SZUKAJ
Norwid
Norwid Chrześcijanin

Październik

 

Październik miesiąc, szczególnie w Polsce, poświęcony modlitwie różańcowej, z ustanowionym na pamiątkę zwycięskiej bitwy morskiej pod Lepanto, 7. października 1571 roku, wspomnieniem Matki Bożej Różańcowej.

 

    Kraju, co, jako Syna Twego szata,

    Porozrywany na wiatrach ulata,

    Ludu, co rodzi się z łez wyczerpnięciem

    Co rozpoczyna mękę nie-mowlęciem,

    A kona wieki i skonać nie może:

    Czemuś opuścił mię (wołając) Boże!

    Ludu co świata rozrządzał połową

    I nie ma grobu ze swymi orłami...

    O! Matko dobra Ty, Polska Królowo,

        Módl się za nami...   (Norwid, Litania)

 

7 października 1918 roku

(we wspomnienie Matki Bożej Różańcowej)

Rada Regencyjna ogłosiła NIEPODLEGŁOŚĆ POLSKI !!!

(po 123. latach niewoli).

(Wybór 11 listopada na ustalone później Święto Niepodległości jakoś dziwnie kojarzy się z ośmieszaniem wręcz Cudu nad Wisłą)

 

Ukazał się dodatek nadzwyczajny Monitora z orędziem Rady do Narodu.

 

Nr 168.  Warszawa, Poniedziałek 7 Października 1918 roku

          MONITOR POLSKI

        Dodatek nadzwyczajny

Rada Regencyjna do Narodu Polskiego.

Wielka godzina, na którą cały naród polski czekał z upragnieniem, już wybija.

Zbliża się pokój a wraz z nim ziszczenie nigdy nieprzedawnionych dążeń narodu polskiego do zupełnej niepodległości.

W tej godzinie wola narodu polskiego jest jasna stanowcza i jednomyślna.

Odczuwając tę wolę i na niej opierając to wezwanie, stajemy na podstawie ogólnych zasad pokojowych, głoszonych przez prezydenta Stanów Zjednoczonych, a obecnie przyjętych przez świat cały jako podstawa do urządzenia nowego współżycia narodów.

W stosunku do Polski zasady te prowadzą do utworzenia niepodległego państwa, obejmującego wszystkie ziemie polskie, z dostępem do morza, z polityczną i gospodarczą niezawisłością, jako też terytorjalną nienaruszalnością, co przez traktaty międzynarodowe zagwarantowanem będzie.

Aby ten program ziścić, musi naród polski stanąć jako mąż jeden i wytężyć wszystkie siły, by jego wola została zrozumiana i uznana przez świat cały.

    W tym celu stanowimy:

!. Radę Stanu rozwiązać.

2. Powołać zaraz rząd, złożony z przedstawicieli najszerszych warstw narodu i kierunków politycznych.

3. Włożyć na ten rząd obowiązek wypracowania wspólnie z przedstawicielami grup politycznych ustawy wyborczej do sejmu polskiego, opartej na szerokich zasadach demokratycznych i ustawę tę najpóźniej w ciągu miesiąca do zatwierdzenia i ogłoszenia Radzie Regencyjnej przedstawić.

4. Sejm niezwłocznie potem zwołać i poddać jego postanowieniu dalsze urządzenie Władzy zwierzchniej państwowej, w której ręce Rada Regencyjna zgodnie ze złożoną przysięgą władzę swoją ma złożyć.

    POLACY! Obecnie już losy nasze w znacznej mierze w naszych spoczywają rękach. Okażmy się godnymi tych potężnych nadziei, które z górą przez wiek żywili wśród ucisku i niedoli ojcowie nasi. Niech zamilknie wszystko, co nas wzajemnie dzielić może a niech zabrzmi jeden wielki głos: Polska zjednoczona niepodległa.

              Aleksander Kakowski.

               Józef Ostrowski.

               Zdz. Lubomirski.

    Prezydent Ministrów:

        Jan Kucharzewski.

 

                Warszawa, 7 pażdziernika 1918.

 

 

Rada Regencyjna wystąpiła też do Kanclerza Rzeszy Maksymiljana ks. Badeńskiego (...) o uwolnienie Piłsudskiego z Magdeburga, Stanisława Thugutta z Modlina i Władysława Grabskiego, internowanego w Borowie.

Jak dalej toczyły się losy Polski można wiedzieć czytając, krytycznie!, niezliczone już publikacje. Pamiętać jednak trzeba o białych plamach; ciągle niewyjaśnionych i zakłamanych wydarzeniach.

 

                    *   *

 

Ignacy Mościcki

2 października 1946 roku w Versoix pod Genewą zmarł Ignacy Mościcki herbu Ślepowron. Zmarł w biedzie, a jego małżonka Maria (1896 – 1979) utrzymywała się – dzięki pomocy serdecznej dla Polski i Polaków arystokratki Panny Bordier – z pracy nauczycielki i wychowawczyni w pensjonatach dla dzieci.

Zmarł w biedzie ostatni prezydent Drugiej Rzeczypospolitej, doktor honoris causa 17 uniwersytetów światowych, autor wynalazków i właściciel kilkudziesięciu  patentów. Wierny Syn Kościoła i Ojczyzny. CZŁOWIEK, któremu – jak się okazuje do dzisiaj – odbiera się godność i cześć. Do dzisiaj tak niektórym(?!)  przeszkadza, że za czasów prezydenta B.K. zlikwidowano nawet Gabinet Mościckiego na Zamku Królewskim wynosząc wyposażenie do piwnicy.

Niemalże „wymazano” z pamięci zbiorowej Człowieka niezwykłego, który przez 13 lat i 3 miesiące (większość okresu tzw. dwudziestolecia międzywojennego) sprawował godność Prezydenta Rzeczypospolitej, a po 17 września 1939 roku z ogromną determinacją zapewnił ciągłość legalnej, konstytucyjnej władzy Państwa Polskiego.

 

1 grudnia 1867 roku w Mierzanowie na Mazowszu urodził się Stefanii z Bojanowskich i Faustynowi Mościckim syn Ignacy. Kilka dni później, 5 grudnia, na Litwie urodził się Józef Pilsudski. W roku 1867 urodzili się też m.in.: Maria Skłodowska-Curie, Władysław Reymont, Artur Oppman, Józef Dowbor-Muśnicki...(można powiedzieć, że cały XIX wiek był czasem narodzin Polaków, którzy życiem i działalnością w różnych dziedzinach przygotowywali odrodzenie Niepodległej; są to m.in.: Słowacki, Chopin, Malinowski, Patek, Prażmowski, Norwid, J. Dziekoński-architekt, Sienkiewicz, Cybulski-odkrywca adrenaliny, Paderewski, Czochralski, Łuszczewska-Deotyma, Orzeszkowa, Konopnicka, Neumanowa-Kalina, Kossak-Szczucka, Kózkówna....)

Wnuk powstańca listopadowego (dziadek Walenty urodzony w Jasienicy, parafia Klembów – w tej parafii prawie 120 lat później prywatne śluby czystości złoży Faustyna Kowalska – walczył pod rozkazami brata Leona) i syn powstańca styczniowego (ojciec Faustyn pod przybranym nazwiskiem „Markiewicz” walczył na czele stworzonego przez siebie dużego oddziału strzelców i kosynierów, a za udział w powstaniu był osadzony w warszawskiej cytadeli) pierwsze nauki pobierał w domu pod kierunkiem ojca. „Wychowałem się w dużej swobodzie, w poczuciu rozwiniętej odpowiedzialności własnej, przyczyniło się do tego niewątpliwie wielkie zaufanie, jakim mnie rodzice darzyli. Już jako dziewięcioletni chłopiec odbywałem sam dalsze podróże kolejowe.” – napisze po latach w Autobiografii.

Przygotowany na „kursach domowych” rozpoczął naukę w Męskim Gimnazjum Gubernialnym w Płocku (tak w latach 1837-1915 nazywała się słynna Małachowianka, najstarsza nieprzerwanie działająca szkoła w Polsce), a następnie, po przeniesieniu się rodziców do Skierbieszowa, uczęszczał do Gimnazjum Rządowego w Zamościu. W bardzo zrusyfikowanym gimnazjum dziesięcioletni Ignaś był często karany, głównie za mówienie po polsku i bojkotowanie dziękczynnych nabożeństw prawosławnych za zwycięstwa rosyjskiego oręża. Po przyjeździe na pierwsze wakacje do Skierbieszowa oświadczył rodzicom stanowczo, że do rosyjskiej szkoły nie wróci. Państwo Mościccy umieścili syna w prywatnej szkole Eugeniusza Babińskiego w Warszawie, w której, zdobył wykształcenie średnie.

W czasie wolnym od nauki w szkole, zajmował się ćwiczeniem własnego charakteru, grą w szachy, pływaniem łodzią po Wiśle i ... nauką pszczelarstwa na prywatnych kursach zawodowych u Kazimierza Lewickiego. Ze zdobywanej wiedzy starał się od najmłodszych lat robić praktyczny użytek. Tak było i z pszczołami; w czasie wakacji założył w Skierbieszowie pasiekę.

Pracowity, odważny, samodzielny i odpowiedzialny młodzieniec zastanawiał się też nad wyborem kierunku dalszej nauki i pracy. Okoliczności negatywnie weryfikowały jego różne pomysły, ale nie poddawał się i szukał dalej. Pewnego dnia „wpadła mu w ręce” broszurka z opisem technologii przeróbki drewna metodą suchej destylacji i tak poruszyła wyobraźnię, że postanowił... będzie studiował chemię w Rydze.

 

            Ryga – Od września 1884 roku na Wydziale Inżynierii studiował tu starszy brat Ignacego, Władysław. Politechnika Ryska cieszyła się dużą autonomią i wysoką rangą naukową. Mimo że podlegała carskiemu systemowi oświaty, była uczelnią niemiecką. Doskonale przygotowany, również w posługiwaniu się językiem niemieckim, zdał egzamin jako jedyny absolwent prywatnych szkół realnych (w szkołach prywatnych nie udawały się działania rusyfikacyjne, więc wobec ich absolwentów zastosowano wyostrzone kryteria oceny, a następnie rosyjskie władze oświatowe wręcz zakazały przyjmowania ich na studia politechniczne w Rydze). Studia rozpoczął z początkiem roku 1887 pracowicie realizując indywidualny tok studiów. Pilnie korzystał z wykładów jednego z twórców chemii fizycznej, późniejszego laureata Nobla (rok 1909), profesora Wilhelma Ostwalda.

Pracę dyplomową, po przeniesieniu się W. Ostwalda do Lipska, napisał pod kierunkiem profesora Karola Bischoffa. Duże fragmenty tej pracy w roku 1892 wykorzystał Bischoff w artykule zamieszczonym, tylko pod swoim nazwiskiem,  w niemieckim czasopiśmie „Annalen der deutschen chemischen Gesellschaft” (Mościcki był już wtedy politycznym uciekinierem).

„Dimplomarbeit. Ueber die Einwirkung von Monochloressigsäure auf ß-Naphtylamin. 1890/1891. Ignacy Mościcki“.  – to napis ze strony tytułowej pracy. Pracę napisał, ale do egzaminów dyplomowych nie przystąpił ... wybrał sprawy dla niego w tym momencie ważniejsze...

Mościcki w czasie studiów aktywnie uczestniczył w legalnym i nielegalnym życiu studentów. Sport, zabawa, ale też zebrania naukowe, dyskusje i... oświata ludowa. Z pełnym poświęceniem, za własne pieniądze sprowadzano do Rygi duże ilości elementarzy i literatury, a następnie dostarczano na zanalfabetyzowane wioski zaboru rosyjskiego (szacuje się, że czytać i pisać nie potrafiło prawie 90% ludności; w tym czasie na „zachodzie” szkoły podstawowe stawały się już powszechne, obowiązkowe i bezpłatne). Oczywiste, że konsekwencją tej patriotycznej i społecznej postawy stało się przekonanie o konieczności podjęcia działalności niepodległościowej. To była dla niego sprawa honoru.

Pierwsze doświadczenia z organizacjami narodowymi (m.in.z Zygmuntem Balickim, późniejszym bliskim współpracownikiem Dmowskiego) rozczarowały go, ale nie zniechęciły.

Na ziemiach polskich, szczególnie w środowiskach robotniczych i studenckich, pojawiało się w tym czasie coraz więcej emisariuszy, agitatorów, wschodnich rewolucjonistów, zachodnich socjalistów i różnych osób z „receptami” na wolność – docierali również do Rygi. Mościcki odrzucał argumenty o walce klas, o historycznym posłannictwie mas robotniczych, o konieczności unicestwienia caratu itp., ale dostrzegał konieczność upowszechniania oświaty i budzenia świadomości niepodległościowej w ubogich warstwach społecznych. Nielegalną działalność wydawniczą podjął od ryzykownej wyprawy do Berlina po czcionki. W punkcie przerzutowym dwukrotnie przekraczał granicę w wodzie po szyję (listopad), w drodze powrotnej dodatkowo z ponad czterdziestoma kilogramami ołowianych tabliczek. Na druk publikacji wpłacał też co miesiąc połowę pieniędzy otrzymywanych z domu na utrzymanie (jego koledzy postępowali podobnie). Przeprowadzał doświadczenia, badania i pisał pracę dyplomową. Złośliwi utrzymywali, że nigdy jej nie napisał, a tymczasem dzielni i odważni pracownicy uczelni zdołali przechować dokument przez dziesiątki trudnych lat. Praca znajduje się w archiwum Politechniki w Rydze, a kopię w roku 2008 przywiózł do Polski prof. Bolesław Orłowski.

W Królestwie Polskim pod rządami Josifa Władimirowicza Hurko narastał terror, mnożyły się zsyłki, uwięzienia, aresztowania i wyroki śmierci. Chciano unicestwić Ducha Narodu. A z duchem jest tak, jak z wodą – z-mieć ją w dolinę z gór, to od-pryśnie na niebo o całą miarę poniżenia – pisał Cyprian Norwid. Tak też było z młodymi niepodległościowcami. Narastał bunt i chęć odwetu; odpowiedzenie na terror terrorem. Trzeba było nauczyć się wytwarzać materiały wybuchowe – tego nie uczyli na uczelniach. Mościcki, zdając sobie sprawę z ogromu zagrożeń, postanowił jednak walczyć. Pojechał rozmówić się z narzeczoną, chciał zerwać zaręczyny. W wakacje 1888 roku oświadczył się kuzynce, szesnastoletniej gimnazjalistce i został przyjęty. Teraz Michasia ukończyła gimnazjum w Płocku, uzyskała patent nauczycielski i starali się o dyspensę na ślub. Nie chciał jej jednak narażać na niebezpieczeństwa, a strat bolesnych życie nie szczędziło mu już wcześniej. W czasie kiedy przygotowywał się do egzaminu na studia zmarł mu ojciec Faustyn, a w czasie przygotowań do pracy dyplomowej zmarł młody inżynier Władysław, starszy brat Ignacego. W Płocku czekała go jednak niespodzianka – Michalina nie zgodziła się na rozstanie, zaakceptowała jego plany, a nawet wyraziła gotowość współpracy. Uczestniczyła już w przygotowaniach do zamachu w soborze prawosławnym na Placu Krasińskich. Przygotowania przerwało wieczorem 30 czerwca ostrzeżenie o zbliżającej się rewizji w ich mieszkaniu. Musieli uciekać. (Uciekł też Michał Zieliński, ale po krótkim czasie wrócił dokonać pomsty. Bombę wykonał niestety wadliwie i źle zabezpieczony przed wilgocią lont udaremił detonację na uroczystym nabożeństwie w cerkwi. Pojmany na miejscu, zginął rozgryzając ampułkę z cyjankiem potasu. Czy pod wpływem tej śmierci Ignacy Mościcki wynalazł metodę wytwarzania lontów niewrażliwych na działanie wilgoci? –  patent polski 2181 z roku 1925)

 

 

Londyn – Ignacy Mościcki związek małżeński z Michaliną Czyżewską zawarł w Płocku 12 lutego 1892 roku, a już przed świtem 1 lipca uciekali przez Berlin do Londynu  – wkrótce władze carskie rozesłały za Mościckim list gończy.

Pięć lat w Londynie to dla Mościckich czas walki o przetrwanie biologiczne, czas ciężkiej pracy fizycznej, ale też godziny spędzone na wykładach i w bibliotekach, udział w życiu niepodległościowym polskiej emigracji i tęsknota do kraju. I czas najtrudniejszy – choroby i śmierci. Michalina i dwójka małych dzieci zapadają na ciężki długotrwały koklusz. Opiekuje się nimi dniem i nocą. Żona i synek wracają do zdrowia, ale córeczka umiera. W tym samym czasie traci pracę i otrzymuje wiadomość z Polski o śmierci ukochanej siostry Zofii.

Zapisał: „...wszystko to spowodowało zupełny rozstrój mojego systemu nerwowego. Stan mój duchowy uległ ciężkiej chorobie. Opanowała mnie tak wielka obojętność, że życie stało mi się prawdziwym ciężarem i gdyby nie rodzina, wróciłbym do Kraju, żeby tam szukać śmierci”.

Rodzina, żona i synek, dodaje mu sił do poszukiwania kolejnej pracy; dostaje ją w warsztacie produkującym meble. „Ciężka praca fizyczna okazała się świetnym lekiem na różne duchowe dolegliwości. Poczułem znowu w sobie pełną młodość i energię. Po tej przemianie nabrałem także wiary w bliskie uzyskanie warunków do pracy naukowej, chociaż nic na to jeszcze nie wskazywało”. Miał wtedy 29 lat, a „czas Hiobowy” kończył się rzeczywiście (wróci Golgotą po czterdziestu latach).

Wiosną 1897 roku otrzymuje od uczonych, rodaków z zagranicy, dwie propozycje pracy naukowej: na Uniwersytecie w Liège i na kantonalnym Uniwersytecie we Fryburgu. Wybiera Fryburg, tylko potrzeba jeszcze zdobyć pieniądze potrzebne na podróż. Nadal pracuje w stolarni, ale podejmuje też dodatkową pracę przy układaniu dębowej posadzki w hotelu w Newmarket. Po pracy wraca do domu wycieńczony, z pokaleczonymi rękami i spuchniętymi kolanami, ale są szczęśliwi, już wkrótce odmieni się ich los.

                                               ‘W biedzie niewiele może wyrosnąć, w biedzie tylko można wiele rzeczy zrozumieć” – I. Mościcki

 

            Fryburg – Uniwersytet założony z inicjatywy papieża Leona XIII, aby „studiująca młodzież mogła znaleźć miejsca, gdzie by piła czyste mleko mądrości, nie zmącone żadnym brudem błędu”, w tworzeniu którego udział miała liczna grupa Polaków (m.in.: Józef Kallenbach, Adam Miodoński, Tadeusz Estreicher, Antoni Kostanecki i Józef Wierusz-Kowalski). To tutaj Mościcki zaczynał od przygotowywania i przeprowadzania eksperymentów do wykładów Wierusz –Kowalskiego, wykonując własnoręcznie większość potrzebnych przyrządów. Tokiem indywidualnym rozpoczął też dalsze studia. Pracowity, wytrwały, bardzo zdolny i zręczny dokonał imponującej liczby cennych wynalazków, a niektóre przedsiębiorstwa powstałe z jego inicjatywy nadal istnieją. Nie przykładał jednak zbytniej wagi do formalnego dokumentowania swoich odkryć i dlatego wiele jego wynalazków nie jest kojarzonych z jego nazwiskiem; np.: bezpieczniki sieci energetycznych zwanych zaworami Gilesa, czy chociażby pierwszy zgłoszony wynalazek – hermetyczne szyby wielowarstwowe odporne na pokrywanie się parą wodną (tak, to te używane na świecie do dziś). Umowy na sprzedaż licencji wynalazków opatentowanych zawierał z zastrzeżeniem, że ograniczenia patentowe nie dotyczą ziem polskich. Uważano to za dziwactwo, ale on czuł, że Polska niebawem powstanie i będzie dla Niej pracował. Tymczasem założył Towarzystwo dla eksploatacji przypadających Polsce patentów. Patentów było dużo, a prawo do nich otrzymało Towarzystwo bezpłatnie, aby dochody przeznaczać na rozwijanie nauki i techniki na ziemiach polskich  Był człowiekiem znanym, cenionym i zamożnym; szczodrze i dyskretnie wspierał bezzwrotnymi pożyczkami polską młodzież studiującą we Fryburgu.

I wtedy właśnie – rok 1912 – przyszło pytanie z Cesarsko-Królewskiej Szkoły Politechnicznej, czy podejmie się zorganizować od podstaw i objąć nową katedrę elektrochemii i chemii fizycznej. Miał w tym czasie wiele ciekawych, intratnych propozycji kontraktów. Proponowane wynagrodzenie we Lwowie było prawie pięciokrotnie(!) niższe od zarobków w Szwajcarii, ale nie wahał się. Oto przyszła szansa spełnienia marzeń – kształcenie inżynierów dla polskiego przemysłu. W Polskę wierzył zawsze.

Za własne pieniądze wykupuje urządzenie swojej fryburskiej pracowni (kilkanaście ton)  i wysyła kilkoma wagonami do Lwowa. Demontaż we Fryburgu i montaż we Lwowie trwały kilka miesięcy.

„...kiedy zdałem sobie sprawę z tych nadzwyczajnych stosunków, które pozwoliły mi na odpowiednie wyszkolenie swych twórczych kwalifikacyj, powstało jedyne pragnienie powrotu jak najprędzej do Kraju, żeby resztę swego życia móc tam poświęcić pracy nad współdziałaniem w rozwoju przemysłu, oraz – stworzyć odpowiednie środowisko, w którem możnaby było wyszkolić cały szereg młodych ludzi w kierunku twórczej pracy technologicznej.

Niespodziane powołanie na katedrę Politechniki Lwowskiej w lecie 1912 r. umożliwiło mi zbliżyć się szybciej niż myślałem, do urzeczywistnienia swych marzeń.” – z odczytu jaki Mościcki wygłosił na posiedzeniu PTCh 1 czerwca 1922 r.

                                   Nie tylko o to chodzi, żeby robić – ale żeby zrobić!” – I. Mościcki

 

            Lwów – Boże Narodzenie 1912 rodzina Mościckich spędza już we Lwowie. Przyjechał z wolnego państwa do rozszarpanej Polski. Miał wprawdzie obywatelstwo szwajcarskie i swobodnie poruszał się w Galicji, ale jako ciągle poszukiwany przez policję rosyjską przestępca polityczny nadal nie mógł odwiedzać rodzinnych stron. Jednak wszystkie ograniczenia rekompensowała wielka życzliwość i pomoc z jaką się spotykał (np. od zakładów elektrycznych Lwowa). Kultura, talent, pracowitość i urok osobisty sprawiały, że bardzo szybko nawiązał twórcze kontakty z bardzo zdolnymi polskimi uczonymi rozsianymi po najlepszych uczelniach Europy. A czasy były trudne. W drugiej połowie roku 1914 wybuchła wojna. Rosjanie zajęli Lwów (4. IX. 1914 – 22. VI. 1915), zaczęły się prześladowania duchowieństwa i patriotycznej inteligencji. C. K. Szkoła Politechniczna przestała funkcjonować, a gmach główny zamieniono na szpital wojskowy. Niektórzy współpracownicy Mościckiego (m.in. inż. Morawiec) zaciągali się do formowanych Legionów. Do Legionów zgłaszała się również młodzież niepełnoletnia; poszło też dwóch uczniów szkoły średniej, urodzonych we Fryburgu synów Mościckiego: Józef i Franciszek. W roku 1918 (przed zdradzieckim tajnym paktem z roku 1939, był zdradziecki „brzeski czwarty rozbiór Polski” i zdradziecki tajny traktat z 8 lutego 1918 roku zawarty przez Austrię z Ukraińską Republiką Ludową), już jako studenci wraz z najstarszym bratem Michałem bronią Lwowa, zostają ranni.

Cały czas walczą też kobiety zrzeszając się w różne organizacje, z których powstaje w listopadzie 1918 roku Ochotnicza Legia Kobiet – formacja wojskowa. W jej szeregi wstąpiła córka Mościckich – Helena. Bardzo aktywna w działalności organizacji polityczno- społecznych przez cały czas pobytu we Lwowie była Michalina Mościcka. W 1921 roku była przewodniczącą komitetu idącego z pomocą powstańcom śląskim (m.in.: do walki o Śląsk wysłano trzy waleczne oddziały ochotników).

Śląsk powraca do Polski; granica przesuwa się za Chorzów. Rząd zwrócił się do profesora Mościckiego, aby jako pełnomocnik, zgodnie z zawartymi porozumieniami, przejął od Niemców fabrykę w Chorzowie. Krzyżuje to wiele jego planów, ale „Wobec braku fachowców w Polsce dla tej skomplikowanej wytwórni, uważa to za spełnienie obowiązku wobec Państwa”. Jedzie do Chorzowa w asyście bardzo zdolnych inżynierów, głównie swoich uczniów, a tam okazuje się, że wbrew porozumieniom na miejscu są tylko niechętni miejscowi robotnicy i ogołocone zakłady. Cała wykwalifikowana kadra wyjechała za granicę w akcie dywersji zabierając dokumentację techniczną, plany, instrukcje i wiele urządzeń. Większość pozostawionych urządzeń uszkodzono, dochodziła więc obawa przed detonacją w wypadku uruchomienia wadliwej aparatury. Niemcy byli przekonani, że zakłady nigdy nie zostaną uruchomione, więc kiedy po trzech tygodniach można było rozpocząć przetwarzanie karbidu na azotniak zaczęli inspirować sabotaż (np.: sypanie piasku do panewek silników, a nawet eksplozję w młynie karbidowym) i akcję propagandową o podaniu się urzędników do dymisji i bliskim upadku „Chorzowa”. Znacząca część załogi robotniczej nabrała już jednak ufności i szacunku dla polskich inżynierów i zaczęła bronić „swojej fabryki”. Zespół kierowany przez prof. Mościckiego wprowadził bardzo dużo ulepszeń i zmian konstrukcyjnych włącznie z opatentowanym nowym, polskim piecem. Budowano też stopniowo kolejne oddziały i zakłady produkcyjne. Wcześniej, zaraz po uruchomieniu produkcji, Mościcki zorganizował fabryczną szkołę techniczną, w której w ramach obowiązków służbowych nauczała kadra inżynieryjna.  Wkrótce wydajność w zakładach była ponad czterokrotnie wyższa niż z pieców niemieckich, przy jednoczesnym znaczącym obniżeniu zużycia energii elektrycznej.

Sprawa zakładów w Chorzowie (działań dywersyjnych i sabotażowych było więcej, ale i dużo więcej osiągnięć) zarysowana jest tutaj nie dlatego, że to jakiś odosobniony przypadek, ale wręcz odwrotnie; był to w pewien sposób modelowy, ale tylko jeden z przykładów entuzjastycznej odbudowy niepodległej Polski. „Głęboko wierzę, że dziś (...) chcąc działać, trzeba uprzedzać, a więc trzeba przed, nie po, wiedzieć co począć. (...) profetycznym bojem przyszłość dziejów zdobywać się każe”. Ta myśl Norwida z roku 1861 aktualna jest zawsze. Ci którzy wtedy „wiedzieli co począć” wracali do Ojczyzny.

Z całego świata wracali do kraju specjaliści z różnych dziedzin, często zostawiając wygodne życie, naukowe i finansowe kariery, czasem nawet –  zdobytą własnym talentem i pracą –  sławę. Ignacy Mościcki był jednym z pierwszych.

Zakładami Azotowymi w Chorzowie kierował Mościcki w latach 1922 – 1925 (od 1923 roku miał dwóch świetnych pomocników: dyrektora technicznego inż. Eugeniusza Kwiatkowskiego i administracyjnego Adama Podoskiego) wykonując jednocześnie inne zobowiązania. W roku 1925 były to: Zakłady w Chorzowie, Politechnika Lwowska, Politechnika Warszawska i Chemiczny Instytut Badawczy przenoszony właśnie do Warszawy. Głowę miał pełną pomysłów, a ręce pełne pracy.

Imponujący jest dorobek naukowy profesora Ignacego Mościckiego zarówno z Fryburga, jak i „okresu lwowskiego” (poważni uczeni twierdzą, że „otarł się o Nobla”).

Po okresie dużego zaangażowania konspiracyjnego w Rydze i Londynie w życiu politycznym nie uczestniczył aktywnie. W czasie wojny działał w Lidze Niezawisłości Polski i wspierał, również finansowo, Polską Organizację Wojskową. Po odzyskaniu niepodległości dosyć luźno związany był z inteligencją demokratyczną popierającą marszałka Piłsudskiego.

Z końcem maja 1926 roku dowiedział się o wyborze Józefa Piłsudskiego na Prezydenta Rzeczypospolitej i że Marszałek wyboru nie przyjął. Premierem RP był w tym czasie prof. Kazimierz Bartel, kolega z Politechniki Lwowskiej, i to on zatelefonował w nocy do Mościckiego. Wiadomość była porażająca. „mówię mu, jaka jest wola Komendanta: ma zostać prezydentem Rzeczypospolitej. Był zupełnie zaskoczony i słyszeć nie chciał o czymś podobnym. Przy śniadaniu na próżno przedstawiałem konieczność tego faktu. Ale ja wiem co robię. Połączyliśmy go telefonicznie ze Lwowem, żeby rozmówił się z panią Michaliną, znaczy profesorową Mościcką” – opowiadał Kazimierz Bartel generałowi Sławoj-Składkowskiemu (S. Składkowski, Nie ostatnie słowo oskarżonego, Londyn 1964).

Wiedzieli znajomi i współpracownicy Mościckiego, że Michalina „była pierwszą osobą w życiu prywatnym prezydenta, który liczył się z jej zdaniem”.

Wywrócenie życia uznali za „wyższą konieczność”, za „obowiązek wobec narodu”. Mościcki z rozdartym sercem zrezygnował z pracy naukowo-twórczej i oddał się do dyspozycji: „Wiedziałem, że nie tylko nie będę przeszkadzał w pracy Piłsudskiemu, ale przeciwnie, będę się starał być mu możliwie pomocnym” – zanotował. Tempo zaskakujących wypadków było zawrotne. Zgromadzenie Narodowe dokonało wyboru 1 czerwca 1926 roku, a prezydent elekt po południu pojechał do Lwowa pożegnać się z Uczelnią i Miastem.

 

            Prezydent – O ile biedna, w dużej mierze „analfabetyczna” Polska gospodarczo „zrastała się” łatwiej, o tyle politycznie była ciągle dramatycznie podzielona i skłócona. „Mnie, jako Naczelnikowi Państwa, obrzydzano życie ciągłą nagonką, oszczerstwami i najwstrętniejszymi potwarzami. Drugiego Reprezentanta Państwa zamordowano, a moralni sprawcy tego mordu uszli bezkarnie. Trzeci padał pod ciężarem męki z powodu Sejmu i Senatu” – mówił Józef Piłsudski. Wiedział, że Mościckiego też czeka wiele przykrości, więc postanowił zaprezentować nowego Prezydenta opinii publicznej, „aby osłonić jego osobę przed szarpaniem plotkami i wymysłami, które niestety w Polsce częściej znajdują posłuch niż spokojna prawda” (wywiad na łamach Kuriera Porannego).

13 lat i prawie 4 miesiące prezydentury to owocny, ale trudny czas i w polityce, i w życiu prywatnym. Chronologiczny zapis wydarzeń można przeczytać w Kalendarium II Rzeczypospolitej (Warszawa 1990).

Wysoki, postawny, szczupły, ubrany nienagannie z elegancją właściwą ludziom o wielkim smaku, prezentował się doskonale. Kultura osobista, ogromne wyrobienie towarzyskie, wielki autorytet naukowca, wynalazcy i nauczyciela akademickiego sprawiały, że dostojnie i godnie reprezentował odrodzoną Polskę. W życiu prywatnym i publicznym kierował się zasadami chrześcijańskimi. Uczestniczył oficjalnie w licznych uroczystościach religijnych, które odbywały się na terenie całego kraju. Brał udział między innymi:

*- w obchodach 200-lecia kanonizacji Stanisława Kostki w Rostkowie i Przasnyszu

*- w koronacji obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej w Wilnie

*- w poświęceniu Kaplicy-Pomnika na cmentarzu Poległych 1920 roku w Radzyminie

*- w wielkich obchodach sprowadzenia z Rzymu do Polski relikwii świętego Andrzeja Boboli; jako hołd pamięci Męczennika Prezydent złożył na trumnie Świętego swój Krzyż Niepodległości z Mieczami

*- w roku 1938 (22 lata po śmierci) nadał Adamowi Chmielowskiemu (Brat Albert beatyfikowany w 1983, kanonizowany w 1989 r) Wielką Wstęgę Orderu Polonia Restituta za wybitne zasługi w działalności niepodległościowej i na polu pracy społecznej

*- pozostawał pod dużym wrażeniem postawy i działalności O. Maksymiliana Kolbe; zachowała się fotografia ze Spały, na której wśród zebranych zobaczyć możemy ks. Kolbe

 

 

Ignacy Mościcki był charyzmatyczny, a to pomagało mu z sukcesami podejmować trudne sprawy; np.:

– kiedy poprosili o pomoc zdesperowani hodyszewscy parafianie, którzy wraz z proboszczem i biskupem łomżyńskim od kilku lat bezskutecznie usiłowali odzyskać obraz już w 1915 roku wywieziony w głąb Rosji, nie zawiedli się; Prezydent słynący łaskami obraz odzyskał, oddał do renowacji i oprawy zamkowym konserwatorom, wystawił na kilka tygodni do kultu na Zamku, a następnie swoją salonką wysłał do Szepietowa (stacja kolejowa najbliższa Hodyszewa)

– kiedy między metropolitą krakowskim, a rządem i piłsudczykami, wybuchł groźny konflikt tzw. wawelski, Prezydent dzięki dużym umiejętnościom pojednawczym i dobrym stosunkom z prymasem ks. kardynałem Augustem Hlondem oraz Stolicą Apostolską przyczynił się do zażegnania go, nie dopuszczając do niebezpiecznej eskalacji (a żądano nawet zerwania Konkordatu i wydalenia abp. Sapiehy);

 

Prezydent Ignacy Mościcki wspierał czynnie wszystkie inicjatywy służące Polsce i bardzo długo można je wymieniać (m.in.: Gdynia, COK, budowa dróg, linii energetycznych, kolejowych, utworzenie w 1936 r. Funduszu Obrony Narodowej i Komitetu Obrony Rzeczypospolitej, Państwowe Zakłady Lotnicze, Państwowy Instytut Kultury Wsi i reforma rolna, kultura, nauka, szkolnictwo, rozwój Warszawy, Junackie Hufce Pracy, patronowanie Harcerstwu itd. ..., a wszystko w rosnącym zagrożeniu zewnętrznym i nieustającym wewnętrznym – aktywność komunistów i socjalistów z jednej, Stronnictwa Narodowego i Obozu Narodowo-Radykalnego z drugiej strony).

Przez cały okres prezydentury wakacyjne miesiące poświęcał Ignacy Mościcki na objazdy województw i regionów, co znakomicie służyło integracji jeszcze niedawno podzielonego państwa. Wizyty były starannie przygotowane, a od organizatorów Prezydent Mościcki stanowczo wymagał, aby posiłki i ewentualne przyjęcia były skromne, a na stołach znajdowały się tylko(!) polskie produkty.

Prezydent był wszędzie gorąco przyjmowany. Jan Głogowski we wspomnieniach o Ignacym Mościckim napisał: „Dzięki wielkiemu taktowi, czarowi i urokowi osobistemu, dzięki umiejętności obcowania z ludźmi wszelkich stanów i zawodów, Prezydent Mościcki doprowadził do tego, że był przez ogół społeczeństwa uważany za reprezentanta całości Narodu i Państwa, a nie za przedstawiciela ówczesnego obozu rządzącego” – i nie jest to ocena odosobniona.

 

Wrogów przysparzały Prezydentowi niektóre dekrety ogłaszane w żywotnym interesie Polski, jak np.:

– ogłoszony w czasie kryzysu gospodarczego dekret nadający ministrowi przemysłu i handlu prawo rozwiązywania umów kartelowych bez odwoływania się do Sądu Kartelowego (po rozwiązaniu wielu karteli znacząco spadły ceny)

– dekret „o wprowadzeniu kontroli w zakresie obrotu złotem i walutami zagranicznymi i zahamowaniu źródeł zasilających tezauryzację” (ograniczał negatywne działania kapitału zagranicznego w Polsce)

– wprowadzający m.in. obostrzenia dla wydawnictw periodycznych oraz zwartych za rozprowadzanie nieprawdziwych wiadomości i sankcje za propagowanie strajków, a także nakładający obowiązek drukowania przez pisma komunikatów rządowych

– ogłoszony 24 listopada 1938 r. w Dz.U. nr 91 poz. 624 dekret O rozwiązaniu zrzeszeń wolnomularskich (czyżby pod wpływem m.in. O. Maksymiliana Kolbe?)

 

Na przełomie lutego i marca 1939 roku Prezydent chorował tak ciężko, że myślano o skróceniu kadencji. Najprawdopodobniej była to próba otrucia; miał to być pretekst do przejęcia władzy m.in. przez grupę zwolenników układu z Niemcami. Prezydentem miał zostać Walery Sławek, który mając nadzieję na objęcie funkcji prezydenta po śmierci Józefa Piłsudskiego, już we wrześniu 1935 roku żądał od Mościckiego, aby ustąpił z urzędu. Dzięki Bogu Mościcki „wyszedł z choroby” i energicznie przystąpił do działania. Czasy były coraz niebezpieczniejsze. Częściową mobilizację alarmową zarządzono jako ściśle tajną już w marcu, a urzędom państwowym przekazano tajną instrukcję ewakuacji na wypadek wojny.

Prezydent prowadził rozmowy ze wszystkimi partiami i organizacjami w kraju (31 marca 39 przyjął w Zamku nawet generała Hallera, a następnie Prymasa ks. kardynała Augusta Hlonda). W sobotę Z niepokojem śledził też rozmowy delegacji wojskowych, a szczególnie podpisany w Berlinie 19 sierpnia układ handlowo-kredytowy pomiędzy Niemcami a ZSRR i wyjazd Ribbentropa do Moskwy.

Nie miał obiektywnych informacji o pakcie Ribbentrop-Mołotow i jego tajnych protokołach, ponieważ tzw. służby nie działały najlepiej (ktoś powiedział, iż „Beck myślał, że gra z Hitlerem w szachy, a tymczasem okazał się tylko pionkiem”). Kiedy politycy i dziennikarze zajmowali się paktem podpisywanym w Moskwie, na odprawie z wyższymi dowódcami w Obersalzbergu Hitler mówił: „Zniszczenie Polski jest naszym pierwszym zadaniem. Celem musi być nie dotarcie do jakiejś oznaczonej linii, lecz zniszczenie żywej siły. Nawet gdyby wojna miała wybuchnąć na zachodzie, zniszczenie Polski jest naszym pierwszym zadaniem”. Dziewiętnaście lat wcześniej dowódca wojsk bolszewickich Tuchaczewski w rozkazie do swoich żołnierzy twierdził: „Ponad martwym ciałem Białej Polski jaśnieje droga ku ogólnoświatowej pożodze”.

Trwały przygotowania obronne utrudniane też przez zachowanie naszych sojuszników (?) bojących się zadrażniania stosunków z Niemcami. Kiedy wyszły rozkazy o powszechnej mobilizacji ogłoszonej przez Prezydenta dekretem z dnia 28 sierpnia ambasadorzy państw sojuszniczych zażądali natychmiastowego ich odwołania. Marszałek Rydz-Śmigły uległ presji i rozkaz odwołał, a następnie wydał ponownie 30 sierpnia 1939 r.. Wojsko było zdezorientowane.

Świt 1 września zastał Prezydenta w Spale – bomby już o godzinie 5.20 spadły na niedaleki Tomaszów Mazowiecki, a z Warszawy, Poznania, Krakowa i innych miast napływały informacje o nalotach. Natychmiast wyruszono samochodem do Warszawy gdzie niezwłocznie zostały wydane wszystkie niezbędne dekrety (o: wprowadzeniu stanu wojennego, mianowaniu Rydza-Śmigłego następcą Prezydenta i Wodzem Naczelnym, utworzeniu legionów czeskich i słowackich) i wygłoszone Orędzie do Narodu: „Obywatele Rzeczypospolitej! Nocy dzisiejszej odwieczny wróg nasz rozpoczął działania zaczepne wobec Państwa Polskiego, co stwierdzam wobec Boga i historii. (...) Cały Naród Polski, pobłogosławiony przez Boga, w walce o swoją świętą i słuszną sprawę, zjednoczony z Armią, pójdzie ramię przy ramieniu do boju i pełnego zwycięstwa”.

Adiutant Józef Hartman zapisał w notatniku – „o godz. 10.45 nastąpił przejazd Prezydenta do Zatrzebia-Błot koło Falenicy, do domu senatora Tadeusza Karszo-Siedlewskiego.” Tam przebywał Prezydent do wieczora 5 września intensywnie pracując. Udało się m.in. zorganizować w najgłębszej tajemnicy ewakuację z Banku Polskiego dokumentów i złota, którego w chwili wybuchu wojny aż ¾ zasobów znajdowało się w kraju (przy transferze bardzo pomogli Rumuni, a nawet zdeponowali u siebie 4 tony, zwrócone następnie Polsce w roku 1947; na 11 ton złota, ze zdeponowanego w Anglii, „sojusznicy angielscy” wystawili rachunki za pobyt Polaków w GB; reszta...???). Z Zamku Królewskiego i Łazienek wywieziono (4 września) bezpośrednio do Krasnobrodu różne skarby kultury polskiej jak: obrazy Matejki, cenne arrasy i srebra, dywan tzw. „Wilanowski” (przedmioty te zostały ukryte, zamurowane, w pałacu księcia Janusza Radziwiłła w Ołyce dokąd Prezydent przybył 7 września). Zabrane z sejfu zamkowego już 1 września najważniejsze dokumenty państwowe, insygnia prezydenckie, berło, szablę i łańcuch Orła Białego Stanisława Augusta Poniatowskiego i inne precjoza przekazał Ignacy Mościcki 22 grudnia 1939 roku w Craiovej ambasadorowi Rogerowi Raczyńskiemu.

Zgodnie z planem ewakuacji opracowanym na wypadek wojny rząd i urzędy centralne przeniosły się do województwa lubelskiego.

Oddziały wojskowe miały się koncentrować w rejonie przygranicznym nazwanym „rumuńskim przedmościem”; cały czas liczono na wsparcie sojuszników.

 

Poniewierka wojenna

 

1 września 1939 roku samochodem pędzącym przez bombardowany most Poniatowskiego opuścił Prezydent Warszawę. Po pięciu dniach pobytu koło Falenicy zgodnie z sugestiami premiera Sławoj-Składkowskiego udał się do Krasnobrodu, a następnie 7 września do Ołyki. Niemieckie lotnictwo od pierwszego dnia wojny bombardowało okolice, w których przebywał Prezydent i polskie władze; Niemcy mieli bardzo dobrze zorganizowany wywiad i współpracę części mniejszości niemieckiej. Kiedy więc trzeba było przemieszczać się dalej, dla odwrócenia uwagi, ze stacji Ołyka-Cumań wysłano 14 września pociąg prezydencki, a Prezydent i najbliżsi współpracownicy pojechali samochodami przez Dubno-Krzemieniec-Tarnopol-Czortków-Horodenkę i Śniatyń do Załucza Dolnego. Pociąg, ostrzeliwany po drodze przez Ukraińców, w ciągu 4 dni zdołał pokonać trasę tylko do Radziwiłłowa-Brodów gdzie został doszczętnie rozbity przez samoloty niemieckie. Według świadków samoloty nadlatywały ze wschodu i odlatywały również na wschód. W piśmie z 9 listopada 1939 r. generał Schally relacjonując wrześniowe wydarzenia napisał: „Utwierdziłem się już wówczas w przekonaniu, że lotnicy niemieccy musieli już mieć około 10.09.39 swoje bazy zaopatrzeniowe na terytorium Rosji Sowieckiej...” 17 wrzesień 1939 rok. Adiutant Józef Hartman zapisał: „godz. 9.00 wiadomość o wkroczeniu wojsk sowieckich, godz. 9.30 decyzja wyjazdu do Kut, godz. 10.30 nabożeństwo, 11.35 bombardowanie stacji w Śniatyniu, godz. 12.00 wyjazd do Kut, obiad u p.Becków, godz. 16.30-17.15 konferencja”. „Konferencja” to narada u Prezydenta z udziałem premiera Składkowskiego, wicepremiera Kwiatkowskiego, ministra spraw zagranicznych Becka i marszałka Rydza-Śmigłego. Minister Beck zapewniał, że na podstawie porozumienia z rządem rumuńskim polski Prezydent wraz z towarzyszącymi mu osobami, oddziałem ochronnym i świtą oraz przedstawiciele polskiego rządu mogą być pewni bezpiecznego tranzytu do portu czarnomorskiego, najprawdopodobniej Konstancy. Tam miał czekać angielski okręt wojenny, który przewiózłby wszystkich do Francji. We Francji miano natychmiast przystąpić do tworzenia silnej armii polskiej składającej się z oddziałów przybyłych przez Węgry i Rumunię, poborowych Polaków z Francji i Belgii oraz ochotników z Ameryki i Kanady. Te plany przyczyniły się do podjęcia ostatecznej decyzji o przekroczeniu granicy polsko-rumuńskiej w Kutach. W tym czasie czołgi radzieckie były już tylko 32 km od Kut. Granicę przekroczono 17 września 1939 r. o godzinie 21.30. Przed wyjazdem Prezydent Mościcki przygotował orędzie do Polaków.

Obywatele, gdy armia nasza z bezprzykładnym męstwem zmaga się z przemocą wroga, od pierwszego dnia wojny aż po dzień dzisiejszy wytrzymując napór ogromnej przewagi całości bez mała niemieckich sił zbrojnych, nasz sąsiad wschodni najechał nasze ziemie gwałcąc obowiązujące umowy i odwieczne zasady moralności. (...) Obywatele, z przejściowego potopu uchronić musimy uosobienie Rzeczypospolitej i źródło konstytucyjnej władzy. Dlatego choć z ciężkim sercem postanowiłem przenieść siedzibę Prezydenta Rzeczypospolitej i Naczelnych organów Państwa w takie miejsce, gdzie istnieć będą warunki zapewniające im pełną suwerenność i możliwość stania na straży interesów Rzeczypospolitej. (...) Kosów 17 września 1939”.

Niestety ustalenia ministra Becka były „pisane palcem na wodzie”, o czym przekonali się niebawem. Prezydent, członkowie rządu i Naczelny Wódz zostali w Rumunii internowani i rozmieszczeni w różnych miejscowościach, aby uniemożliwić im komunikację między sobą. Prezydenta z najbliższymi umieszczono w Bicaz. Opozycja, z bardzo aktywnym Władysławem Sikorskim, zebrała się w Paryżu.

Współwykonawca testamentu zmarłej 23 listopada 1979 roku Marii Mościckiej (matki chrzestnej jego córki) napisał: „Jak stwierdzili żyjący jeszcze w latach siedemdziesiątych [XXw.] w Szwajcarii i pamiętający te czasy świadkowie, pragnący jednak zachować anonimowość, do internowania prezydenta I. Mościckiego i rządu RP w Rumunii przyczynili się nie tylko Niemcy, ale również i niektórzy przedstawiciele polskiej opozycji z lat międzywojennych znajdujący się wtedy we Francji, mający posłuch u swoich gospodarzy. Oni to właśnie i niektórzy Francuzi chcieli uniemożliwić przyjazd prezydenta Mościckiego do Paryża, aby na czoło polskich władz emigracyjnych  wysunąć ciężko już chorego wielkiego Polaka, pianistę i kompozytora Jana Ignacego Paderewskiego, człowieka wielkiej prawości i honoru, nieświadomego tych niecnych machinacji, oraz gen. Wł. Sikorskiego jako premiera”.

Internowanie Prezydenta RP, wyznaczonego następcy Rydza-Śmigłego i członków rządu stworzyło zagrożenie dla bytu Państwa Polskiego. Prezydent Mościcki w niezwykle trudnych warunkach podjął starania o powołanie zgodnie z Konstytucją nowych reprezentantów Państwa. „Dogadać się” z opozycją  było niezmiernie trudno, wysłał więc w końcu do Paryża szefa Kancelarii Cywilnej, Stanisława Łepkowskiego, z podpisanymi in blanco dwoma blankietami nominacji datowane: Kuty 17 IX 1939 i odręcznym pismem bez pieczęci i daty: „Proszę dawać bezwzględną wiarę Panu Stanisławowi Łepkowskiemu, któremu powierzyłem moją wolę, Ignacy Mościcki” (ten dokument i  jeden niewykorzystany blankiet jest teraz w Archiwum Jasnogórskim). Czwartym Prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej został Władysław Raczkiewicz (swoje konstytucyjne prerogatywy musiał bardzo szybko ograniczyć na rzecz gen. Sikorskiego, który został premierem – tzw „umowa paryska”).

Po otrzymaniu wiadomości o powodzeniu delikatnej misji ministra Łepkowskiego i formalnym wyznaczeniu następcy prezydenta RP – Prezydent Ignacy Mościcki 30 września 1939 roku około godziny 2.24 (w nocy z 29/30) podpisał rezygnację z urzędu.

Do Władysława Raczkiewicza wysłał do Paryża depeszę: „Składam hołd Majestatowi RP i załączam najserdeczniejsze życzenia szczęścia i powodzenia w spełnianiu wysoce odpowiedzialnych obowiązków w tak nadzwyczajnie trudnych warunkach dla naszego Narodu – Ignacy Mościcki.”

Państwo Polskie trwało legalnie z zachowaniem struktur – może zbyt mało doceniamy te działania, ale zachowanie zgodnie z Konstytucją państwowości Polski to była ogromna porażka dla napastników i z Niemiec, i z Rosji.

Ambasador RP w Bukareszcie R. Raczyński z datą 30 września 1939 wystawił paszport dyplomatyczny Nr.219/39/8 – A Nr. 003208 dla: „Pan Ignacy Mościcki profesor”

Mogłoby się wydawać, że już nic nie stoi na przeszkodzie w zwolnieniu pana Ignacego Mościckiego z internowania, ale zajęte rozgrywkami personalnymi nowe władze nie zajęły się tym stanowczo. Pozostawał nadal w Rumunii w prawie nieopalanej „leśniczówce” w Bicaz skąd został przeniesiony 5 listopada 1939 roku do Craiovej. Szczegółowy opis koszmarnego bytowania Mościckiego i towarzyszących osób w „pretensjonalnym pałacu Mihail” znajdujemy we wspomnieniach Władysława Pobóg-Malinowskiego Na rumuńskim rozdrożu. „Prezydent, skazany na takie skandaliczne warunki i pospolite szykany, znosił je z niezmąconym spokojem, z najwyższą godnością i dostojnością wielkiego pana...” – napisał Pobóg-Malinowski.

W Craiovej skończył Ignacy Mościcki 72 lata. Lata życia godnego, pracowitego, uczciwego, z wielkimi sukcesami w pracy dla ukochanej Ojczyzny. Teraz trwał czas upokorzeń i lekceważenia przez „swoich i obcych”, pogróżek i oskarżeń ze strony przeciwników politycznych, propagandy i prób „osaczenia” przez agentów niemieckich, a do tego materialnej biedy. Zaczął chorować, ale rumuński lekarz twierdził, że „nic poza symulacją nie ma”. Dopiero interwencja Prezydenta Stanów Zjednoczonych przez ambasadora USA w Bukareszcie pana Franklina Mott Sunther umożliwiła opuszczenie Rumunii.

Realny był wyjazd do Fryburga, ponieważ obowiązujące prawo szwajcarskie uznawało, że raz uzyskane obywatelstwo tego kraju miało się zawsze, a profesor Mościcki jeszcze w okresie przed pierwszą wojną światową został obywatelem gminy Chandon. Po powrocie do Polski (1912r.) utrzymywał z mieszkańcami stałe kontakty. Do miejscowego kościoła z prywatnych dochodów ufundował drzwi i ryngraf z Matką Boską Królową Polski, a kiedy gminę dotknęła powódź, zorganizował i przysłał pomoc finansową. Pamiętali. Miejscowa prasa w słowach pełnych uznania pisała o zasługach dla rozwoju szwajcarskiego przemysłu chemicznego i elektrotechnicznego; przypomniano, że to z wybudowanej według jego projektu i pod jego kierunkiem fabryki w Chippis wyjechała pierwsza na świecie cysterna stężonego kwasu azotowego wyprodukowanego z powietrza i wody, pisano o kondensatorach wysokiego napięcia produkowanych na jego patentach i urządzeniach w zbudowanej pod jego kierunkiem fabryce we Fryburgu i o wielu innych osiągnięciach. Pisano też o jego wielkim patriotyźmie i zasługach dla Polski.

 

Znowu Fryburg i Szwajcaria

 

W grudniu 1912 roku wyjeżdżali z Fryburga szczęśliwi, że nareszcie Boże Narodzenie przeżyją w Polsce. 27 lat później, 25 grudnia 1939 r., w pierwszy dzień Bożego Narodzenia w południe wyruszyli koleją z Craiovej do Fryburga. Wagon-salonka (wypożyczony przez Ministra Spraw Zagranicznych Gafencu z opłaconymi kosztami podróży jedynie do granicy szwajcarskiej) zatrzymał się w Baile Herculane gdzie nastąpiło krótkie „pożegnanie” z nadal internowanymi członkami byłego rządu, oddzielonymi od pociągu silnym kordonem rumuńskich żandarmów „dla bezpieczeństwa (?)”.

Do Fryburga państwo Mościccy wraz z towarzyszącymi osobami przybyli 27 grudnia rano. Przybyli jako osoby prywatne, wojenni tułacze bez środków do życia. Na kilka dni zatrzymali się w hotelu Suisse, a następnie skorzystali z możliwości zamieszkania w Foyer St. Justin prowadzonym dla księży cudzoziemskich, głównie pochodzących z Afryki, ze względu na symboliczne koszty mieszkania. Z tego dobrodziejstwa korzystali do 21 maja 1940 roku.

Wbrew rozpowszechnianym opowieściom Ignacy Mościcki za granicą nie posiadał żadnego majątku osobistego, nieruchomości, a nawet konta w banku. Majątku na swym urzędzie nie zbił, wręcz odwrotnie, to on swoje dochody z patentów przekazał państwu polskiemu na rozwój nauki, przemysłu i pomoc społeczną. Teraz nowe władze przez poselstwo RP w Bernie wypłacały Mościckiemu emeryturę w wysokości 1200 franków szwajcarskich miesięcznie (na wyłącznym utrzymaniu miał w tym czasie sześć osób). Emeryturę wypłacano... przez pół roku. Po odwołaniu posła Tytusa Komarnickiego i zastąpieniu go przez posła Ładosia wypłatę wstrzymano niemalże z dnia na dzień (podobno była to „ambicja” Augusta Zaleskiego).

Jak powiadają „nieszczęścia chodzą parami” – krótko po tym jak rząd Sikorskiego odebrał profesorowi Mościckiemu emeryturę, szwajcarskie władze federalne w Bernie spowodowały odebranie prezydentowi wszystkich dokumentów osobistych łącznie z wystawionym w Bukareszcie paszportem. Inspektor genewskiej policji skierował do Ignacego Mościckiego pismo, które w swojej formie i treści nie miało nic wspólnego z dobrym obyczajem i wymogami „urzędowości”; odręczne bez nagłówków i pięczęci, w tłumaczeniu polskim treści następującej:

„Genewa 24.5.1940

Pan Prezydent Republiki Polskiej

Z polecenia Federalnego Ministerstwa Spraw Publicznych Pan Prezydent jak również jego rodzina są uważani za korzystających z takich samych praw co każdy inny obywatel szwajcarski.

W konsekwencji nie korzysta Pan z prawa do immunitetu dyplomatycznego.”

„Takie same prawa...” w odniesieniu do profesora Mościckiego były jednak znacząco inne. O ile „zwykli” mieszkańcy byli dla uciekinierów serdeczni i uczynni, o tyle władze Konfederacji nie były zbyt przychylne. Niektórzy wysocy dygnitarze, nie tylko szwajcarscy, byli bardzo ulegli wobec nazistów, jedni ze strachu, inni niestety z sympatii.  Od momentu przekroczenia granicy włosko-szwajcarskiej Mościcki objęty został ścisłym nadzorem policji szwajcarskiej, a agenci niemieccy nie odstępowali go na krok. Prezydent nie dopuszczał do żadnych rozmów na tematy polityczne i nie przyjmował żadnych zaproszeń od podstawianych przez Niemców dawnych współpracowników różnej narodowości będących obecnie na usługach Rzeszy. Inwigilacja i próby „pozyskania” profesora Mościckiego zaczęły się już w Rumuniii, trwały w czasie krótkiej podróży tranzytowej przez Włochy i bardzo nasiliły w Szwajcarii. Jak opowiadała żona Maria „obawiał się nawet porwania, uwięzienia i innych aktów przemocy i aby nie dostać się żywcem w ręce niemieckie nosił stale ampułkę cyjankali oraz rewolwer produkcji radomskiej PN ‘VIS’ nr 35 nr fabryczny 3646”. Trzeba pamiętać, że miał już za sobą na przedwiośniu 1939 w Warszawie próbę otrucia przez „swoich”, z której wyszedł cudem.

Mimo usilnych starań we Fryburgu pracy nie dostał. Z pomocą przyszli wychowankowie i przyjaźni mu byli współpracownicy. Pochodzący z Polski dyrektor Laboratorium amerykańskiej firmy Hydro-Nitro w Genewie zatrudnił profesora Mościckiego z wynagrodzeniem 1000 franków szwajcarskich miesięcznie (kiedy pogarszający się stan zdrowia zmusił profesora do ograniczenia zakresu wykonywanych zadań kwotę zmniejszono do 500 franków).

W Genewie zamieszkali w pensjonacie Sióstr Katolickich św. Bonifacego, a po kilku tygodniach przenieśli się do udostępnionego grzecznościowo umeblowanego mieszkania na Rond-Point de Plainpalais 7. Francuska właścicielka mieszkania wyjechała za granicę i aż do jej powrotu jesienią 1944 roku mieli bezpieczne lokum.

Żyli tak ubogo, że przez pierwsze kilka miesięcy nie stać ich było na przejazd tramwajem żeby wydostać się z dusznego centrum miasta na krótki odpoczynek. Dopiero w 1943 i 44 mogli sobie pozwolić wynająć na wakacje skromną drewnianą willę z ogrodem w Versoix.

„...p. I. Mościcki, bez żadnego majątku i nie mający żadnych innych dochodów jak te z własnej pracy, o łącznej wysokości 12 000 fr. rocznie, mający na swym wyłącznym utrzymaniu żonę i 5-ciu uciekinirów polskich ...” – to fragment zachowanego pisma szwajcarskich władz podatkowych obniżających wymierzony Mościckiemu podatek na obronę narodową..

Stary, schorowany profesor był nadal twórczy. W zachowanych rękopisach z czasów genewskich jest kopia zgłoszenia patentowego firmowana przez Hydro-Nitro, urywki niemieckojęzycznego nieznanego zgłoszenia i są „ślady” przemyślanych projektów w formie właściwej patentom. Zajmował się sprawą oczyszczania, jonizacji i wilgotności powietrza, tworzeniem i utylizacją ozonu (szukał dogodnej metody przekształcania ozonu w tlen), „górskim powietrzem” jak to nazywał przed wojną (klimatyzacja pomieszczeń to znany jego wynalazek zgłoszony do opatentowania). Ignacy Mościcki do końca swoich dni miał wielki dar rozpoznawania wielkich problemów współczesnego świata i potrafił je z wielkim zaangażowaniem, czasami wręcz pioniersko, rozwiązywać (np.: w elektrotechnice wysokich napięć, wieżowej destylacji ropy naftowej, rozwiązaniach technologicznych dla ochrony środowiska podczas eksploatacji złóż naftowych i wielu innych). W czasie wojny palącym problemem stało się ze względów zdrowotnych oczyszczanie powietrza w dramatycznie przepełnionych salach szpitalnych i nad tym pracował. Myślał też o bezpiecznym sposobie konserwacji żywności, szczególnie łatwo psujących się produktów mlecznych.

1944 – w życiu prywatnym znowu szukali mieszkania, a ponieważ w Genewie nie znaleźli odpowiednio taniego, postanowili na stałe pozostać w umeblowanym domu wynajmowanym na wakacje w Versoix. Przeprowadzka nie była zbyt kłopotliwa, gdyż rzeczy mieli niewiele.

Najważniejsze prywatne dokumenty i trochę pamiątek osobistych Ignacego Mościckiego na kilka dni przed wybuchem wojny żona Maria przewidująco zebrała do walizki i starała się z nią „nie rozstawać”. Zabrali też „skarby” szczególne: srebrny, filigranowy relikwiarzyk z partykułą relikwii św. Andrzeja Boboli i piękny relief w odlewie brązowym Głowy Chrystusa w cierniowej koronie z prochami z pól bitewnych wojny 1920 roku w cierniach (z tym wizerunkiem Chrystusa Mościcki się nie rozstawał, płaskorzeźba wisiała nad łóżkiem w Zamku Królewskim, a potem wszędzie na tułaczce, aż  do końca życia).

Rzeczy osobiste i prywatne pamiątki Mościckich zabrano z Zamku już po wybuchu wojny i przewieziono bezpośrednio do Krasnobrodu. I to był cały ich „majątek”. Przy Racławickiej 126 w Warszawie została skromna willa wybudowana w latach 1937-1938 na zamówienie i pod nadzorem Marii Mościckiej. Mieli w niej zamieszkać po wycofaniu się Mościckiego z polityki (koniec kadencji prezydenckiej w 1940 roku).

Versoix to ostatni etap ziemskiej pielgrzymki. Osłabiony organizm coraz częściej odmawiał posłuszeństwa, a cierpienie stało się codziennością.

Pracowite życie zakończył o godzinie 6:30 rano 2 października 1946 roku.

Utrzymywali się z niewielkiej renty przyznanej Mościckiemu pod koniec wojny przez rząd brytyjski i wypłacanej do śmierci. Maria Mościcka po śmierci męża została bez środków do życia. Skromną szwajcarską emeryturę starczą otrzymała dopiero po osiągnięciu wymaganego wieku.

Ignacy Mościcki miał dwie żony. Michalina z Czyżewskich (20. XII. 1871 – 18. VIII. 1932) dzieliła z nim początkowo trudy i biedę politycznej emigracji, a później dobrobyt i szczyty hierarchii społecznej. Energiczna i towarzyska z dużymi sukcesami rozwijała swoje talenty i społecznikowskie zamiłowania. Byli razem na dobre i złe, bo nawet w czasach największego powodzenia życie nie oszczędzało ich. Śmierć niespełna 28.letniego syna Franciszka (24 listopada 1927), bardzo zdolnego inżyniera chemika i kilkanaście miesięcy później (15 lutego 1929) śmierć Tadeusza Zwisłockiego (mąż córki Heleny i ojciec Józia, jedynego wnuka Mościckich) przyspieszyły rozwój choroby serca u Michaliny. Do końca aktywna (29 maja 1932 r. uczestniczyła w otwarciu Instytutu Radowego, którego budowę z inicjatywy Marii Skłodowskiej-Curie wspierała ofiarnie i owocnie) zmarła 18 sierpnia 1932 roku w Spale. Przy łóżku śmiertelnie już chorej Michaliny czuwał troskliwie mąż i wierna, oddana sekretarka Maria.

Pochodząca z rodziny o tradycjach lekarskich (obaj dziadkowie, i Józef Aleksander Kinnel i Aleksander Dobrzański, byli wziętymi lekarzami) Maria Aleksandra z Hubal-Dobrzańskich, późniejsza Ignacowa Mościcka, urodziła się w Warszawie 13 sierpnia 1896 r. Dużo czasu w dzieciństwie i młodości spędzała w małym majątku ziemskim dziadka Józefa w okolicach Klic, Mierzanowa i Szulmierza, okolicach narodzin i dorastania Michaliny Czyżewskiej i Ignacego Mościckiego. W roku 1919 poślubiła Tadeusza Nagórnego, kapitana w Legionach Pilsudskiego i syna senatora. Kiedy po zaprzysiężeniu profesora Mościckiego kompletowano Kancelarię Prezydenta Rzeczypospolitej z „ludzi Komendanta” Nagórny został na krótko adiutantem przybocznym (skutkiem romansowej i finansowej afery zdymisjonowany – w czerwcu 1932 ożenił się z wcześniej oszukiwaną Heleną Akst). Upokorzona Maria opuściła Nagórnego i przeniosła się do chorego ojca (ojciec zmarł w sierpniu 1927, matka 7 lat wcześniej). Zagubioną, odtrąconą przez większość członków dalszej rodziny (uważali, że skompromitowana rozwodem przynosi ujmę nazwisku) zaopiekowała się w 1929 r. przeżywająca żałobę po śmierci męża Helena – córka Mościckich – bardzo się zaprzyjaźniły i zamieszkały nawet razem na Zamku. Wkrótce Michalina Mościcka zatrudniła Marię jako osobistą sekretarkę. Łagodna, dobra i pracowita znakomicie spełniała swoją rolę. Na usilną prośbę Prezydenta pragnącego kontynuacji działalności zmarłej Małżonki Maria nadal prowadziła sekretariat. Dosyć nieoczekiwanie, po upływie okresu żałoby, Ignacy Mościcki poprosił Marię żeby została jego żoną. Sakramentalny związek błogosławił w kaplicy zamkowej ksiądz kardynał Aleksander Kakowski 10 października 1933 r. W skromnej ceremonii uczestniczyło małe grono najbliższych. Udane i bardzo szczęśliwe małżeństwo trwało 13 lat, do śmierci Ignacego. Byli razem na dobre i złe. Pierwsze sześć lat w dobrobycie i na szczytach społecznej hierarchii, a następne siedem w biedzie i poniewierce. Maria okazała się być osobą zaradną, wytrwałą, potrafiącą stawić czoła przeciwnościom, a dla niemłodego już Ignacego najwierniejszą przyjaciółką, wielką podporą życiową i w końcu najtroskliwszą pielęgniarką w chorobie.

„Jako wdowa po ostatnim Prezydencie II Rzeczypospolitej, przechowywała w słowach i czynach miłość i szacunek dla swego męża, dbała o zachowanie należnej mu czci, pamięci o nim i prawdy jako o człowieku, uczonym i szefie Państwa Polskiego. Była gorącą patriotką, uczynną i życzliwą dla ludzi, lojalną w przyjaźni. Zawsze głęboko wierząca – przed śmiercią otrzymała błogosławieństwo od papieża Jana Pawła II.

Bardzo też pragnęła przyjechać do Polski.” – za Studia Claromontana t. IX str. 321

Maria z Hubal-Dobrzańskich Ignacowa Mościcka umarła 23 listopada 1979 roku w Genewie.

Prochy małżonków Ignacego i Marii Mościckich oraz najbliższych pochowanych również na cmentarzu w Versoix zostały przywiezione do kraju 10 września 1993 roku.

Prezydent Ignacy Mościcki analizując dramatyczne wydarzenia ostatnich lat pisał pod koniec roku 1941 w liście do znajomego:

Dużo rozważam i staram się przeniknąć jak najgłębiej odbywającą się dynamicznie potężną reakcję w mrowiskach ludzkich prawie całego globu naszego. Trudno przewidzieć wyraźniej co z tego hałasu ostatecznie się wykluje. (...) ...bardzo pożądam chociaż najpowolniejszej ewolucji w kierunku uszlachetniania rodzaju ludzkiego. Widzę w tym jego wielki interes. Nic więc dziwnego, że i w stosunku do własnego narodu stawiałem i stawiam dążenie do prawdziwej kultury na pierwszym miejscu programu działalności. Tworzenie zaś siły było dla nas nadzwyczaj ważne, ale miało u mnie znaczenie tylko jako obrona naszych sprawiedliwych i koniecznych dla naszego zdrowego rozwoju interesów”.

Zaś w ostatnim okresie życia w rozmowach z przyjaciółmi na tematy polityczne przewidywał:

– szybkie odrodzenie Niemiec,

– krwawe rozprawy między czołowymi ludźmi u władzy w Rosji i rozpadnięcie się tego sztucznego kolosa w zupełnie nie przewidzianej chwili,

–  nie widział przesłanek na trwałe moralne odrodzenia Francji ze względu na jej głębokie moralne przegnicie.

Profesor Adam Mazurkiewicz we wstępie do książki „Ignacy Mościcki” napisał: – „Jednego talentu wszelako Ignacy Mościcki nie posiadał – talentu do biznesu i dbałości o własne korzyści materialne”.

Profesor Ignacy Mościcki – ostatni Prezydent II Rzeczypospolitej Polskiej – Człowiek niezwykły, którego osiągnięcia inżynierskie otwierały nowe możliwości rozwoju światowej techniki – Człowiek, który wszystkimi zdolnościami i całym życiem służył Ojczyźnie – nie doczekał w Polsce sprawiedliwej pamięci.

 

Jedyny wnuk Ignacego Mościckiego, Józef Zwisłocki-Mościcki poszedł w ślady Dziadka. Autor ponad 200 prac naukowych i 13 opatentowanych wynalazków zyskał światową sławę dzięki pionierskim osiągnięciom w dziedzinie badań neuroakustycznych, a szczególnie funkcjonowania zmysłu słuchu. Jego bardzo znanym wynalazkiem jest tzw. „sztuczne ucho”. Kto słyszał o wielkim polskim naukowcu pracującym z konieczności najpierw w Bazylei, później na Uniwersytecie Harvarda, a następnie jako profesor audiologii na Uniwersytecie Syracuse? – a przecież jest też doktorem honoris causa polskiej uczelni.

 

 

Źródła:

Materiały Muzeum Szlachty Mazowieckiej w Ciechanowie,

Materiały Instytutu im. Marszałka J. Piłsudskiego w USA,

Autobiografia,

Katalog archiwum i pamiątek Marii i Ignacego Mościckich na Jasnej Górze; „Studia Claromontana” 1988, t. IX,

Prof. dr hab. Halina Lichocka, „Ignacy Mościcki“  - ISBN 978-83-7204-981-0 Wydawnictwo Naukowe Instytutu Technologii Eksploatacji – PIB w Radomiu, 2011

http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/ByYear.xsp   –  archiwalne Dzienniki Ustaw (akty prawne z lat 1918-1939 z adnotacjami uchylone, lub w większości: przedwojenne nieobowiązujące)

„...” – wypowiedzi Ignacego Mościckiego

 

 

 

 

góra strony
Do góry

| Strona Powitalna | Szukaj | Odnośniki |

Kontakt | Powrót |