Ignacy Mościcki
2 października 1946 roku w Versoix pod Genewą zmarł Ignacy Mościcki herbu
Ślepowron. Zmarł w biedzie, a jego małżonka Maria (1896 – 1979) utrzymywała
się – dzięki pomocy serdecznej dla Polski i Polaków arystokratki Panny Bordier
– z pracy nauczycielki i wychowawczyni w pensjonatach dla dzieci.
Zmarł w biedzie ostatni
prezydent Drugiej Rzeczypospolitej, doktor honoris causa 17 uniwersytetów
światowych, autor wynalazków i właściciel kilkudziesięciu patentów.
Wierny Syn Kościoła i Ojczyzny. CZŁOWIEK, któremu – jak się okazuje do dzisiaj
– odbiera się godność i cześć. Do dzisiaj tak niektórym(?!)
przeszkadza, że za czasów prezydenta B.K. zlikwidowano nawet Gabinet
Mościckiego na Zamku Królewskim wynosząc wyposażenie do piwnicy.
Niemalże „wymazano” z pamięci zbiorowej
Człowieka niezwykłego, który przez 13 lat i 3 miesiące (większość okresu
tzw. dwudziestolecia międzywojennego) sprawował godność Prezydenta
Rzeczypospolitej, a po 17 września 1939 roku z ogromną determinacją zapewnił
ciągłość legalnej, konstytucyjnej władzy Państwa Polskiego.
1 grudnia 1867 roku w
Mierzanowie na Mazowszu urodził się Stefanii z Bojanowskich i Faustynowi
Mościckim syn Ignacy. Kilka dni później, 5 grudnia, na Litwie urodził się Józef
Pilsudski. W roku 1867 urodzili się też m.in.: Maria Skłodowska-Curie,
Władysław Reymont, Artur Oppman, Józef Dowbor-Muśnicki...(można powiedzieć, że
cały XIX wiek był czasem narodzin Polaków, którzy życiem i działalnością w
różnych dziedzinach przygotowywali odrodzenie Niepodległej; są to m.in.:
Słowacki, Chopin, Malinowski, Patek, Prażmowski, Norwid, J.
Dziekoński-architekt, Sienkiewicz, Cybulski-odkrywca adrenaliny, Paderewski,
Czochralski, Łuszczewska-Deotyma, Orzeszkowa, Konopnicka, Neumanowa-Kalina,
Kossak-Szczucka, Kózkówna....)
Wnuk powstańca listopadowego (dziadek Walenty urodzony w Jasienicy, parafia Klembów –
w tej parafii prawie 120 lat później prywatne śluby czystości złoży Faustyna
Kowalska – walczył pod rozkazami brata Leona) i syn powstańca styczniowego (ojciec Faustyn pod przybranym nazwiskiem „Markiewicz” walczył
na czele stworzonego przez siebie dużego oddziału strzelców i kosynierów, a za
udział w powstaniu był osadzony w warszawskiej cytadeli) pierwsze nauki pobierał w domu pod kierunkiem ojca. „Wychowałem się w dużej swobodzie, w poczuciu rozwiniętej
odpowiedzialności własnej, przyczyniło się do tego niewątpliwie wielkie
zaufanie, jakim mnie rodzice darzyli. Już jako dziewięcioletni chłopiec
odbywałem sam dalsze podróże kolejowe.” – napisze po latach w Autobiografii.
Przygotowany na „kursach
domowych” rozpoczął naukę w Męskim Gimnazjum Gubernialnym w Płocku (tak w
latach 1837-1915 nazywała się słynna Małachowianka, najstarsza nieprzerwanie
działająca szkoła w Polsce), a następnie, po przeniesieniu się rodziców do
Skierbieszowa, uczęszczał do Gimnazjum Rządowego w Zamościu. W bardzo
zrusyfikowanym gimnazjum dziesięcioletni Ignaś był często karany, głównie za
mówienie po polsku i bojkotowanie dziękczynnych nabożeństw prawosławnych za
zwycięstwa rosyjskiego oręża. Po przyjeździe na pierwsze wakacje do
Skierbieszowa oświadczył rodzicom stanowczo, że do rosyjskiej szkoły nie wróci.
Państwo Mościccy umieścili syna w prywatnej szkole Eugeniusza Babińskiego w
Warszawie, w której, zdobył wykształcenie średnie.
W czasie wolnym od nauki w
szkole, zajmował się ćwiczeniem własnego charakteru, grą w szachy, pływaniem
łodzią po Wiśle i ... nauką pszczelarstwa na prywatnych kursach zawodowych u
Kazimierza Lewickiego. Ze zdobywanej wiedzy starał się od najmłodszych lat
robić praktyczny użytek. Tak było i z pszczołami; w czasie wakacji założył w
Skierbieszowie pasiekę.
Pracowity, odważny, samodzielny
i odpowiedzialny młodzieniec zastanawiał się też nad wyborem kierunku dalszej
nauki i pracy. Okoliczności negatywnie weryfikowały jego różne pomysły, ale nie
poddawał się i szukał dalej. Pewnego dnia „wpadła mu w ręce” broszurka z opisem
technologii przeróbki drewna metodą suchej destylacji i tak poruszyła
wyobraźnię, że postanowił... będzie studiował chemię w Rydze.
Ryga
– Od września 1884 roku na Wydziale Inżynierii studiował tu starszy brat
Ignacego, Władysław. Politechnika Ryska cieszyła się dużą autonomią i wysoką
rangą naukową. Mimo że podlegała carskiemu systemowi oświaty, była uczelnią
niemiecką. Doskonale przygotowany, również w posługiwaniu się językiem niemieckim,
zdał egzamin jako jedyny absolwent prywatnych szkół realnych (w szkołach
prywatnych nie udawały się działania rusyfikacyjne, więc wobec ich absolwentów
zastosowano wyostrzone kryteria oceny, a następnie rosyjskie władze oświatowe
wręcz zakazały przyjmowania ich na studia politechniczne w Rydze). Studia
rozpoczął z początkiem roku 1887 pracowicie realizując indywidualny tok
studiów. Pilnie korzystał z wykładów jednego z twórców chemii fizycznej,
późniejszego laureata Nobla (rok 1909), profesora Wilhelma Ostwalda.
Pracę
dyplomową, po przeniesieniu się W. Ostwalda do Lipska, napisał pod kierunkiem
profesora Karola Bischoffa. Duże fragmenty tej pracy w roku 1892 wykorzystał
Bischoff w artykule zamieszczonym, tylko pod swoim nazwiskiem, w
niemieckim czasopiśmie „Annalen der deutschen chemischen Gesellschaft”
(Mościcki był już wtedy politycznym uciekinierem).
„Dimplomarbeit. Ueber die Einwirkung
von Monochloressigsäure auf
ß-Naphtylamin. 1890/1891. Ignacy
Mościcki“. – to napis ze strony tytułowej pracy. Pracę
napisał, ale do egzaminów dyplomowych nie przystąpił ... wybrał sprawy dla
niego w tym momencie ważniejsze...
Mościcki
w czasie studiów aktywnie uczestniczył w legalnym i nielegalnym życiu
studentów. Sport, zabawa, ale też zebrania naukowe, dyskusje i... oświata
ludowa. Z pełnym poświęceniem, za własne pieniądze sprowadzano do Rygi duże ilości elementarzy i literatury, a następnie dostarczano na
zanalfabetyzowane wioski zaboru rosyjskiego (szacuje się, że czytać i pisać nie
potrafiło prawie 90% ludności; w tym czasie na „zachodzie” szkoły podstawowe
stawały się już powszechne, obowiązkowe i bezpłatne). Oczywiste, że
konsekwencją tej patriotycznej i społecznej postawy stało się przekonanie o
konieczności podjęcia działalności niepodległościowej. To była dla niego sprawa
honoru.
Pierwsze
doświadczenia z organizacjami narodowymi (m.in.z Zygmuntem Balickim,
późniejszym bliskim współpracownikiem Dmowskiego) rozczarowały go, ale nie
zniechęciły.
Na ziemiach polskich,
szczególnie w środowiskach robotniczych i studenckich, pojawiało się w tym
czasie coraz więcej emisariuszy, agitatorów, wschodnich rewolucjonistów,
zachodnich socjalistów i różnych osób z „receptami” na wolność – docierali
również do Rygi. Mościcki odrzucał argumenty o walce klas, o historycznym
posłannictwie mas robotniczych, o konieczności unicestwienia caratu itp., ale
dostrzegał konieczność upowszechniania oświaty i budzenia świadomości
niepodległościowej w ubogich warstwach społecznych. Nielegalną działalność
wydawniczą podjął od ryzykownej wyprawy do Berlina po czcionki. W punkcie
przerzutowym dwukrotnie przekraczał granicę w wodzie po szyję (listopad), w
drodze powrotnej dodatkowo z ponad czterdziestoma kilogramami ołowianych
tabliczek. Na druk publikacji wpłacał też co miesiąc połowę pieniędzy
otrzymywanych z domu na utrzymanie (jego koledzy postępowali podobnie).
Przeprowadzał doświadczenia, badania i pisał pracę dyplomową. Złośliwi
utrzymywali, że nigdy jej nie napisał, a tymczasem dzielni i odważni pracownicy
uczelni zdołali przechować dokument przez dziesiątki trudnych lat. Praca
znajduje się w archiwum Politechniki w Rydze, a kopię w roku 2008 przywiózł do
Polski prof. Bolesław Orłowski.
W Królestwie Polskim pod rządami
Josifa Władimirowicza Hurko narastał terror, mnożyły się zsyłki, uwięzienia,
aresztowania i wyroki śmierci. Chciano unicestwić Ducha Narodu. „A z duchem jest tak, jak z wodą – z-mieć ją w dolinę
z gór, to od-pryśnie na niebo o całą miarę poniżenia” – pisał Cyprian Norwid. Tak też było z młodymi
niepodległościowcami. Narastał bunt i chęć odwetu; odpowiedzenie na terror
terrorem. Trzeba było nauczyć się wytwarzać materiały wybuchowe – tego nie
uczyli na uczelniach. Mościcki, zdając sobie sprawę z ogromu zagrożeń,
postanowił jednak walczyć. Pojechał rozmówić się z narzeczoną, chciał zerwać
zaręczyny. W wakacje 1888 roku oświadczył się kuzynce, szesnastoletniej
gimnazjalistce i został przyjęty. Teraz Michasia ukończyła gimnazjum w Płocku,
uzyskała patent nauczycielski i starali się o dyspensę na ślub. Nie chciał jej
jednak narażać na niebezpieczeństwa, a strat bolesnych życie nie szczędziło mu
już wcześniej. W czasie kiedy przygotowywał się do egzaminu na studia zmarł mu
ojciec Faustyn, a w czasie przygotowań do pracy dyplomowej zmarł młody inżynier
Władysław, starszy brat Ignacego. W Płocku czekała go jednak niespodzianka –
Michalina nie zgodziła się na rozstanie, zaakceptowała jego plany, a nawet
wyraziła gotowość współpracy. Uczestniczyła już w przygotowaniach do zamachu w
soborze prawosławnym na Placu Krasińskich. Przygotowania przerwało wieczorem 30
czerwca ostrzeżenie o zbliżającej się rewizji w ich mieszkaniu. Musieli
uciekać. (Uciekł też Michał Zieliński, ale po krótkim czasie wrócił dokonać
pomsty. Bombę wykonał niestety wadliwie i źle zabezpieczony przed wilgocią lont
udaremił detonację na uroczystym nabożeństwie w cerkwi. Pojmany na miejscu,
zginął rozgryzając ampułkę z cyjankiem potasu. Czy pod wpływem tej śmierci
Ignacy Mościcki wynalazł metodę wytwarzania lontów niewrażliwych na działanie
wilgoci? – patent polski 2181 z roku 1925)
Londyn – Ignacy Mościcki związek małżeński z
Michaliną Czyżewską zawarł w Płocku 12 lutego 1892 roku, a już przed świtem 1
lipca uciekali przez Berlin do Londynu – wkrótce władze carskie rozesłały
za Mościckim list gończy.
Pięć lat w Londynie to dla
Mościckich czas walki o przetrwanie biologiczne, czas ciężkiej pracy fizycznej,
ale też godziny spędzone na wykładach i w bibliotekach, udział w życiu
niepodległościowym polskiej emigracji i tęsknota do kraju. I czas
najtrudniejszy – choroby i śmierci. Michalina i dwójka małych dzieci zapadają
na ciężki długotrwały koklusz. Opiekuje się nimi dniem i nocą. Żona i synek
wracają do zdrowia, ale córeczka umiera. W tym samym czasie traci pracę i
otrzymuje wiadomość z Polski o śmierci ukochanej siostry Zofii.
Zapisał: „...wszystko to spowodowało zupełny rozstrój mojego
systemu nerwowego. Stan mój duchowy uległ ciężkiej chorobie. Opanowała mnie tak
wielka obojętność, że życie stało mi się prawdziwym ciężarem i gdyby nie
rodzina, wróciłbym do Kraju, żeby tam szukać śmierci”.
Rodzina, żona i synek, dodaje mu
sił do poszukiwania kolejnej pracy; dostaje ją w warsztacie produkującym meble. „Ciężka praca fizyczna okazała się
świetnym lekiem na różne duchowe dolegliwości. Poczułem znowu w sobie pełną
młodość i energię. Po tej przemianie nabrałem także wiary w bliskie uzyskanie
warunków do pracy naukowej, chociaż nic na to jeszcze nie wskazywało”. Miał wtedy 29 lat, a „czas Hiobowy” kończył się
rzeczywiście (wróci Golgotą po czterdziestu latach).
Wiosną
1897 roku otrzymuje od uczonych, rodaków z zagranicy, dwie propozycje pracy
naukowej: na Uniwersytecie w Liège i na kantonalnym Uniwersytecie we Fryburgu.
Wybiera Fryburg, tylko potrzeba jeszcze
zdobyć pieniądze potrzebne na podróż. Nadal pracuje w stolarni, ale podejmuje
też dodatkową pracę przy układaniu dębowej posadzki w hotelu w Newmarket. Po
pracy wraca do domu wycieńczony, z pokaleczonymi rękami i spuchniętymi
kolanami, ale są szczęśliwi, już wkrótce odmieni się ich los.
‘W
biedzie niewiele może wyrosnąć, w biedzie tylko można wiele rzeczy zrozumieć”
– I. Mościcki
Fryburg – Uniwersytet założony z inicjatywy papieża Leona XIII, aby „studiująca
młodzież mogła znaleźć miejsca, gdzie by piła czyste mleko mądrości, nie
zmącone żadnym brudem błędu”, w tworzeniu którego udział miała liczna grupa
Polaków (m.in.: Józef Kallenbach, Adam Miodoński, Tadeusz Estreicher, Antoni
Kostanecki i Józef Wierusz-Kowalski). To tutaj Mościcki zaczynał od
przygotowywania i przeprowadzania eksperymentów do wykładów Wierusz –Kowalskiego,
wykonując własnoręcznie większość potrzebnych przyrządów. Tokiem indywidualnym
rozpoczął też dalsze studia. Pracowity, wytrwały, bardzo zdolny i zręczny
dokonał imponującej liczby cennych wynalazków, a niektóre przedsiębiorstwa powstałe z jego inicjatywy nadal istnieją.
Nie przykładał jednak zbytniej wagi do formalnego dokumentowania swoich odkryć
i dlatego wiele jego wynalazków nie jest kojarzonych z jego nazwiskiem; np.:
bezpieczniki sieci energetycznych zwanych zaworami Gilesa, czy chociażby pierwszy
zgłoszony wynalazek – hermetyczne szyby wielowarstwowe odporne na pokrywanie
się parą wodną (tak, to te używane na świecie do dziś). Umowy na sprzedaż
licencji wynalazków opatentowanych zawierał z zastrzeżeniem, że ograniczenia
patentowe nie dotyczą ziem polskich. Uważano to za dziwactwo, ale on czuł, że
Polska niebawem powstanie i będzie dla Niej pracował. Tymczasem założył
Towarzystwo dla eksploatacji przypadających Polsce patentów. Patentów było
dużo, a prawo do nich otrzymało Towarzystwo bezpłatnie, aby dochody przeznaczać
na rozwijanie nauki i techniki na ziemiach polskich Był człowiekiem
znanym, cenionym i zamożnym; szczodrze i dyskretnie wspierał bezzwrotnymi
pożyczkami polską młodzież studiującą we Fryburgu.
I
wtedy właśnie – rok 1912 – przyszło pytanie z Cesarsko-Królewskiej Szkoły
Politechnicznej, czy podejmie się zorganizować od podstaw i objąć nową katedrę
elektrochemii i chemii fizycznej. Miał w tym czasie wiele ciekawych, intratnych
propozycji kontraktów. Proponowane wynagrodzenie we Lwowie było prawie
pięciokrotnie(!) niższe od zarobków w Szwajcarii, ale nie wahał się. Oto
przyszła szansa spełnienia marzeń – kształcenie inżynierów dla polskiego
przemysłu. W Polskę wierzył zawsze.
Za własne pieniądze wykupuje urządzenie swojej fryburskiej pracowni (kilkanaście ton) i wysyła kilkoma wagonami do Lwowa. Demontaż we
Fryburgu i montaż we Lwowie trwały kilka miesięcy.
„...kiedy zdałem sobie sprawę
z tych nadzwyczajnych stosunków, które pozwoliły mi na odpowiednie wyszkolenie
swych twórczych kwalifikacyj, powstało jedyne pragnienie powrotu jak najprędzej
do Kraju, żeby resztę swego życia móc tam poświęcić pracy nad współdziałaniem w
rozwoju przemysłu, oraz – stworzyć odpowiednie środowisko, w którem możnaby
było wyszkolić cały szereg młodych ludzi w kierunku twórczej pracy
technologicznej.
Niespodziane powołanie na
katedrę Politechniki Lwowskiej w lecie 1912 r. umożliwiło mi zbliżyć się
szybciej niż myślałem, do urzeczywistnienia swych marzeń.” – z odczytu jaki
Mościcki wygłosił na posiedzeniu PTCh 1 czerwca 1922 r.
„Nie
tylko o to chodzi, żeby robić – ale żeby zrobić!” – I. Mościcki
Lwów – Boże Narodzenie 1912 rodzina Mościckich spędza już we Lwowie. Przyjechał
z wolnego państwa do rozszarpanej Polski. Miał wprawdzie obywatelstwo
szwajcarskie i swobodnie poruszał się w Galicji, ale jako ciągle poszukiwany
przez policję rosyjską przestępca polityczny nadal nie mógł odwiedzać
rodzinnych stron. Jednak wszystkie ograniczenia rekompensowała wielka
życzliwość i pomoc z jaką się spotykał (np. od zakładów elektrycznych Lwowa).
Kultura, talent, pracowitość i urok osobisty sprawiały, że bardzo szybko
nawiązał twórcze kontakty z bardzo zdolnymi polskimi uczonymi rozsianymi po
najlepszych uczelniach Europy. A czasy były trudne. W drugiej połowie roku 1914
wybuchła wojna. Rosjanie zajęli Lwów (4. IX. 1914 – 22. VI. 1915), zaczęły się
prześladowania duchowieństwa i patriotycznej inteligencji. C. K. Szkoła
Politechniczna przestała funkcjonować, a
gmach główny zamieniono na szpital wojskowy. Niektórzy współpracownicy
Mościckiego (m.in. inż. Morawiec) zaciągali się do formowanych Legionów. Do
Legionów zgłaszała się również młodzież niepełnoletnia; poszło też dwóch
uczniów szkoły średniej, urodzonych we Fryburgu synów Mościckiego: Józef i
Franciszek. W roku 1918 (przed zdradzieckim tajnym paktem z roku 1939, był
zdradziecki „brzeski czwarty rozbiór Polski” i zdradziecki tajny traktat z 8
lutego 1918 roku zawarty przez Austrię z Ukraińską Republiką Ludową), już jako
studenci wraz z najstarszym bratem Michałem bronią Lwowa, zostają ranni.
Cały
czas walczą też kobiety zrzeszając się w różne organizacje, z których powstaje
w listopadzie 1918 roku Ochotnicza Legia Kobiet – formacja wojskowa. W jej
szeregi wstąpiła córka Mościckich – Helena. Bardzo aktywna w działalności organizacji
polityczno- społecznych przez cały czas pobytu we Lwowie była Michalina
Mościcka. W 1921 roku była przewodniczącą komitetu idącego z pomocą powstańcom
śląskim (m.in.: do walki o Śląsk wysłano trzy waleczne oddziały ochotników).
Śląsk
powraca do Polski; granica przesuwa się za Chorzów. Rząd zwrócił się do
profesora Mościckiego, aby jako pełnomocnik, zgodnie z zawartymi
porozumieniami, przejął od Niemców fabrykę w Chorzowie. Krzyżuje to wiele jego
planów, ale „Wobec braku fachowców w Polsce dla tej skomplikowanej wytwórni,
uważa to za spełnienie obowiązku wobec Państwa”. Jedzie do Chorzowa w asyście
bardzo zdolnych inżynierów, głównie swoich uczniów, a tam okazuje się, że wbrew
porozumieniom na miejscu są tylko niechętni miejscowi robotnicy i ogołocone
zakłady. Cała wykwalifikowana kadra wyjechała za granicę w akcie dywersji
zabierając dokumentację techniczną, plany, instrukcje i wiele urządzeń.
Większość pozostawionych urządzeń uszkodzono, dochodziła więc obawa przed
detonacją w wypadku uruchomienia wadliwej aparatury. Niemcy byli przekonani, że
zakłady nigdy nie zostaną uruchomione, więc kiedy po trzech tygodniach można
było rozpocząć przetwarzanie karbidu na azotniak zaczęli inspirować sabotaż
(np.: sypanie piasku do panewek silników, a nawet eksplozję w młynie
karbidowym) i akcję propagandową o podaniu się urzędników do dymisji i bliskim
upadku „Chorzowa”. Znacząca część załogi robotniczej nabrała już jednak ufności
i szacunku dla polskich inżynierów i zaczęła bronić „swojej fabryki”. Zespół
kierowany przez prof. Mościckiego wprowadził bardzo dużo ulepszeń i zmian
konstrukcyjnych włącznie z opatentowanym nowym, polskim piecem. Budowano też
stopniowo kolejne oddziały i zakłady produkcyjne. Wcześniej, zaraz po
uruchomieniu produkcji, Mościcki zorganizował fabryczną szkołę techniczną, w
której w ramach obowiązków służbowych nauczała kadra inżynieryjna.
Wkrótce wydajność w zakładach była ponad czterokrotnie wyższa niż z pieców
niemieckich, przy jednoczesnym znaczącym obniżeniu zużycia energii elektrycznej.
Sprawa
zakładów w Chorzowie (działań dywersyjnych i sabotażowych było więcej, ale i
dużo więcej osiągnięć) zarysowana jest tutaj nie dlatego, że to jakiś
odosobniony przypadek, ale wręcz odwrotnie; był to w pewien sposób modelowy,
ale tylko jeden z przykładów entuzjastycznej odbudowy niepodległej Polski.
„Głęboko wierzę, że dziś (...) chcąc działać, trzeba uprzedzać, a więc trzeba
przed, nie po, wiedzieć co począć. (...) profetycznym bojem przyszłość dziejów
zdobywać się każe”. Ta myśl Norwida z roku 1861 aktualna jest zawsze. Ci którzy
wtedy „wiedzieli co począć” wracali do Ojczyzny.
Z
całego świata wracali do kraju specjaliści z różnych dziedzin, często
zostawiając wygodne życie, naukowe i finansowe kariery, czasem nawet –
zdobytą własnym talentem i pracą – sławę. Ignacy Mościcki był jednym z
pierwszych.
Zakładami
Azotowymi w Chorzowie kierował Mościcki w latach 1922 – 1925 (od 1923 roku miał
dwóch świetnych pomocników: dyrektora technicznego inż. Eugeniusza
Kwiatkowskiego i administracyjnego Adama Podoskiego) wykonując jednocześnie
inne zobowiązania. W roku 1925 były to: Zakłady w Chorzowie, Politechnika
Lwowska, Politechnika Warszawska i Chemiczny Instytut Badawczy przenoszony
właśnie do Warszawy. Głowę miał pełną pomysłów, a ręce pełne pracy.
Imponujący
jest dorobek naukowy profesora Ignacego Mościckiego zarówno z Fryburga, jak i
„okresu lwowskiego” (poważni uczeni twierdzą, że „otarł się o Nobla”).
Po
okresie dużego zaangażowania konspiracyjnego w Rydze i Londynie w życiu
politycznym nie uczestniczył aktywnie. W czasie wojny działał w Lidze
Niezawisłości Polski i wspierał, również finansowo, Polską Organizację
Wojskową. Po odzyskaniu niepodległości dosyć luźno związany był z inteligencją
demokratyczną popierającą marszałka Piłsudskiego.
Z
końcem maja 1926 roku dowiedział się o wyborze Józefa Piłsudskiego na
Prezydenta Rzeczypospolitej i że Marszałek wyboru nie przyjął. Premierem RP był
w tym czasie prof. Kazimierz Bartel, kolega z Politechniki Lwowskiej, i to on
zatelefonował w nocy do Mościckiego. Wiadomość była porażająca. „mówię mu, jaka
jest wola Komendanta: ma zostać prezydentem Rzeczypospolitej. Był zupełnie
zaskoczony i słyszeć nie chciał o czymś podobnym. Przy śniadaniu na próżno
przedstawiałem konieczność tego faktu. Ale ja wiem co robię. Połączyliśmy go
telefonicznie ze Lwowem, żeby rozmówił się z panią Michaliną, znaczy
profesorową Mościcką” – opowiadał Kazimierz Bartel generałowi
Sławoj-Składkowskiemu (S. Składkowski, Nie ostatnie słowo oskarżonego, Londyn
1964).
Wiedzieli
znajomi i współpracownicy Mościckiego, że Michalina „była pierwszą osobą w
życiu prywatnym prezydenta, który liczył się z jej zdaniem”.
Wywrócenie
życia uznali za „wyższą konieczność”, za „obowiązek wobec narodu”. Mościcki z
rozdartym sercem zrezygnował z pracy naukowo-twórczej i oddał się do
dyspozycji: „Wiedziałem, że nie tylko nie będę przeszkadzał w pracy
Piłsudskiemu, ale przeciwnie, będę się starał być mu możliwie pomocnym” –
zanotował. Tempo zaskakujących wypadków było zawrotne. Zgromadzenie Narodowe
dokonało wyboru 1 czerwca 1926 roku, a prezydent elekt po południu pojechał do
Lwowa pożegnać się z Uczelnią i Miastem.
Prezydent – O ile biedna, w dużej mierze „analfabetyczna” Polska gospodarczo „zrastała
się” łatwiej, o tyle politycznie była ciągle dramatycznie podzielona i
skłócona. „Mnie, jako Naczelnikowi Państwa, obrzydzano życie ciągłą nagonką,
oszczerstwami i najwstrętniejszymi potwarzami. Drugiego Reprezentanta Państwa
zamordowano, a moralni sprawcy tego mordu uszli bezkarnie. Trzeci padał pod
ciężarem męki z powodu Sejmu i Senatu” – mówił Józef Piłsudski. Wiedział,
że Mościckiego też czeka wiele przykrości, więc postanowił zaprezentować nowego
Prezydenta opinii publicznej, „aby osłonić jego osobę przed szarpaniem
plotkami i wymysłami, które niestety w Polsce częściej znajdują posłuch niż
spokojna prawda” (wywiad na łamach Kuriera Porannego).
13
lat i prawie 4 miesiące prezydentury to owocny, ale trudny czas i w polityce, i
w życiu prywatnym. Chronologiczny zapis wydarzeń można przeczytać w Kalendarium
II Rzeczypospolitej (Warszawa 1990).
Wysoki,
postawny, szczupły, ubrany nienagannie z elegancją właściwą ludziom o wielkim
smaku, prezentował się doskonale. Kultura osobista, ogromne wyrobienie
towarzyskie, wielki autorytet naukowca, wynalazcy i nauczyciela akademickiego
sprawiały, że dostojnie i godnie reprezentował odrodzoną Polskę. W życiu
prywatnym i publicznym kierował się zasadami chrześcijańskimi. Uczestniczył
oficjalnie w licznych uroczystościach religijnych, które odbywały się na
terenie całego kraju. Brał udział między innymi:
*- w
obchodach 200-lecia kanonizacji Stanisława Kostki w Rostkowie i Przasnyszu
*- w
koronacji obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej w Wilnie
*- w
poświęceniu Kaplicy-Pomnika na cmentarzu Poległych 1920 roku w Radzyminie
*- w
wielkich obchodach sprowadzenia z Rzymu do Polski relikwii świętego Andrzeja
Boboli; jako hołd pamięci Męczennika Prezydent złożył na trumnie Świętego swój
Krzyż Niepodległości z Mieczami
*- w
roku 1938 (22 lata po śmierci) nadał Adamowi Chmielowskiemu (Brat Albert beatyfikowany
w 1983, kanonizowany w 1989 r) Wielką Wstęgę Orderu Polonia Restituta za
wybitne zasługi w działalności niepodległościowej i na polu pracy społecznej
*-
pozostawał pod dużym wrażeniem postawy i działalności O. Maksymiliana Kolbe;
zachowała się fotografia ze Spały, na której wśród zebranych zobaczyć możemy
ks. Kolbe
Ignacy
Mościcki był charyzmatyczny, a to pomagało mu z sukcesami podejmować trudne
sprawy; np.:
–
kiedy poprosili o pomoc zdesperowani hodyszewscy parafianie, którzy wraz z
proboszczem i biskupem łomżyńskim od kilku lat bezskutecznie usiłowali odzyskać
obraz już w 1915 roku wywieziony w głąb Rosji, nie zawiedli się; Prezydent
słynący łaskami obraz odzyskał, oddał do renowacji i oprawy zamkowym
konserwatorom, wystawił na kilka tygodni do kultu na Zamku, a następnie swoją
salonką wysłał do Szepietowa (stacja kolejowa najbliższa Hodyszewa)
–
kiedy między metropolitą krakowskim, a rządem i piłsudczykami, wybuchł groźny
konflikt tzw. wawelski, Prezydent dzięki dużym umiejętnościom pojednawczym i
dobrym stosunkom z prymasem ks. kardynałem Augustem Hlondem oraz Stolicą
Apostolską przyczynił się do zażegnania go, nie dopuszczając do niebezpiecznej
eskalacji (a żądano nawet zerwania Konkordatu i wydalenia abp. Sapiehy);
Prezydent
Ignacy Mościcki wspierał czynnie wszystkie inicjatywy służące Polsce i bardzo
długo można je wymieniać (m.in.: Gdynia, COK, budowa dróg, linii
energetycznych, kolejowych, utworzenie w 1936 r. Funduszu Obrony Narodowej i
Komitetu Obrony Rzeczypospolitej, Państwowe Zakłady Lotnicze, Państwowy
Instytut Kultury Wsi i reforma rolna, kultura, nauka, szkolnictwo, rozwój
Warszawy, Junackie Hufce Pracy, patronowanie Harcerstwu itd. ..., a wszystko w
rosnącym zagrożeniu zewnętrznym i nieustającym wewnętrznym – aktywność komunistów
i socjalistów z jednej, Stronnictwa Narodowego i Obozu Narodowo-Radykalnego z
drugiej strony).
Przez
cały okres prezydentury wakacyjne miesiące poświęcał Ignacy Mościcki na objazdy
województw i regionów, co znakomicie służyło integracji jeszcze niedawno
podzielonego państwa. Wizyty były starannie przygotowane, a od organizatorów
Prezydent Mościcki stanowczo wymagał, aby posiłki i ewentualne przyjęcia były
skromne, a na stołach znajdowały się tylko(!) polskie produkty.
Prezydent
był wszędzie gorąco przyjmowany. Jan Głogowski we wspomnieniach o Ignacym
Mościckim napisał: „Dzięki wielkiemu taktowi, czarowi i urokowi osobistemu,
dzięki umiejętności obcowania z ludźmi wszelkich stanów i zawodów, Prezydent
Mościcki doprowadził do tego, że był przez ogół społeczeństwa uważany za
reprezentanta całości Narodu i Państwa, a nie za przedstawiciela ówczesnego
obozu rządzącego” – i nie jest to ocena odosobniona.
Wrogów
przysparzały Prezydentowi niektóre dekrety ogłaszane w żywotnym interesie
Polski, jak np.:
–
ogłoszony w czasie kryzysu gospodarczego dekret nadający ministrowi przemysłu i
handlu prawo rozwiązywania umów kartelowych bez odwoływania się do Sądu
Kartelowego (po rozwiązaniu wielu karteli znacząco spadły ceny)
–
dekret „o wprowadzeniu kontroli w zakresie obrotu złotem i walutami
zagranicznymi i zahamowaniu źródeł zasilających tezauryzację” (ograniczał
negatywne działania kapitału zagranicznego w Polsce)
–
wprowadzający m.in. obostrzenia dla wydawnictw periodycznych oraz zwartych za
rozprowadzanie nieprawdziwych wiadomości i sankcje za propagowanie strajków, a
także nakładający obowiązek drukowania przez pisma komunikatów rządowych
–
ogłoszony 24 listopada 1938 r. w Dz.U. nr 91 poz. 624 dekret O rozwiązaniu
zrzeszeń wolnomularskich (czyżby pod wpływem m.in. O. Maksymiliana Kolbe?)
Na
przełomie lutego i marca 1939 roku Prezydent chorował tak ciężko, że
myślano o skróceniu kadencji. Najprawdopodobniej była to próba otrucia;
miał to być pretekst do przejęcia władzy m.in. przez grupę zwolenników układu z
Niemcami. Prezydentem miał zostać Walery Sławek, który mając nadzieję na
objęcie funkcji prezydenta po śmierci Józefa Piłsudskiego, już we wrześniu 1935
roku żądał od Mościckiego, aby ustąpił z urzędu. Dzięki Bogu Mościcki „wyszedł
z choroby” i energicznie przystąpił do działania. Czasy były coraz
niebezpieczniejsze. Częściową mobilizację alarmową zarządzono jako ściśle tajną
już w marcu, a urzędom państwowym przekazano tajną instrukcję ewakuacji na
wypadek wojny.
Prezydent
prowadził rozmowy ze wszystkimi partiami i organizacjami w kraju (31 marca 39
przyjął w Zamku nawet generała Hallera, a następnie Prymasa ks. kardynała
Augusta Hlonda). W sobotę Z niepokojem śledził też rozmowy delegacji
wojskowych, a szczególnie podpisany w Berlinie 19 sierpnia układ handlowo-kredytowy
pomiędzy Niemcami a ZSRR i wyjazd Ribbentropa do Moskwy.
Nie
miał obiektywnych informacji o pakcie Ribbentrop-Mołotow i jego tajnych
protokołach, ponieważ tzw. służby nie działały najlepiej (ktoś powiedział, iż
„Beck myślał, że gra z Hitlerem w szachy, a tymczasem okazał się tylko
pionkiem”). Kiedy politycy i dziennikarze zajmowali się paktem podpisywanym w
Moskwie, na odprawie z wyższymi dowódcami w Obersalzbergu Hitler mówił: „Zniszczenie
Polski jest naszym pierwszym zadaniem. Celem musi być nie dotarcie do jakiejś
oznaczonej linii, lecz zniszczenie żywej siły. Nawet gdyby wojna miała
wybuchnąć na zachodzie, zniszczenie Polski jest naszym pierwszym zadaniem”.
Dziewiętnaście lat wcześniej dowódca wojsk bolszewickich Tuchaczewski w
rozkazie do swoich żołnierzy twierdził: „Ponad martwym ciałem Białej Polski
jaśnieje droga ku ogólnoświatowej pożodze”.
Trwały
przygotowania obronne utrudniane też przez zachowanie naszych sojuszników (?)
bojących się zadrażniania stosunków z Niemcami. Kiedy wyszły rozkazy o
powszechnej mobilizacji ogłoszonej przez Prezydenta dekretem z dnia 28 sierpnia
ambasadorzy państw sojuszniczych zażądali natychmiastowego ich odwołania.
Marszałek Rydz-Śmigły uległ presji i rozkaz odwołał, a następnie wydał ponownie
30 sierpnia 1939 r.. Wojsko było zdezorientowane.
Świt
1 września zastał Prezydenta w Spale – bomby już o godzinie 5.20 spadły na
niedaleki Tomaszów Mazowiecki, a z Warszawy, Poznania, Krakowa i innych miast
napływały informacje o nalotach. Natychmiast wyruszono samochodem do Warszawy
gdzie niezwłocznie zostały wydane wszystkie niezbędne dekrety (o: wprowadzeniu
stanu wojennego, mianowaniu Rydza-Śmigłego następcą Prezydenta i Wodzem
Naczelnym, utworzeniu legionów czeskich i słowackich) i wygłoszone Orędzie do
Narodu: „Obywatele Rzeczypospolitej! Nocy dzisiejszej odwieczny wróg nasz
rozpoczął działania zaczepne wobec Państwa Polskiego, co stwierdzam wobec Boga
i historii. (...) Cały Naród Polski, pobłogosławiony przez Boga, w walce o
swoją świętą i słuszną sprawę, zjednoczony z Armią, pójdzie ramię przy ramieniu
do boju i pełnego zwycięstwa”.
Adiutant
Józef Hartman zapisał w notatniku – „o godz. 10.45 nastąpił przejazd
Prezydenta do Zatrzebia-Błot koło Falenicy, do domu senatora Tadeusza
Karszo-Siedlewskiego.” Tam przebywał Prezydent do wieczora 5 września
intensywnie pracując. Udało się m.in. zorganizować w najgłębszej tajemnicy
ewakuację z Banku Polskiego dokumentów i złota, którego w chwili wybuchu wojny
aż ¾ zasobów znajdowało się w kraju (przy transferze bardzo pomogli Rumuni, a
nawet zdeponowali u siebie 4 tony, zwrócone następnie Polsce w roku 1947; na 11
ton złota, ze zdeponowanego w Anglii, „sojusznicy angielscy” wystawili rachunki
za pobyt Polaków w GB; reszta...???). Z Zamku Królewskiego i Łazienek
wywieziono (4 września) bezpośrednio do Krasnobrodu różne skarby kultury
polskiej jak: obrazy Matejki, cenne arrasy i srebra, dywan tzw. „Wilanowski”
(przedmioty te zostały ukryte, zamurowane, w pałacu księcia Janusza Radziwiłła
w Ołyce dokąd Prezydent przybył 7 września). Zabrane z sejfu zamkowego już 1
września najważniejsze dokumenty państwowe, insygnia prezydenckie, berło,
szablę i łańcuch Orła Białego Stanisława Augusta Poniatowskiego i inne precjoza
przekazał Ignacy Mościcki 22 grudnia 1939 roku w Craiovej ambasadorowi Rogerowi
Raczyńskiemu.
Zgodnie
z planem ewakuacji opracowanym na wypadek wojny rząd i urzędy centralne
przeniosły się do województwa lubelskiego.
Oddziały
wojskowe miały się koncentrować w rejonie przygranicznym nazwanym „rumuńskim
przedmościem”; cały czas liczono na wsparcie sojuszników.
Poniewierka wojenna
1
września 1939 roku samochodem pędzącym przez bombardowany most Poniatowskiego
opuścił Prezydent Warszawę. Po pięciu dniach pobytu koło Falenicy zgodnie z
sugestiami premiera Sławoj-Składkowskiego udał się do Krasnobrodu, a następnie
7 września do Ołyki. Niemieckie lotnictwo od pierwszego dnia wojny
bombardowało okolice, w których przebywał Prezydent i polskie władze; Niemcy
mieli bardzo dobrze zorganizowany wywiad i współpracę części mniejszości
niemieckiej. Kiedy więc trzeba było przemieszczać się dalej, dla odwrócenia
uwagi, ze stacji Ołyka-Cumań wysłano 14 września pociąg prezydencki, a
Prezydent i najbliżsi współpracownicy pojechali samochodami przez
Dubno-Krzemieniec-Tarnopol-Czortków-Horodenkę i Śniatyń do Załucza Dolnego.
Pociąg, ostrzeliwany po drodze przez Ukraińców, w ciągu 4 dni zdołał pokonać
trasę tylko do Radziwiłłowa-Brodów gdzie został doszczętnie rozbity przez
samoloty niemieckie. Według świadków samoloty nadlatywały ze wschodu i odlatywały
również na wschód. W piśmie z 9 listopada 1939 r. generał Schally relacjonując
wrześniowe wydarzenia napisał: „Utwierdziłem się już wówczas w przekonaniu,
że lotnicy niemieccy musieli już mieć około 10.09.39 swoje bazy zaopatrzeniowe
na terytorium Rosji Sowieckiej...” 17 wrzesień 1939 rok. Adiutant Józef
Hartman zapisał: „godz. 9.00 wiadomość o wkroczeniu wojsk sowieckich, godz.
9.30 decyzja wyjazdu do Kut, godz. 10.30 nabożeństwo, 11.35 bombardowanie
stacji w Śniatyniu, godz. 12.00 wyjazd do Kut, obiad u p.Becków, godz.
16.30-17.15 konferencja”. „Konferencja” to narada u Prezydenta z udziałem
premiera Składkowskiego, wicepremiera Kwiatkowskiego, ministra spraw
zagranicznych Becka i marszałka Rydza-Śmigłego. Minister Beck zapewniał, że na
podstawie porozumienia z rządem rumuńskim polski Prezydent wraz z
towarzyszącymi mu osobami, oddziałem ochronnym i świtą oraz przedstawiciele
polskiego rządu mogą być pewni bezpiecznego tranzytu do portu czarnomorskiego,
najprawdopodobniej Konstancy. Tam miał
czekać angielski okręt wojenny, który przewiózłby wszystkich do Francji. We
Francji miano natychmiast przystąpić do tworzenia silnej armii polskiej
składającej się z oddziałów przybyłych przez Węgry i Rumunię, poborowych
Polaków z Francji i Belgii oraz ochotników z Ameryki i Kanady. Te plany
przyczyniły się do podjęcia ostatecznej decyzji o przekroczeniu granicy
polsko-rumuńskiej w Kutach. W tym czasie czołgi radzieckie były już tylko 32 km
od Kut. Granicę przekroczono 17 września 1939 r. o godzinie 21.30. Przed wyjazdem
Prezydent Mościcki przygotował orędzie do Polaków.
„Obywatele,
gdy armia nasza z bezprzykładnym męstwem zmaga się z przemocą wroga, od
pierwszego dnia wojny aż po dzień dzisiejszy wytrzymując napór ogromnej
przewagi całości bez mała niemieckich sił zbrojnych, nasz sąsiad wschodni
najechał nasze ziemie gwałcąc obowiązujące umowy i odwieczne zasady moralności.
(...) Obywatele, z przejściowego potopu uchronić musimy uosobienie
Rzeczypospolitej i źródło konstytucyjnej władzy. Dlatego choć z ciężkim sercem postanowiłem
przenieść siedzibę Prezydenta Rzeczypospolitej i Naczelnych organów Państwa w
takie miejsce, gdzie istnieć będą warunki zapewniające im pełną suwerenność i
możliwość stania na straży interesów Rzeczypospolitej. (...) Kosów 17 września
1939”.
Niestety
ustalenia ministra Becka były „pisane palcem na wodzie”, o czym przekonali się
niebawem. Prezydent, członkowie rządu i Naczelny Wódz zostali w Rumunii
internowani i rozmieszczeni w różnych miejscowościach, aby uniemożliwić im
komunikację między sobą. Prezydenta z najbliższymi umieszczono w Bicaz.
Opozycja, z bardzo aktywnym Władysławem Sikorskim, zebrała się w Paryżu.
Współwykonawca
testamentu zmarłej 23 listopada 1979 roku Marii Mościckiej (matki chrzestnej
jego córki) napisał: „Jak stwierdzili żyjący jeszcze w latach
siedemdziesiątych [XXw.] w Szwajcarii i pamiętający te czasy świadkowie,
pragnący jednak zachować anonimowość, do internowania prezydenta I. Mościckiego
i rządu RP w Rumunii przyczynili się nie tylko Niemcy, ale również i niektórzy
przedstawiciele polskiej opozycji z lat międzywojennych znajdujący się wtedy we
Francji, mający posłuch u swoich gospodarzy. Oni to właśnie i niektórzy
Francuzi chcieli uniemożliwić przyjazd prezydenta Mościckiego do Paryża, aby na
czoło polskich władz emigracyjnych wysunąć ciężko już chorego wielkiego
Polaka, pianistę i kompozytora Jana Ignacego Paderewskiego, człowieka wielkiej
prawości i honoru, nieświadomego tych niecnych machinacji, oraz gen. Wł.
Sikorskiego jako premiera”.
Internowanie
Prezydenta RP, wyznaczonego następcy Rydza-Śmigłego i członków rządu stworzyło
zagrożenie dla bytu Państwa Polskiego. Prezydent Mościcki w niezwykle trudnych
warunkach podjął starania o powołanie zgodnie z Konstytucją nowych
reprezentantów Państwa. „Dogadać się” z opozycją było niezmiernie trudno,
wysłał więc w końcu do Paryża szefa Kancelarii Cywilnej, Stanisława
Łepkowskiego, z podpisanymi in blanco dwoma blankietami nominacji datowane:
Kuty 17 IX 1939 i odręcznym pismem bez pieczęci i daty: „Proszę dawać
bezwzględną wiarę Panu Stanisławowi Łepkowskiemu, któremu powierzyłem moją
wolę, Ignacy Mościcki” (ten dokument i jeden niewykorzystany blankiet
jest teraz w Archiwum Jasnogórskim). Czwartym Prezydentem Rzeczypospolitej
Polskiej został Władysław Raczkiewicz (swoje konstytucyjne prerogatywy
musiał bardzo szybko ograniczyć na rzecz gen. Sikorskiego, który został
premierem – tzw „umowa paryska”).
Po
otrzymaniu wiadomości o powodzeniu delikatnej misji ministra Łepkowskiego i
formalnym wyznaczeniu następcy prezydenta RP – Prezydent Ignacy Mościcki 30
września 1939 roku około godziny 2.24 (w nocy z 29/30) podpisał
rezygnację z urzędu.
Do
Władysława Raczkiewicza wysłał do Paryża depeszę: „Składam hołd Majestatowi RP
i załączam najserdeczniejsze życzenia szczęścia i powodzenia w spełnianiu
wysoce odpowiedzialnych obowiązków w tak nadzwyczajnie trudnych warunkach dla
naszego Narodu – Ignacy Mościcki.”
Państwo
Polskie trwało legalnie z zachowaniem
struktur – może zbyt mało doceniamy te działania, ale zachowanie zgodnie z
Konstytucją państwowości Polski to była ogromna porażka dla napastników i z
Niemiec, i z Rosji.
Ambasador
RP w Bukareszcie R. Raczyński z datą 30 września 1939 wystawił paszport
dyplomatyczny Nr.219/39/8 – A Nr. 003208 dla: „Pan Ignacy Mościcki profesor”
Mogłoby
się wydawać, że już nic nie stoi na przeszkodzie w zwolnieniu pana Ignacego
Mościckiego z internowania, ale zajęte rozgrywkami personalnymi nowe władze nie
zajęły się tym stanowczo. Pozostawał nadal w Rumunii w prawie nieopalanej
„leśniczówce” w Bicaz skąd został przeniesiony 5 listopada 1939 roku do
Craiovej. Szczegółowy opis koszmarnego bytowania Mościckiego i towarzyszących
osób w „pretensjonalnym pałacu Mihail” znajdujemy we wspomnieniach Władysława
Pobóg-Malinowskiego Na rumuńskim rozdrożu. „Prezydent, skazany na takie
skandaliczne warunki i pospolite szykany, znosił je z niezmąconym spokojem, z
najwyższą godnością i dostojnością wielkiego pana...” – napisał
Pobóg-Malinowski.
W
Craiovej skończył Ignacy Mościcki 72 lata. Lata życia godnego, pracowitego,
uczciwego, z wielkimi sukcesami w pracy dla ukochanej Ojczyzny. Teraz trwał
czas upokorzeń i lekceważenia przez „swoich i obcych”, pogróżek i oskarżeń ze
strony przeciwników politycznych, propagandy i prób „osaczenia” przez agentów
niemieckich, a do tego materialnej biedy. Zaczął chorować, ale rumuński lekarz
twierdził, że „nic poza symulacją nie ma”. Dopiero interwencja Prezydenta
Stanów Zjednoczonych przez ambasadora USA w Bukareszcie pana Franklina Mott
Sunther umożliwiła opuszczenie Rumunii.
Realny
był wyjazd do Fryburga, ponieważ obowiązujące prawo szwajcarskie uznawało, że
raz uzyskane obywatelstwo tego kraju miało się zawsze, a profesor Mościcki
jeszcze w okresie przed pierwszą wojną światową został obywatelem gminy
Chandon. Po powrocie do Polski (1912r.) utrzymywał z mieszkańcami stałe
kontakty. Do miejscowego kościoła z prywatnych dochodów ufundował drzwi i
ryngraf z Matką Boską Królową Polski, a kiedy gminę dotknęła powódź,
zorganizował i przysłał pomoc finansową. Pamiętali. Miejscowa prasa w słowach
pełnych uznania pisała o zasługach dla rozwoju szwajcarskiego przemysłu
chemicznego i elektrotechnicznego; przypomniano, że to z wybudowanej według
jego projektu i pod jego kierunkiem fabryki w Chippis wyjechała pierwsza na
świecie cysterna stężonego kwasu azotowego wyprodukowanego z powietrza i wody,
pisano o kondensatorach wysokiego napięcia produkowanych na jego patentach i
urządzeniach w zbudowanej pod jego kierunkiem fabryce we Fryburgu i o wielu
innych osiągnięciach. Pisano też o jego wielkim patriotyźmie i zasługach dla
Polski.
Znowu Fryburg i Szwajcaria
W
grudniu 1912 roku wyjeżdżali z Fryburga szczęśliwi, że nareszcie Boże
Narodzenie przeżyją w Polsce. 27 lat później, 25 grudnia 1939 r., w pierwszy
dzień Bożego Narodzenia w południe wyruszyli koleją z Craiovej do Fryburga.
Wagon-salonka (wypożyczony przez Ministra Spraw Zagranicznych Gafencu z
opłaconymi kosztami podróży jedynie do granicy szwajcarskiej) zatrzymał się w
Baile Herculane gdzie nastąpiło krótkie „pożegnanie” z nadal internowanymi
członkami byłego rządu, oddzielonymi od pociągu silnym kordonem rumuńskich
żandarmów „dla bezpieczeństwa (?)”.
Do
Fryburga państwo Mościccy wraz z towarzyszącymi osobami przybyli 27 grudnia
rano. Przybyli jako osoby prywatne, wojenni tułacze bez środków do życia. Na
kilka dni zatrzymali się w hotelu Suisse, a następnie skorzystali z możliwości
zamieszkania w Foyer St. Justin prowadzonym dla księży cudzoziemskich, głównie
pochodzących z Afryki, ze względu na symboliczne koszty mieszkania. Z tego
dobrodziejstwa korzystali do 21 maja 1940 roku.
Wbrew
rozpowszechnianym opowieściom Ignacy Mościcki za granicą nie posiadał żadnego
majątku osobistego, nieruchomości, a nawet konta w banku. Majątku na swym
urzędzie nie zbił, wręcz odwrotnie, to on swoje dochody z patentów przekazał
państwu polskiemu na rozwój nauki, przemysłu i pomoc społeczną. Teraz nowe
władze przez poselstwo RP w Bernie wypłacały Mościckiemu emeryturę w wysokości
1200 franków szwajcarskich miesięcznie (na wyłącznym utrzymaniu miał w tym
czasie sześć osób). Emeryturę wypłacano... przez pół roku. Po odwołaniu
posła Tytusa Komarnickiego i zastąpieniu go przez posła Ładosia wypłatę
wstrzymano niemalże z dnia na dzień (podobno była to „ambicja” Augusta
Zaleskiego).
Jak
powiadają „nieszczęścia chodzą parami” – krótko po tym jak rząd Sikorskiego
odebrał profesorowi Mościckiemu emeryturę, szwajcarskie władze federalne w
Bernie spowodowały odebranie prezydentowi wszystkich dokumentów osobistych
łącznie z wystawionym w Bukareszcie paszportem. Inspektor genewskiej policji
skierował do Ignacego Mościckiego pismo, które w swojej formie i treści nie
miało nic wspólnego z dobrym obyczajem i wymogami „urzędowości”; odręczne bez
nagłówków i pięczęci, w tłumaczeniu polskim treści następującej:
„Genewa
24.5.1940
Pan
Prezydent Republiki Polskiej
Z
polecenia Federalnego Ministerstwa Spraw Publicznych Pan Prezydent jak również
jego rodzina są uważani za korzystających z takich samych praw co każdy inny
obywatel szwajcarski.
W
konsekwencji nie korzysta Pan z prawa do immunitetu dyplomatycznego.”
„Takie same prawa...” w odniesieniu do profesora
Mościckiego były jednak znacząco inne. O ile „zwykli” mieszkańcy byli dla
uciekinierów serdeczni i uczynni, o tyle władze Konfederacji nie były zbyt
przychylne. Niektórzy wysocy dygnitarze, nie tylko szwajcarscy, byli bardzo
ulegli wobec nazistów, jedni ze strachu, inni niestety z sympatii. Od
momentu przekroczenia granicy włosko-szwajcarskiej Mościcki objęty został
ścisłym nadzorem policji szwajcarskiej, a agenci niemieccy nie odstępowali go
na krok. Prezydent nie dopuszczał do żadnych rozmów na tematy polityczne i nie
przyjmował żadnych zaproszeń od podstawianych przez Niemców dawnych
współpracowników różnej narodowości będących obecnie na usługach Rzeszy.
Inwigilacja i próby „pozyskania” profesora Mościckiego zaczęły się już w
Rumuniii, trwały w czasie krótkiej podróży tranzytowej przez Włochy i bardzo
nasiliły w Szwajcarii. Jak opowiadała żona Maria „obawiał się nawet porwania,
uwięzienia i innych aktów przemocy i aby nie dostać się żywcem w ręce
niemieckie nosił stale ampułkę cyjankali oraz rewolwer produkcji radomskiej PN
‘VIS’ nr 35 nr fabryczny 3646”. Trzeba pamiętać, że miał już za sobą na
przedwiośniu 1939 w Warszawie próbę otrucia przez „swoich”, z której wyszedł
cudem.
Mimo
usilnych starań we Fryburgu pracy nie dostał. Z pomocą przyszli wychowankowie i
przyjaźni mu byli współpracownicy. Pochodzący z Polski dyrektor Laboratorium
amerykańskiej firmy Hydro-Nitro w Genewie zatrudnił profesora Mościckiego z
wynagrodzeniem 1000 franków szwajcarskich miesięcznie (kiedy pogarszający się
stan zdrowia zmusił profesora do ograniczenia zakresu wykonywanych zadań kwotę
zmniejszono do 500 franków).
W
Genewie zamieszkali w pensjonacie Sióstr Katolickich św. Bonifacego, a po kilku
tygodniach przenieśli się do udostępnionego grzecznościowo umeblowanego
mieszkania na Rond-Point de Plainpalais 7. Francuska właścicielka mieszkania
wyjechała za granicę i aż do jej powrotu jesienią 1944 roku mieli bezpieczne
lokum.
Żyli
tak ubogo, że przez pierwsze kilka miesięcy nie stać ich było na przejazd
tramwajem żeby wydostać się z dusznego centrum miasta na krótki odpoczynek.
Dopiero w 1943 i 44 mogli sobie pozwolić wynająć na wakacje skromną drewnianą
willę z ogrodem w Versoix.
„...p.
I. Mościcki, bez żadnego majątku i nie mający żadnych innych dochodów jak te z
własnej pracy, o łącznej wysokości 12 000 fr. rocznie, mający na swym wyłącznym
utrzymaniu żonę i 5-ciu uciekinirów polskich ...” – to fragment zachowanego
pisma szwajcarskich władz podatkowych obniżających wymierzony Mościckiemu
podatek na obronę narodową..
Stary,
schorowany profesor był nadal twórczy. W zachowanych rękopisach z czasów
genewskich jest kopia zgłoszenia patentowego firmowana przez Hydro-Nitro,
urywki niemieckojęzycznego nieznanego zgłoszenia i są „ślady” przemyślanych
projektów w formie właściwej patentom. Zajmował się sprawą oczyszczania,
jonizacji i wilgotności powietrza, tworzeniem i utylizacją ozonu (szukał
dogodnej metody przekształcania ozonu w tlen), „górskim powietrzem” jak to
nazywał przed wojną (klimatyzacja pomieszczeń to znany jego wynalazek zgłoszony
do opatentowania). Ignacy Mościcki do końca swoich dni miał wielki dar
rozpoznawania wielkich problemów współczesnego świata i potrafił je z wielkim
zaangażowaniem, czasami wręcz pioniersko, rozwiązywać (np.: w elektrotechnice
wysokich napięć, wieżowej destylacji ropy naftowej, rozwiązaniach
technologicznych dla ochrony środowiska podczas eksploatacji złóż naftowych i
wielu innych). W czasie wojny palącym problemem stało się ze względów zdrowotnych
oczyszczanie powietrza w dramatycznie przepełnionych salach szpitalnych i nad
tym pracował. Myślał też o bezpiecznym sposobie konserwacji żywności,
szczególnie łatwo psujących się produktów mlecznych.
1944
– w życiu prywatnym znowu szukali mieszkania, a ponieważ w Genewie nie znaleźli
odpowiednio taniego, postanowili na stałe pozostać w umeblowanym domu
wynajmowanym na wakacje w Versoix. Przeprowadzka nie była zbyt kłopotliwa, gdyż
rzeczy mieli niewiele.
Najważniejsze
prywatne dokumenty i trochę pamiątek osobistych Ignacego Mościckiego na kilka
dni przed wybuchem wojny żona Maria przewidująco zebrała do walizki i starała
się z nią „nie rozstawać”. Zabrali też „skarby” szczególne: srebrny,
filigranowy relikwiarzyk z partykułą relikwii św. Andrzeja Boboli i piękny
relief w odlewie brązowym Głowy Chrystusa w cierniowej koronie z prochami z pól
bitewnych wojny 1920 roku w cierniach (z tym wizerunkiem Chrystusa Mościcki się
nie rozstawał, płaskorzeźba wisiała nad łóżkiem w Zamku Królewskim, a potem
wszędzie na tułaczce, aż do końca życia).
Rzeczy
osobiste i prywatne pamiątki Mościckich zabrano z Zamku już po wybuchu wojny i
przewieziono bezpośrednio do Krasnobrodu. I to był cały ich „majątek”. Przy
Racławickiej 126 w Warszawie została skromna willa wybudowana w latach
1937-1938 na zamówienie i pod nadzorem Marii Mościckiej. Mieli w niej
zamieszkać po wycofaniu się Mościckiego z polityki (koniec kadencji
prezydenckiej w 1940 roku).
Versoix
to ostatni etap ziemskiej pielgrzymki. Osłabiony organizm coraz częściej
odmawiał posłuszeństwa, a cierpienie stało się codziennością.
Pracowite
życie zakończył o godzinie 6:30 rano 2 października 1946 roku.
Utrzymywali
się z niewielkiej renty przyznanej Mościckiemu pod koniec wojny przez rząd
brytyjski i wypłacanej do śmierci. Maria
Mościcka po śmierci męża została bez środków do życia. Skromną szwajcarską
emeryturę starczą otrzymała dopiero po osiągnięciu wymaganego wieku.
Ignacy
Mościcki miał dwie żony. Michalina z Czyżewskich (20. XII. 1871 – 18. VIII.
1932) dzieliła z nim początkowo trudy i biedę politycznej emigracji, a
później dobrobyt i szczyty hierarchii społecznej. Energiczna i towarzyska z
dużymi sukcesami rozwijała swoje talenty i społecznikowskie zamiłowania. Byli
razem na dobre i złe, bo nawet w czasach największego powodzenia życie nie
oszczędzało ich. Śmierć niespełna 28.letniego syna Franciszka (24 listopada
1927), bardzo zdolnego inżyniera chemika i kilkanaście miesięcy później (15
lutego 1929) śmierć Tadeusza Zwisłockiego (mąż córki Heleny i ojciec Józia, jedynego
wnuka Mościckich) przyspieszyły rozwój choroby serca u Michaliny. Do końca
aktywna (29 maja 1932 r. uczestniczyła w otwarciu Instytutu Radowego, którego
budowę z inicjatywy Marii Skłodowskiej-Curie wspierała ofiarnie i owocnie)
zmarła 18 sierpnia 1932 roku w Spale. Przy łóżku śmiertelnie już chorej
Michaliny czuwał troskliwie mąż i wierna, oddana sekretarka Maria.
Pochodząca
z rodziny o tradycjach lekarskich (obaj dziadkowie, i Józef Aleksander Kinnel i
Aleksander Dobrzański, byli wziętymi lekarzami) Maria Aleksandra z
Hubal-Dobrzańskich, późniejsza Ignacowa Mościcka, urodziła się w Warszawie 13
sierpnia 1896 r. Dużo czasu w dzieciństwie i młodości spędzała w małym majątku
ziemskim dziadka Józefa w okolicach Klic, Mierzanowa i Szulmierza, okolicach narodzin
i dorastania Michaliny Czyżewskiej i Ignacego Mościckiego. W roku 1919
poślubiła Tadeusza Nagórnego, kapitana w Legionach Pilsudskiego i syna
senatora. Kiedy po zaprzysiężeniu profesora Mościckiego kompletowano Kancelarię
Prezydenta Rzeczypospolitej z „ludzi Komendanta” Nagórny został na krótko
adiutantem przybocznym (skutkiem romansowej i finansowej afery zdymisjonowany –
w czerwcu 1932 ożenił się z wcześniej oszukiwaną Heleną Akst). Upokorzona Maria
opuściła Nagórnego i przeniosła się do chorego ojca (ojciec zmarł w sierpniu
1927, matka 7 lat wcześniej). Zagubioną, odtrąconą przez większość członków
dalszej rodziny (uważali, że skompromitowana rozwodem przynosi ujmę nazwisku)
zaopiekowała się w 1929 r. przeżywająca żałobę po śmierci męża Helena – córka
Mościckich – bardzo się zaprzyjaźniły i zamieszkały nawet razem na Zamku.
Wkrótce Michalina Mościcka zatrudniła Marię jako osobistą sekretarkę. Łagodna,
dobra i pracowita znakomicie spełniała swoją rolę. Na usilną prośbę Prezydenta
pragnącego kontynuacji działalności zmarłej Małżonki Maria nadal prowadziła
sekretariat. Dosyć nieoczekiwanie, po upływie okresu żałoby, Ignacy Mościcki
poprosił Marię żeby została jego żoną. Sakramentalny związek błogosławił w
kaplicy zamkowej ksiądz kardynał Aleksander Kakowski 10 października 1933 r. W
skromnej ceremonii uczestniczyło małe grono najbliższych. Udane i bardzo
szczęśliwe małżeństwo trwało 13 lat, do śmierci Ignacego. Byli razem na
dobre i złe. Pierwsze sześć lat w dobrobycie i na szczytach społecznej
hierarchii, a następne siedem w biedzie i poniewierce. Maria okazała się być
osobą zaradną, wytrwałą, potrafiącą stawić czoła przeciwnościom, a dla
niemłodego już Ignacego najwierniejszą przyjaciółką, wielką podporą życiową i w
końcu najtroskliwszą pielęgniarką w chorobie.
„Jako wdowa po ostatnim
Prezydencie II Rzeczypospolitej, przechowywała w słowach i czynach miłość i
szacunek dla swego męża, dbała o zachowanie należnej mu czci, pamięci o nim i
prawdy jako o człowieku, uczonym i szefie Państwa Polskiego. Była gorącą
patriotką, uczynną i życzliwą dla ludzi, lojalną w przyjaźni. Zawsze głęboko
wierząca – przed śmiercią otrzymała błogosławieństwo od papieża Jana Pawła II.
Bardzo
też pragnęła przyjechać do Polski.” – za Studia Claromontana t. IX str. 321
Maria
z Hubal-Dobrzańskich Ignacowa Mościcka umarła 23 listopada 1979 roku w Genewie.
Prochy
małżonków Ignacego i Marii Mościckich oraz najbliższych pochowanych również na
cmentarzu w Versoix zostały przywiezione do kraju 10 września 1993 roku.
Prezydent
Ignacy Mościcki analizując dramatyczne wydarzenia ostatnich lat pisał pod
koniec roku 1941 w liście do znajomego:
„Dużo rozważam i staram się przeniknąć jak najgłębiej
odbywającą się dynamicznie potężną reakcję w mrowiskach ludzkich prawie całego
globu naszego. Trudno przewidzieć wyraźniej co z tego hałasu ostatecznie się
wykluje. (...) ...bardzo pożądam chociaż najpowolniejszej ewolucji w kierunku
uszlachetniania rodzaju ludzkiego. Widzę w tym jego wielki interes. Nic więc
dziwnego, że i w stosunku do własnego narodu stawiałem i stawiam dążenie do
prawdziwej kultury na pierwszym miejscu programu działalności. Tworzenie
zaś siły było dla nas nadzwyczaj ważne, ale miało u mnie znaczenie tylko jako
obrona naszych sprawiedliwych i koniecznych dla naszego zdrowego rozwoju interesów”.
Zaś
w ostatnim okresie życia w rozmowach z przyjaciółmi na tematy polityczne
przewidywał:
–
szybkie odrodzenie Niemiec,
–
krwawe rozprawy między czołowymi ludźmi u władzy w Rosji i rozpadnięcie się
tego sztucznego kolosa w zupełnie nie przewidzianej chwili,
–
nie widział przesłanek na trwałe moralne odrodzenia Francji ze względu na jej
głębokie moralne przegnicie.
Profesor
Adam Mazurkiewicz we wstępie do książki „Ignacy Mościcki” napisał: – „Jednego
talentu wszelako Ignacy Mościcki nie posiadał – talentu do biznesu i dbałości o
własne korzyści materialne”.
Profesor
Ignacy Mościcki – ostatni Prezydent II Rzeczypospolitej Polskiej – Człowiek
niezwykły, którego osiągnięcia inżynierskie otwierały nowe możliwości rozwoju
światowej techniki – Człowiek, który wszystkimi zdolnościami i całym życiem
służył Ojczyźnie – nie doczekał w Polsce sprawiedliwej pamięci.
Jedyny
wnuk Ignacego Mościckiego, Józef Zwisłocki-Mościcki poszedł w ślady Dziadka.
Autor ponad 200 prac naukowych i 13 opatentowanych wynalazków zyskał światową
sławę dzięki pionierskim osiągnięciom w dziedzinie badań neuroakustycznych, a
szczególnie funkcjonowania zmysłu słuchu. Jego bardzo znanym wynalazkiem jest
tzw. „sztuczne ucho”. Kto słyszał o wielkim polskim naukowcu pracującym z
konieczności najpierw w Bazylei, później na Uniwersytecie Harvarda, a następnie
jako profesor audiologii na Uniwersytecie Syracuse? – a przecież jest też
doktorem honoris causa polskiej uczelni.
Źródła:
Materiały Muzeum Szlachty Mazowieckiej w Ciechanowie,
Materiały Instytutu im. Marszałka J. Piłsudskiego w USA,
Autobiografia,
Katalog archiwum i pamiątek Marii i Ignacego Mościckich na
Jasnej Górze; „Studia Claromontana” 1988, t. IX,
Prof. dr hab. Halina Lichocka, „Ignacy Mościcki“ - ISBN
978-83-7204-981-0 Wydawnictwo Naukowe Instytutu Technologii Eksploatacji – PIB
w Radomiu, 2011
http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/ByYear.xsp
– archiwalne Dzienniki Ustaw (akty prawne z lat 1918-1939 z adnotacjami
uchylone, lub w większości: przedwojenne nieobowiązujące)
„...” – wypowiedzi Ignacego Mościckiego