaskiem zmiótł te
wdzięczne fraszki i te ozdoby z pól i drzew - zaiste że obozy jego w odwrotnym
marszu nawet musiałyby wymierać, głodem wielkim za pogwałcenie onych to praw
pobite. Od owoców prawdy albowiem aż do ziarnka rośliny najdrobniejszej, która
w szczelinie głazu twardego ma mieszkanie, wszystko przechodzić musi porę
kwiatu, porę piękna kwitnienia, jeśli ma być owocem
użytecznym i ważność mającym. "Przypatrzcie się - mówi Pan i Mistrz - liliom,
jako rosną: nie pracują ani przędą,
a powiadam wam, że i Salomon we wszystkiej ozdobie nie był tak ubranym jako
jedna z tych..." (Łukasza Ś. XII27)
III
Ale
że i o religijne zapytamy się dla sztuki namaszczenie, obiecaliśmy sobie nie
tylko praw jej pomiędzy prawami natury poszukiwać, lecz i w sferze moralnej życia wskazać, jakie zajmowałaby ona miejsce.
Pośpieszamy
więc orzec, że jeżeli jest w człowieczeństwa dziejach stan prostoty,
z której się wychodzi, i tej drugiej prostoty,
do której się dochodzi, stan prostactwa i stan prostoty doskonałej, tedy cały on
ciąg onego to właśnie dochodzenia nie może się bez arcypoważnego udziału sztuki
w życiu obejść i nie obywa się. Zaiste, bardzo prostotliwą, naturalną i bezwikwintną jest rzeczą oddać w dwakroć poszturg mało uważnego przechodnia w
ulicy ciasnej. Zaiste, bardzo ofiarnym jest czynem policzek nadstawić po
uderzeniu pierwszym - ale ani ofiarną i stygmatyczną, ani naturalną rzeczą jest
wymierzyć sobie i bliźniemu swemu sprawiedliwość. Samo słowo wymierzyć zapowiada już coś sztucznego.
W tymże względzie osobie
nieprzyjaznej złą nowinę donieść w całej przeraźliwej jej nagości - naturalnym
jest czynem i nic w sobie sztucznego nie mającym, ale zaczekać na upamiętanie się czyje, ale uprzedzić one, ale temu, który zranił ciebie, okryć mogącą zabić go
wiadomość - są to nienaturalne i wielkiego wymagające artyzmu poruszenia!
Jakoż
podłość jest bliższą człowieczości, ale sztuka w życiu więcej jest obowiązującą
i potrzebną. "Miej serce - i patrzaj w serce."
Nie
tylko "miej", powiada tu poeta, ale
zarazem "miej
i patrzaj" w nie. Wiersz ten, może największy treścią, jaki kiedykolwiek
napisał ś.p. Adam Mickiewicz, pomijamy z żalem, iż nie możemy tutaj, dla
szczupłości zakresu, w szerokości chociażby równej całemu temu pismu badać go i
wykładać.
Zbliżyliśmy
się albowiem już do samego, że tak nazwę, prądu sztuki w życiu, gdzie pomiędzy naturalnością podłą - naturalnością nałogową, wolną od udawania dlatego, iż celu jeszcze nie ma - a pomiędzy siebie tylko na celu mającą ogładą zewnętrzną, jednym słowem: pomiędzy bez-lubstwa a samo-lubstwa grubiaństwem i fałszem, żaden składny
dwuznacznik, żadna, mówię, doktryna upogodzić nie może wciąż powstawać
muszących przeciwieństw na polu życia - jedynie albowiem tam aż przeprowadzonej sztuki jest to okres. Jakoż
gdyby tu technicznego, a przeto wyłącznego, wolno było użyć wyrażenia,
powiedzieć dałoby się, iż sztuka
ekwacją jest postępu - postępu nawet moralnego, o ile ten historii jest przedmiotem.
Ileż
bo to smutków do niewypowiedzenia smutnych, boleści ileż do niewypowiedzenia
bolesnych - ileż to i trudności do niewypowiedzenia trudnych dlatego jedynie
spotyka się, iż przez niewypowiadanie tychże słuszne aż do onego to niewypowiedzianego wzrosły stopnia!
Hamlet,
w domu swych przodków, czemu to aż z aktorami przestawanie za jedyną mieni sobie ulgę?
Zaiste,
podrzędnym, przypadkowym lub okolicznościowym, a niekiedy dziwacznym mienią ów
głęboko mistrzowski pomysł wprowadzenia aktorów na dwór Książęcia w
chwili, kiedy już całe dworu tego rzeczywiste, potoczne i naturalne życie
wynaturzonym tylko fałszem stało się. Z stanowiska jednakże, o którym powyżej
mówiliśmy, dramatyczny ten obrót najprostszym rzeczy jest następstwem. Kiedy
albowiem cały obyczaj familijny i powszednia jego rzeczywistość brudną stały
się maską, wtedy maska-teatru zamieniła
się tylko w rzeczywistość nieskończenie godniejszą wyboru i pierwszeństwa.
Przyjęła nawet siłę akcji i jakoby prawdą stała się.
Na
przykładzie następnie umieszczonym, z aktu pierwszego sceny
drugiej wziętym, łatwo jest dopatrzyć wszystkich tych zarysów sztuki w
życiu, o których dotąd mówiliśmy, a które uprzytomią się wydatniej za
zbliżeniem spostrzeżeń z wzorem - pomnieć tylko należy, że rozmowa jest matki z synem po śmierci ojca.
MATKA
Wiesz sam, i rzeczą jest najprostszą w
świecie,
I tak to bywa wciąż-że, co się rodzi,
Przechodzić musi przez śmierć w nicość
trzecię,
W wieczność - -
HAMLET
Wiem,
pani: tak, to tak przechodzi!-
MATKA
Więc czemuż rzeczy nie brać, jak są one-
Zwyczajne czemu zdawać się ma dziwnym?
HAMLET
Zdawać? - O! pani - to nie jest zmyślone
Czarnym kolorem płaszcza, ruchem sztywnym,
Wzdychaniem, które siłę płuc oznacza,
Bladością cery, dużym łez potokiem -
Z całą ich formą, modą i urokiem,
Który się zdawać może
- że rozpacza!
Nie - to mię wszystko najmniej nie wyraża.
Właśnie, iż
sztuka wygrać to jest w stanie,
Właśnie, iż
często udać się to zdarza,
Gdy to, co
cierpię ja, jest nad udanie.
Kiedy
tak, w pierwszym zaraz akcie i w drugiej
scenie - a więc dobrze jeszcze przed ucieczką do aktorów i sceny - zasłania się
już Hamlet przed oną radą matki, ażeby brać rzeczy, jak są one, naturalnie i po prostu, i nie wdać się w patetyczne smutki, Królowa
odrzuca się na stanowisko przypuszczające dramę w życiu i próbuje, do ila ta
celom jej posłuży, mówiąc:
Że
Hamlet ojca płacze, jest przykładnie,
Bardzo
przykładnie, owszem, bardzo ładnie...|
----------------------
Na
tym to przykładzie - krótkim, o ile tego wymaga zakres pisma, ale w którym
brzmią główne tony, o przeprowadzonej sztuce w życie świadczące
- zamykamy nasz okres temuż poglądowi na sztukę poświęcony i należny, a
przechodzimy do uważania onejże wobec religii.
IV
Kiedy
niedawno zmarła Rachel, która była wielką artystką dramatyczną, znalazła już
się na południu talentu swego i w Potsdamie grała przed złożoną z królów
publicznością, zdarzyło się, iż po najpomyślniejszym z tych przedstawień skoro
się udała na spoczynek, uczuła była jakoby rękę wielką tłoczącą jej pierś na
sposób, w jaki się pędzącego w biegu zatrzymuje - i usłyszała była głos: "Tu koniec twój - tu skonasz!..." I zdało się jej było, iż
obejrzała się za głosem, patrząc, gdzie skonać ma - gdzie jest jej koniec?
Ale
zobaczyła tylko czworoboczną izbę, wapnem prostym bieloną, pustą, i zdało się
jej, że nic w tej tak pospolitej izbie nie ma.
A
patrząc, patrząc dłużej, kiedy dziwowała się onej wielkiej prostocie miejsca
tego - dostrzegła jeszcze klęcznik i dostrzegła postać klęczącą, ta zaś była
jakoby posąg, którego nie można było widzieć twarzy, lecz który na wejrzenie
przypominał statuę Polymnii z Louvre'u.
Dzienników
wiele powtarzało zdarzenie to, które słynna aktorka opowiadała była bliskim
swoim, ale nikt snu owego nie tłumaczył. Jest on jednakże wielce jasny. Każdy aktor, wchodząc do celi kameduły, przed podobnym klęcznikiem powiedzieć
sobie może z onym głosem tajemnym: "Tu - koniec twój."
Jakoż
wobec religii sztuka, samoistność swą tracąc, wstępuje już w porządek potęgi
wyższej życia, gdzie o tyle tylko żywa jest sobie, o ile litery światłem staje
się, o ile kona sobie, a
najjaśniejszym-tajemnicom wiary objawionej, jako
uwidomiające ciało, postać i forma, posługuje.* (*Pieśń
społeczna, karta XI, wiersz 21,22,23,24.-autor) Ołtarz już kresem jest samoistnego sztuki bytu, i jeżeli w sztuce wojskowej,
medycynie, matematyce, prawie, historii itp. udział sztuki wybiera sobie
właśnie że najżywotniej - samodzielne części tych umiejętności, stając się jakoby
ołtarzem świętego ognia ich, to - przeciwnie - na stopniach religijnego ołtarza ołtarzów udział ów sztuki na
najformalniejszej właśnie części ogranicza się - tak iż powiedzieć by można, że
prawdziwej religii forma udziela
jeszcze ducha wiadomościom doczesnym
przez sztukę. Spostrzeżenia tego, na którym budowa niniejszej pracy o sztuce
zakłada się, ażeby tym wybitniej prawdę uczuć i kres ów tajemniczy
przemieniania się sztuki w wyższą natury potęgę naznaczyć, nie od rzeczy będzie
przytoczyć tu słowa świetego mędrca Tertuliana do Senatu Rzymskiego. Te brzmią:
(14.Apologetyk.) To pociesza nas, że bogowie wasi, czyli
posągi,
ażeby dostąpić bóstwa, przechodzą pierwej przez te same katusze, na które my
codziennie przez ich fałszywe bóstwo wystawieni bywamy. Wy przybijacie
Chrześcijan do krzyżów i słupów; czyliż nie tak samo rzeźbiarz, formując postać
bóstw, od krzyża lub pala rozpoczyna? Nie na krzyżuż to odbierają one pierwsze
zarysy świętości ich profilów?
Wy i żelaznymi pilnikami rozdzieracie boki
Chrześcijan - ależ piła, pilnik i rylec nie mniej, owszem, staranniej, obrabia
członki bóstw. Wy i głowy Chrześcijanom odejmujecie według upodobania, tak jak
się z bogami waszymi dzieje, które głów by nie miały, gdyby onych rzeźbiarz nie
dał im. My rzucani bywamy na pastwę bestyj, a na czyjąż to pastwę Bachus,
Cybela i Ceres podawani bywają! W ogień rzucacie nas, a ileż bóstw tej próby
nie przechodzi? Do kopalni bywamy wysyłani, a toć z onych kopalni i bałwany
wasze dobywają się. Lecz co nad to jeszcze pewnego jest, to to, iż zaiste że
równo bogowie wasi nie czują zniewag onych i poniewierek, i zaszczytów.
- - - - - -
Wszelako
oto i tu jeszcze, jakkolwiek w obrazie tak bolesnym i dla innych powodów
przytoczonym, potwierdzone jest to, co właściwą, co rzetelną sztuki stanowi
prawdę. Można było albowiem w ten już sposób do Rzymian odzywać się, można było
w sposób nierównie snadniejszy do Greków, jak to Apostoł Paweł czynił,
właśnie że dlatego, iż w samym onym rozwinięciu sztuki i estetyki leżała już
pierw ujma temu dzikiemu bałwochwalstwu, które całe wymowy nie dopuszcza, a
porozumiewanie się wszelakie zbrodnią mieni. Doświadczenie historii uczy, iż
skoro lud jaki bogi swoje idealnej piękności podda, wraz i bałwochwalstwa
potwór zanika - alegorie się
zaczynają - po nich figury-retoryczne miejsce
biorą, i prawda już odtąd te przynajmniej prześladowania spotyka, które i dziś
godzić na nią mogą, wcielonych obrońców jej zamęczyć, ale prawdy w niczym nie
uszkodzić - owszem, na tym błogosławieńszym postawić ją przeto świeczniku.
Ideał
albowiem, nieskończonym będąc, najnieustanniej przez to samo przewyższać się
dozwala, bałwochwalstwo zatem na tej drodze w lenistwo jedynie i w błąd nieledwie
estetyczny, albo już w tę ostatnią maskę interesu brudnego się zamienia, którą
pokrywał się ów rzeźbiarz dla Świątyni Diany pracujący i dlatego jedynie przeciw
kazaniom Pawła Świętego Apostoła podburzający rzeszę ciemną. Nie był to już
wszelako prawdziwy artysta grecki z czasów pięknych, ale właściwiej kupiec - prawdziwy Grek byłby raczej wędrownym jakim bóstwem Apostoła każącego uznał i, za takowe obwoławszy, woły mu na
ofiarę przynieść radził, jak to w innym mieście greckim miejsce miało.
W
idealnym piękna uprawianiu leży pewne uczucie-wyższego-porządku-rzeczy, ku któremu wznosząc się,
jeżeli nareszcie u szczytów onego napotkanej prawdy nie można wziąć, to jedynie dlatego, iż człowiek wziąć sam nic nie może, co by mu
pierw nie było dano wziąć. Bałwochwalstwo przeto na tej drodze - jak to
rzekliśmy wyżej - jest już raczej lenistwem, opieszalstwem i gnuśnością prawy
zatrzymującą postęp. Ammianus Marcellinus, w początku piątego wieku pisząc, tak
obraz stanu tego kreśli:
I te niewiele domów, gdzie poważnie umiejętności i sztukę
uprawiano, zamieniło się już na teatra zniewieściałości i uciech szalonych,
które tego są następstwami. Nie słychać już tam nic, oprócz samych głosów ludzi
i instrumentów; zamiast filozofa albo mówcy, grajek, trefniś lub skoczek
poszukiwany bywa. Księgozbiory zamknięte są jak groby, a gdzie o treść pytać
należałoby, tam raczej za fletem, lirą albo innym muzycznym narzędziem biegną,
i to jedynie jako za nieoddzielnym płaskiej komedii chórem.
Starożytni wprawdzie
pewny rodzaj muzyki zawsze w pogardzie mieli, mowa tu jest wszelako o ogólnym raczej
wygaśnięciu wszelkich idealnych poczuć i zaparciu się ich postępu. Z
Chrześcijaństwem dopiero bowiem święty Ambroży, a głównie święty Grzegorz
papież, objawiają, uzasadniają i stanowią muzykę dzisiejszą.
V
Po
skreśleniu zatem w ustępie pierwszym (I), jaką zastaliśmy ważność publiczną
sztuki, a jakie ona nie tylko w czasie bieżącym, ale w sztuce wojskowej, medycynie, matematyce, prawie i historii, przez
cały tok postępu onych, zajmuje miejsce, i jest bynajmniej tym czymsiś(!), za co ją wszyscy prawie wszystkich narodów
teoretycy uważają, a na ich wiarę nasi
polscy - wypowiadamy z naszej strony bardzo prosto, że sztuka w obliczu
umiejętności jest sferą każdej z nich
żywotną i dopóki są one żywotnymi.
Po
okazaniu następnie w rozdziale drugim (II), że wobec natury uważana sztuka
wchodzi w jej prawa.
Po
określeniu w ustępie trzecim (III), że uważana sztuka w życiu jest ekwacją postępu moralnego.
I
po tym, co ustęp czwarty (IV) zawarł: to jest, iż w odniesieniu na ostatek do
religii, sztuka ujście swoje tam znajduje, ale jako wszędzie indziej żywotną
jest, tak - odwrotnie - u ołtarza progów w literę jedynie wyjaśniającą Słowo zamienia się i zamyka przeto całość
istoty swojej.
Po
objawieniu, uzasadnieniu i obronieniu sztuki, jednym słowem,
pozostaje mi tylko z zadziwieniem wielkim odpowiedzieć, jak mogła rzecz z
siebie tak poważna obwołaną być za czczą i szkodliwą? Tudzież, o ile da się - w
tak złym powietrzu - skreślić także pojęcie polskie, na tym obszernym polu
koczujące...
Zapytanie
jednakże pierwsze milczeniem tylko, albo skreśleniem ogólnym stanowiska sztuki do doktryny, albo następującym, co
najlepiej, zbyć można porównaniem:
I
kryształowa szyba, kiedy się wskośnie na nią patrzy, zasłania oczom przedmioty.
Przejdźmy
teraz do narodowych pojęć.
*
Zdaje
mi się, że dotąd nie określono jeszcze ani w sposób wyraźny określić próbowano,
czyli, o ile i jako ma się rozumieć właściwie to słowo: sztuka-narodowa. Jest albowiem wiele
sposobów bardzo klasyczną i akademicką formę mających, a sporządzonym, zdałoby
się, wyłącznie ku temu, aby treści zawiłe, mianowicie zaś te, których
rozwiązanie owoców pochlebnych nie przynosi, omawiać, odraczać lub - solennym
pokrywszy milczeniem - mieć je na boku i ostrożnie, jak starą broń nabitą,
wokoło której domownikom i dziatwie skrzętnie radzą przechodzić.
Taki
stary arkebuz wszakże pokazuje się z czasem, że, bynajmniej nabitym nie będąc,
próżno straszył lat parę z kąta swego.
Sztuka
narodowa jako czas może być tylko wyrazicielką historycznej, że tak powiem,
godziny, o której naród jaki poczuwa się do udziału w wyrobie ogólnym.
Dzisiejsze rysunki chińskie zupełnie tej wartości są, co bizancko-włoskie przed
Giottem, lubo Chińczycy na tak niesłychanie wyłącznej osobności trzymają się.
Proszę tedy z łaski swojej zjawisko to inaczej wytłumaczyć (!).
Sztuka
narodowa jako miejsce może już być wyłączniej uważaną, ale i to ze względów
następujących:
Idea,
gdyby tylko myśleniem czczym pozostać miała, nie potrzebowałaby bynajmniej
warunkom miejsca odpowiadać; ale że idea prawdą zostać
ma, a prawda nie jest tylko onym samym myśleniem czczym, idea przeto poddawaną jest w
części pewnej i warunkom miejsca, nie ażeby przez takową próbę traciła co, ale
owszem, aby jedną więcej zaletę zdobywała. Duch modlić się może tak szybko, warunki
miejsca, przed tą oną szybkością ducha zniknąwszy, jakkolwiek trwają zawsze,
nie trwają już dla modlitwy jego: ale człowiek, kiedy
modli się, potrzebuje choćby tyle miejsca, aby
spokojnie klęknąć mógł. Tak się to ma idea do materii, czas do przestrzeni -
rzecz za niesłychanie zawiłą i do okazania niepodobną uważana!
Żeby
jednak bliższe z tego dla narodowej sztuki wyprowadzić się dało wnioski,
równanie ono powyższe nie wystarcza, trzeba jeszcze wyniku z równania tego,
trzeba jeszcze tej trzeciej rzeczy, która by, owocem czasu i owocem przestrzeni
naraz na drodze sztuki będąc, świadczyła nam nie tylko o istnieniu stopni i
kierunków, ale i wskazywała one w pewnym względzie. Takim to więc owocem cóż
jest? - wyraz, czyli jak się to
potocznie mówi: słowo.
Wyraz,
słowo, albowiem, naraz prawie miejsca i czasu potrzebując, naraz używa
onych, ani bez nich jest sobą.
Z
tego to względu przeto wyraz piękno u
różnych różnostronnie i różnostopniowie rozwiniętych w obliczu sztuki ludów gdy
zważymy, okaże się nam najwłaściwiej pierwo-promień wszelakiej sztuki
narodowej.
A
najprzód, najzupełniej błędnym mniemaniem jest, iż owa olimpijska sztuka grecka
dla greckości swojej tak wieczno-trwałą i tak wieczno-wzorową okazała się i
okazuje; bynajmniej - była ona najwięcej ludzką ze wszech sztuk, a w Grecji miejsce tylko miała, i wcale nie to drugie ponad innych ludów sztukę
wyniosło ją.
Koło zawsze jest kołem, bez
względu na to, czy Euklides, czy mag perski kijem swoim podróżnym wokoło nogi
je zakreślił, ale kabalistyczna myśl chaldejska z koła tego, lubo wspólnego
wszystkim, zodiak wykreśli, gdy tymczasem dzisiejszy Anglik wyzębi je raczej,
na oś wsadzi i do machiny wprzęże. I staną się oto rzeczy dwie, wcale odrębnej
treści.
Tak
samo wyraz "piękny" w ustach dzieci oznacza "tęczowy", to jest - z wszystkich
kolorów najsilniejszych złożony. U ludu ruskiego "piękny" znaczy krasny,
a krasny - "czerwony". U Sybirczyków podróżnik Castrén zauważył, że dwa
tylko wyrazy są determinujące piękność, to jest wyraz: "biały" i wyraz:
"czarny", dla przyczyny niezmiernie jasnej, albowiem śniegu nawał leżącego
ujednobarwia i ujednokształtnia subtelniejsze różnice rzeczy. Wyraz: "wielki" i
"mały", "silny" i "słaby", "gęsty" i "rzadki" itp. Określają tam zawsze
jednakowo "biały" lub "czarny". Lelewel podobnież zauważył, że głoskę b,
wedle greckiego obiecadła - Kochanowski mówi obiecadło, nie abecadło - zamieniwszy na w, zamieniał się stopniowo i wyraz boli = "biały" na wyraz weli = "wielki" - i odwrotnie.
U
starożytnych przeto Greków wyrażenie "piękna" (χαλός) używało się i jako
"dobre", "zacne", a w brzmieniu swym nosiło zarys najpełniejszej i
najogólniejszej formy, to jest koła (polski nawet wyraz "koło" pochodzi z greckiego), i nosiło
przeto jeszcze wyrażenie to ślad "ruchu", "życia", od
χυλίω ("zataczać", krążyć", "obrót sprawować"). I
nosiło w sobie jakoby wyraz "puchar", "toast", od wyrazu
χύλτξ ("kielich") - i
spełniało się.
U
starożytnych Rzymian, że sztuka nie była właściwie rzymską, oprócz
wojskowej-inżynierii, wyraz przeto pulcher ("piękny") z zabranego do nich
kraju przyszedł - to jest z Grecji. Ale oni złożyli go sobie z wyrazu
πσλίζ ("wszech") i z wyrazu
χορόζ ("chór"), i z brzmienia jeszcze
ήρωζ ("bohater"), stanowiąc tym sposobem wyrażenie pojęcia
rzymskiego o piękności, jakoby wszech-głosu,
wszech-bohaterstwa i jakoby wszech-chrobrych chóru.
U
Germanów - u Niemców - piękność ma określnik: Schöne; ten nosi w sobie
pojęcie obserwacyjne i do czasu zastosowywane, jakoby dojrzałość i dokończoność
w porę właściwą określające; dlatego to brzmi w nim i wyraz "słońce" (Sonne),
i wyraz "już" (schon), i wyraz scheinen ("wydawać się"), i
nareszcie słowo schonen, które znaczy: "szanować", "chronić",
"pilnować", "oszczędzać".
U
spadkobierców Rzymian, Włochów, którzy sobie utworzyli język drugi italski,
jakkolwiek nie ma już onego zabranego Grekom wyrazu pulcher, i jest
raczej swój własny bello, ten wszelako pokrewny jest starożytnemu
rzymskiemu wyrazowi oznaczającemu "wojnę" (bellum) i "taniec" (ballo;
ballare), jakoby określając, iż uradowanie się ze zwycięstwa jest piękności
wszelkiej źródłem. Toteż nie ma zaiste ludu, u którego by uczucie publicznej
radości i ostentacji politycznej znajdowało łatwiej i patetyczniej formy swoje.
U Francuzów i u Anglików tenże sam wyraz włoski z niewielkimi wyrzutniami lub
odmianami "piękność" znaczy.
*
U POLAKÓW określnik
"piękno" dwa nosi brzmienia w sobie i rozwija się w trzecie:
Złożony
jest on albowiem z wyrazów "pieśń" i "jęk", a zamienia się w trzeci wyraz,
jakoby "po-jęk-ność" i jakoby nad boleścią tryumf znaczący.
Krótkość
zarysu tego nie dozwala nam tu przebiegać wszystkich poetów polskich, i do
onego otworzenia powyżej przez nas wyrazu "piękność" stosować. Ograniczam się
przeto na zacytowaniu dwóch tylko wyjątków z dzieł ś.p. Juliusza Słowackiego
wziętych, raz z przyczyny, iż poeta ten najwyłączniej ze wszystkich poetów
polskich jest artystą, drugi
raz z przyczyny, iż wyjątki te najbliżej treść poszukiwaną określają.
W Królu-Duchu mówi on tak o tajemnicach liry (pieśń
III):
XVII
Stary był, pomnę, Zorian się nazywał.
Gdy go palono, cichszy od owieczki,
Na lirze sobie czasami podgrywał
I szedł przez ogień z uśmiechem
piosneczki.
Ani
klątw rzucał - ani wydobywał
Głosu
wielkiego z maleńkiej lireczki,
Głaskał
ją tylko, wyjaśniwszy lice,
Niby zlęknioną, białą gołębicę.
XVIII
Zdawał się mówić i twarzą, i ręką
Jakby nad brzegiem szemrządzego zdroja:
"Nie bój się, liro, bo śmierć nie jest
męką.
Ani
się lękaj cielesnego zboja! -
Nie bój się, moja maleńka lirenko,
Nie bój się, siostro! Nie bój, córko moja!
-
A
na toż by to nasza mądrość była,
Gdyby - przed śmiercią skonać nie
uczyła.
XIX
Przyjmowano cię po domach, po chatach,
Pókiś ty ze mną była wędrownicą;
Bądźże dziś wdzięczna, a nie płacz przy katach,
Bo
się ucieszą i ton twój podchwycą...
-
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Czekaj - wstaniemy oboje po latach,
Gdy błysną łuki z tęcz nad okolicą,
Wstaniemy razem z wielką jaką zgrają
Harfiarzy - co jak anioły śpiewają.
Indziej, w najskończeniej pięknym i dojrzałym
utworze swoim, Anhellim, tak naucza tenże o pięknem.
Anhelli,
rozdział II: Lecz wy będziecie w grobach i całuny będą na was spróchniałe;
wszakże wasze groby będą święte, a nawet Bóg od ciał waszych odwróci robaki i ubierze was w umarłych dumną powagę - będziecie piękni.-
Tak, jak ojcowie wasi, którzy są w grobach, bo spojrzyjcie na każdą czaszkę
ich: nie zgrzyta ani cierpi, lecz spokojną jest i zdaje się mówić:
dobrzem uczyniła.
Dalej
- nawet o piękności kobiety, w rozdziale XIII:
Serce
jej od modlitwy ciągłej stało się pełne łez, smutków i niebieskich nadziei i wypiękniało
na niej ciało. - Oczy rozpromieniły się blaskiem cudownym i
ufnością w Bogu, a włosy stały się długie i podobne szacie obszernej, kiedy się
w nie ubierała, i podobne namiotowi biednego pielgrzyma.
Jako
jednakże Grecy mieli w wyrazie χαλόζ formalne także
określenie "koła", tak Polacy nie już w jednym i tym samym wyrazie "piękno"
mają formalną onegoż podwalinę, ale w osobnym architektonicznej piękności
określniku "ładny", "ładny" albowiem idzie od wyrazu "ład" - porządek i
harmonię oznaczającego. I "ładny" jest wyrazem tak ściśle formalnym, jak
"piękny" wewnętrznym i duchowym, tamten albowiem zastosowanie tylko harmonijne
do porządku jakiegoś istniejącego okazuje, gdy ten przypuszcza dramę, boleść,
jęk, a dokonania i po-konania onych, nowy zdobywając ład, spodziewa się. Niższym wiele od określenia "ładny" jest jeszcze
na koniec wyraz "śliczny", znaczący jedynie piękność porównawczą, krytyczną,
wyborową, a tłumaczący się brzmieniami swymi, iż oznacza rzecz obliczem z licznych pierwszą i wyborną. Co do wyrazu
"brzydki", ten wybrzmiewa: bez-życia, bez-użytku będący;
określnik zaś "szkaradny" znaczy: za-karę-dany, czyli potworny, czyli potwór.
39
TĘCZA
Czyż łatwiej, łatwiej, planetę zwaśnioną
Zeswoić z Tęczą Twórcy rozjaśnioną,
Lub upiąć w niebie gwiazdy klamrą,
Niż serca ludzi - wpierw, niż ludzie zamrą ?!
PIĘKNO
... Bóg widzi wszystko - -
"Jakże to być może,
By tyle brzydot zniosło oko Boże ?..."
- Chcesz poznać, jak to ? w drobnym przybliżeniu,
Spojrzyj artysty okiem na ruinę,
Na pajęczyny przy słońca promieniu,
Na mierzw na polach, na garncarską glinę - -
- Wszystko nam dał On, nawet ślad, jak widzi
Sam, nie zazdrości nic, nic się nie wstydzi !
- Jest wszakże pycha, co złoci się słońcem
Dufając, że jej słońce nie przenika;
Ta - kontemplacji i wzroku jej końcem,
Ta - zatrzymaniem Boskiego promyka,
By zgasłą jasność i noc czuł u powiek
Najniewdzięczniejszy twór na świecie: człowiek.
- Wkażdej z sztuk niechże wszystkie lśnią
- prócz onej
Przez którą utwór będzie wyrażony.
Wędrowny Sztukmistrz
|