dobre odczytuj i kończ w sobie Ta "odsłona" z Norwida jest w sposób szczególny dedykowana Paniom i Panom "eterycznym znajomym". Motto to słowa z zakończenia poematu PROMETHIDION "owszem, dobre odczytuj i kończ w sobie - a błogosławiony, kto się zgorszy ze mnie !... Pisałem w wigilię roku 1851. Koniec" Dla nas niech to będzie początek.
1 Nad stanami jest i stanów-stan, 2 Wy myślicie, że i ja nie Pan, 3 Przecież ja - aż w nieba łonie trwam, 4 Przecież i ja - ziemi tyle mam,
Idąc
z Norwidem ("vade-mecum"), "nieprzyjacielem harmonii w kwestiach
sumienia" (l.198) uczmy się "z-kościelać"
codzienność, "z-bożniać" czasy i żyć w sposób coraz bardziej "z-wolony".
Nie lękam
się, że Pani niedobrze sobie wytłumaczysz to fragmentowe moje pismo, jak to
każdy by zrobił, co nie zna mnie dokładnie, albo z pisma zna tylko - albo kto
tego nie doświadczył, co mnie Pan Bóg pozwolił i nakazał doświadczyć. O! już to listy moje nie są do biografii i facsimilu
pośmiertnego...
pisał Cyprian Norwid do Marii Trębickiej z Berlina, tuż po Nowym Roku 1846... a jednak... po latach, to właśnie "listy moje" pomagają poznać NORWIDA, który ciągle "pięknem do pracy zachwyca!" "Może to
promieniowanie heroicznej legendy biograficznej Norwida, męczennika wartości
raz na zawsze przyjętych i dotrzymanych całym życiem? Może legenda artysty
złożonego na całopalną ofiarę na ołtarzu sztuki narodowej w okresie walki
ostatecznej o zachowanie jej tożsamości i dalszy rozwój? (...) Norwid swym
artystycznym trudem przyłożył do zbudowanej na wiekowej pracy różnych narodów i
różnych pokoleń chrześcijańskiej cywilizacji coś absolutnie niepowtarzalnie
własnego: artystyczny wyraz swego spotkania z Chrystusem w Jego Kościele i w
świecie". - z posłowia do autorskiego wyboru i
opracowania utworów Norwida "Błogosławione pieśni..." Józef Fert.
Wszystkie listy na podstawie: Cyprian Norwid pisma wszystkie, zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył Juliusz W. Gomulicki (t.VIII-X)
W
Paryżu, 13 maja (czwartek) 1869 roku w Sali Grand Orient de France, na
urządzonym przez Komitet Stowarzyszenia Pomocy Naukowej odczycie publicznym,
Norwid "miał rzecz O Wolności Słowa"
(L.701) Do Bronisława
Zaleskiego, 14 maja 1869
Niech lepiej nie chcą, aby
się j a ś n i e j mówiło - -
Czasem się nie mówi
jaśniej przez grzeczność.
- - - wiem, że nie lubiący
żadnego kroku naprzód cichaczem się uskarżą - ale i tych nie byłoby, gdybym nie
starał się być delikatnym i gdybym w y
r a z i ś c i e r z e k ł: gdybym (jak
chcą) jasno rzekł, co następuje:
Poezja, która zapomina o
tym, że o n a c o ś r o b i ć powinna - -
zapomina przez to samo o zdrowej estetyce.
Ja takiej poezji nie
rozumiem dla tego samego, dla czego bardzo piękna kobieta w Chinach nie może
się ruszyć z miejsca, bo ma otyłe formy, i nie może nic ręką dotknąć, bo ma
palców kształty zepsowane konserwacją palców i bałwochwalstwem paznokci!.
Ale Nausika, córka
królewska u Homera, d l a t e g o j e s t
t a k a p i ę k n a, ż e
d o r z e k i c h o d z i
p r a ć b i e l i z n ę!...
Sapienti - sat est...
Nie pozwalam zrobić
bałwanka z poezji i potem drżeć, czy się nie obali? jak kto ruszy nogą naprzód!
JEST PEWNA PROPORCJA
UTYLITARNOŚCI, KTÓRA JEST WARUNKIEM PIĘKNA.
To - ja przynoszę i to
robię, a ci, co drżą dlatego o pagody i cichaczem skarżą się na
niezrozumiałość, będą przez ich sumienie oświeceni.
Ja bardzo subtelnie
każdego omijam, ale trzeba także myśleć i o tym, że ja i sądzić mogę, dlatego
że sam się narażam i pod sąd oddaję.
Zrobili już prawie chińską
kobietę z poezji - jak mi ze złą wolą zawadzą, to ich wywrócę, bo powiadam Ci,
że ażeby najpiękniejsza ręka kobiety miała rozwinięte profile swoje, to musi
coś robić.
Pojęcie to moje jest
zarówno chrześcijańskie, jak prawdziwie estetyczne.
*
Tobie dziękuję za pamięć i
kartkę Twoją - rękopism oddałem Nabielakowi i nie mam go teraz u siebie.
Dwie godziny rytmu
osłabiło mi piersi i na chwilę głos stradałem był.
Cyprian Norwid
Norwid dziękuje za kartkę otrzymaną od Bronisława
Zaleskiego (14 maja): "Pozwól mi choć jednym
słowem podziękować za wczorajszy wieczór. Byłem zachwycony, wzruszony i
nauczony. Chciałbym móc jeszcze to nieraz przeczytać".
# * #
Po
bardzo trudnym roku 1849 (największy cios to śmierć Przyjaciela Włodzia, o
której lękano się nawet powiadomić Norwida), początek roku 1950 przyniósł
wydanie "poszytu" Pieśni społecznej cztery stron, zrecenzowany anonimowo przez
Jana Koźmiana w 'Przeglądzie Poznańskim' "...na dzieło siły nie staje"
(broszurę wydaje Walenty Stefański, któremu druk - finansowany przez
Włodzimierza Łubieńskiego - zleca i rękopis - usuwając jednak przedmowę -
przekazuje Jan Koźmian właśnie;)
(l. 73) Do Jana Koźmiana,
9 lutego 1850, Paryż
Mam niegodziwy zwyczaj
nieprzeglądania rzeczy, które piszę - nieczytania swych listów.
Źle to jest, i wiele razy
boleśnie za to zapłaciłem, ale gdybym czytał listy moje po napisaniu ich - nikt
by ich nie czytał - listami by nie były - nie posłałbym żadnego. O ile moja
wina w tym - bo i nie moja też tam jest - o tyle za formę Cię przepraszam, gdyż
widzę, żem uraził.
Magnetyzerowi rękę dałbym
i przebaczyłby mi wolność słów - poufność określeń - rzutkość pióra. Doktorowi
trochę mądrzejszemu spojrzałbym w oczy i odetchnął, a nie byłby z tych, którzy
"człowieka za słowo potępiają". Krawcowi żałób wiele różnych, których zedrzeć
nie mogę...
Tobie dziękuję bardzo
szczerze za wszystko, co chciałeś i co uczyniłeś dla mnie, a jak będziesz miał
dzieci (czego Ci z serca życzę), to niech Aniołowie im usuną sprzed nóg te
wszystkie drzazgi trumien, po jakich przewłóczyć nam się przyszło.
A mówię nam, to jest
mojemu pokoleniowi i tym z niego, którzy - rzeczywistości żadnej nigdy dołamać
nigdzie się nie mogąc, wyrzuceni za wszystkie możebne podpory od kolebki -
zadziwić nawet się nie mogą, iż sądzeni bywają jak chodzący normalnie po
pokoju; którym jest Człowieczość odmówiona, Bóstwo wiadomością niedostępne,
Anielstwo przedwczesnym zestarzeniem; po-za-obywatelscy w niebie, na ziemi i na
każdym miejscu, kędy są; istni podrzutkowie - fatów żarty.
Co są, gdzie są, skąd idą i
cokolwiek spotkają, i co spotka ich, wszystko
w y j ą t k o w e (bo wszystko w
y r z u t k o w e) - wszystko nienormalne - oprócz sądu.
I dlatego z tego pokolenia
wyjdzie p r z e c i w - s p r a w i
e d l i w o ś ć --
A zmiłuj się, o! Panie
Boże, ażeby z Łaski Twojej - mówię - wyszła ona miłośnie - bo Miłość nie jest
sprawiedliwość, ale i sprawiedliwość.
Bóg z Tobą.
C. K. Norwid
(l. 77) Do Jana Koźmiana,
2 kwietnia 1850, Paryż
Nie myśl, proszę, że
choćby najlżej obrażony jestem - od tej przestrogi rozpoczynam.
Piszę tylko, ażeby oczy
Wam otworzyć.
Córki jerozalemskie - nie
płaczcie nade mną, ale płaczcie nad sobą samymi.
Czytałem - piszecie o tym,
czego się po mnie społeczeństwo polskie spodziewało; wolnoż mi będzie też
powiedzieć, czego ja się po tym społeczeństwie spodziewałem?
Powiadam wam, że żadna
specjalność, żadna się idea nie rozwinie tam, gdzie tylko dwa pola są otwarte -
tu wolałbym przemilczyć, jakie pola? - bo to na sarkazm wyglądać może - lecz
tak jest - tam potrzeba tylko służących i ekonomów...
Nie ma talentów, które by
nędza nie pożarła, służebnictwo nie obróciło wniwecz. Nie ma sił niezużytych.
Jak kto się nie urodzi w
liczbie wybranych majątkowo - może przepaście brylantów w sobie mieć - nędza i
poniżenie wniwecz obróci je...
Czekajcież, aż pisarz lub
artysta z pewnej liczby majętnych się wyrodzi.
Na język mój nie skarżcie
- nie dziś po polsku mówię - jeśli nie lepiej, to tak, jak wy wszyscy, znam go.
Na brak formy w
krótkowidzeniu waszym nie użalajcie się, ale na brak społeczeństwa! Lepiej mnie
być niejasnym, bo gorzka by była jasność moja - bo gdybym odpiął frak mój i
tego lisa, co mi wnętrzności rozdziera od lat tylu, pokazał - jasno by było,
ale gorzko!
Inni będą więcej udarowani
i jaśniej wam się wytłumaczą.
N i e o c z y m a f a n t a z j i po kilka
razy na rok głód kilkodniowy w drzwiach mych widzę.
Mamże być jasnym?!
U d a r o w a n y! -
piękne słowo - czy myślicie, że to z nieba spadło - czy krytycy moi są w stanie
poczciwie palec narysować? Czy wy wiecie, ilem ja pracował?
Wstyd mi to wszystko
pisać.
C u d a czyń - wołacie - wy chrześcijanie - o! mój
Boże - wiem ci ja, że niedoskonały jestem, ale gdybym krytykę p i s a n ą waszą do ż y w e g o
dnia - którego z moich dni przyłożył - cóż by chrześcijańskiego więcej
było?...
Resztę - za Styksem.
*
Tym się różni słowo-Boże
od słowa-ludzkiego, że tamto dla wszystkich dobrej woli, a to nie dla
wszystkich dobrej woli przystępne. Otóż, rewelatorem nie będąc, dla niektórych
tylko piszę - i wyraziłem to na wstępie do Pieśni-społecznej, aleście wstęp też odrzucili - niech Wam Bóg
szczęści.
Proszę dramatu nie
drukować - ja pójdę moją drogą. Zdrowie straciłem, pójdę dalej - przez te
wszystkie niedostatki, zawody, fałsze itd. - resztę za Styksem.
Ośmieliłem się Twórcę -
artystą nazwać dlatego, żem jako t w ó
r c ę Go podziwiał, ale dziś
spostrzegam, że można by i dlatego śmiałości onej pofolgować, że przebacza
krytykom.
Nie odpisz, proszę, iż
gniewam się.
C.N.
+ Błogosławiony to czas,
kiedy c z ł o w i e k stać się cegiełką może - to jest,
kiedy plan i ogół jest.
Inaczej - do czegóż
dołożyć tę cegiełkę? Zawsze to będzie kupa cegieł.
Wierzcie mi, że
obywatelską i miłości-rzecz robię, mówiąc to - inni mówić nie będą -
zobaczycie.
++ Proszę dramatu nie
drukować - proszę rozrzucić - inny napiszę czasu swego. Zygmunt powiada, że po
Słowackim ja mam największą siłę rymu - wstyd mi się cytować. Krytykom moim
życzę tyle lat szczęścia, ile dni ja w życiu głód cierpiałem - z uśmiechem - i
cierpieć będę - idę dalej.
+++ Sam powiedziałem, że
uboga jest szata pieśni, naumyślnie Alwar taki zrobiłem - ale - ale - o!
praktyczni pisarze - jak ona się rozsypie na
p r z y s ł o w i a, to będzie
moja pieśń! Et
nunc intelligite?
# * #
Józef
Bohdan Zaleski, przebywający w Fontainebleau, 9 stycznia 1852 otrzymuje rysunek
z podpisem "KŁADKA, nad przepaścią - LEGENDA - rysowana 1852 - od Cypriana
Józefowi Bohdanowi ZALESKIEMU w noworocznym upominku.", a następnie dwa listy
od Norwida.
W
swoim Dzienniku J. B. Zaleski zanotował:
7
stycznia - "Napisałem liścik do Norwida w dobrym usposobieniu."
8
stycznia - "Właściwie dziś, a nie wczora napisałem do Norwida."
9
stycznia - "Z rana pakiet od Norwida z rysunkiem, za który zapłaciłem 4 fr. i
szkło potłuczone jeszcze. Rysunek w myśli swojej niepospolity."
9
stycznia - "Odebrałem list szeroki, sześcioćwiartkowy, od C. Norwida. Dużo
ułudy, ale i niemało prawdy w nim; kilka postrzeżeń oryginalnych i ciekawych."
(l. 130) Do Józefa Bohdana
Zaleskiego
Szanowny i Kochany -
Godziny i dnia, którego
pisałeś do mnie, pisałem do Ciebie, albo rysowałem, co odebrałeś już. Myśliłem
tylko o tym, czy nie zapłaciłeś za wiele porto i czy nie stłucze się szkło -
ale późno było, kiedy oddawałem i, do Fontainebleau, nie sądziłem, aby
bajecznie-drogo wypaść mogło.
Pytasz, c z y m
żywię się? - owo (T o b i e j e
d n e m u p o w i e m), owo tym,
niestety, że, co mogę, to robię. Pojmujesz, że Chrześcijanin połowę
robi, jeżeli robi to, co może; nie swoje tylko siły mając, powinien robić i co
mógłby.
Robię jednak to:1.
dwóm braciom pomagam pracą rąk moich, co dość trudno, bo jeden o paręset, drugi
o kilkadziesiąt mil.
2. Zdaje mi się, że wkrótce młoda Emigracja postawiona
będzie jako całość moralna historyczna - akta męczeństw swych zbierze w
wewnętrznym poczuciu - co budującego jest, na
k o r c u p o s t a w i i nie będzie się więcej społeczeństwo
polskie, wiedzące komeraże pana Barras z panem Montalembert, dziwić, że
istnieje na świecie młoda Emigracja!!! O tym zaś (co tylko Tobie mówię) nikt
prócz Ciebie nie będzie wiedzieć, że Pan Bóg dał mi spełnić to.
3. Zdaje mi się, że wkrótce - to jest w przeciągu dni
dwudziestu kilku - trzystu naszych młodych, robiących drogę publiczną z Koryntu
do Aten (!), albo ważną pomoc, albo stanowcze ulżenie w smutnym swoim otrzyma
położeniu - co także miej j a k o t a j e m n i c ę, bo rzecz jest w robocie, a jak błyśnie tylko, to zaraz zawiście
psują wszystko - jeśli będzie potrzeba w ciągu rzeczy pomocy Twojej słowem w
pewnym kierunku użytym, zgłoszę się do Ciebie w sprawie tej. Jeżeli Byron okręty
posłać mógł kosztem swym, to cóż, u licha, aby w o j c z y ź n i e S o k r
a t e s a s y n o w i e K o p e r n i k a kamienie bez nadziei wyjścia z tych trudów rozbijali? - horrendum!...
4. Doniesiono mi z Akademii, że Ekspozycja w marcu.
Stąd, zamknąwszy i uzupełniwszy zewnętrzne one interesa, zamknąłem się na czas,
aby jeśli czas pozwoli, na tę Ekspozycję choć krok zrobić.
5. W następstwie rzeczy (ALE ZACHOWAJ TO SOBIE)
wygotowanym po francusku do ministra des Travaux Publics - Les lois de l'Exposition Universelle, myśl, o której kiedyś Ci wspomniałem; żeby mi Bóg
dał dopiąć to, uczyniłbym coś dla Narodu i dla Ludzkości.
Owo czym się żywię - a
teraz osobiście żywię się jadami, niezrozumieniem, zawiścią marną - bezsilnymi
pogróżkami i paskudną małością,
które m i l i s t a m i n a s y ł a j ą - ostatnie tej potęgi były, żem je odesłał autorom,
pisząc i z a p e w n i a j ą c, ż e
n i e d o m n i e
adresowane są.
Pokój! Ach pokój! -
mówiłem Ci już, jak pojmuję ten pokój - I BYWA, ŻE MAM GO. A nie ma ramienia
jednego, okrom ducha Włodzia Łubieńskiego - tego z o w ą d...
*
Odebrałem listy
inteligencji poznańskiej, pełne jadu i narzekania, i szarpania, a wszystko, że
zrozumieć mię w niczym nie można... odpisałem,
że j e ż e l i t a k
j e s t, o cóż
t a k s ą r o z d r a ż n i e n i?
*
Odebrałem szerokie skargi
od arcyliberalno-socjalnej strony, ale dziwnie śmieszne: 1o że arystokracją
jest tak niezrozumiale pisać; że cały Kościół uważa się za m o n o p o l p r a w d y; tymi słowami: "czego my nie rozumiemy, to dla nas
jest Szatanem".
Pojmujesz, że łatwo
zrozumiałem, jaki to mówi duch - odciąłem kartkę i wypadło tak, że z jednej
strony listu było: "Kościelnicy mówią: my mamy prawdy monopol" etc., a z
drugiej: "czego ja nie rozumiem, to dla mnie Szatanem i uwodzicielem jest" -
dziwny wypadek!
Owóż odciąwszy tak i
czerwono razem podkreśliwszy, odesłałem, pisząc na wierzchu te słowa z
Ewangelii: "Tyś powiedział" - następnie dodałem: "Nie skarżcież na tych, co
Sokratesowi truciznę podali, na tych, co spalili Dziewicę Orleańską etc..."
Co do arystokracji,
przyznam Ci się, że powiedziałem im, bo już mię do żywego rozdrażnili, że
gdybym tak PŁASKIM był, to nie szukałbym arystokracji mojej w pisaniu książek,
ale poszedłbym już d r o g a m i p r z e s z ł o ś c i w kierunkach p r z e s z ł o ś c i - i stąpiłbym tam, gdzie zaiste nie mniej
od kogokolwiek bądź uroszczeń znalazłbym, dając jakoby myśleć o tym, iż
dziadowi mojemu, pułkownikowi Sobieskiemu, po poszukiwaniach szczególnych, policja
- lubo moskiewska - dozwoliła pogrzeb na katafalku tym wystawić, na którym
kapucyni dla króla Jana egzekwie wyprawiali* - bo i kapucyni warszawscy starali
się o to, bardzo będąc życzliwi babce mojej, Miecznikowej -
Ale nie mogłem już inaczej
na tak widoczne złe chęci odpowiedzieć, tłumaczyłem się długo, czasu na
korespondencję tracąc nie wiedzieć wiele, a ciągle prostując i n a j l i b e r a l n i e j o ś w i e c a j ą c - niech więc tam już, jak im się zdaje,
będzie -
Odebrałem z ramienia
mistyków naszych szkoły p. Andrzeja Towiańskiego, że: "c i ę ż k o" za to
zapłacę, iż do filozofii ziemskiej skłaniam się etc. (trzy arkusze blisko).
Odpisałem:
Że, nic od nich nie
wziąwszy, z niczego nie zdaję rachunku - że Mistrza ani Pana innego okrom
Zbawiciela nie znam - że nic przeciw nim i wierze ich nie mam, bo k a ż d e m u w e d l e w i a r y j e g o
- nawet uzdrowienie wedle stopnia wiary uzdrawianych. Następnie, że s t
a w i a j ą p o d k o r c e m
- że ja nie taję nic - że gotów jestem powiedzieć, kto Cezarem, a kto
Bogiem moim, że każdemu oddaję, co jego jest.
Że Cezarem moim jest: 1o d
u c h E p o k i, 2o n a j s t a r s z y w N
a r o d z i e o b y w a t e l, 3o n a j s t a r s z y w e d l e
s ł o w a N a r o d u w i e s z c z c z y p r o r o k, 4o Matka Makrena Mieczysławska - jak oni z
sobą są, to nie moja rzecz, to ich rachunek - co mi do tego?
Odpisałem im jeszcze, że
męczęństwo u mnie nie c e l e m, ale najnieszczęśliwszym ś r o d k i e m - że pracuję, aby nie było
męczeństw - że celem moim
WOLNOŚĆ-Z-BOŻNA, którą nad wszystko kocham. Że - ofiar wszystkich Cezar
mój wymagać ode mnie może okrom o f i a
r d u c h o w y c h, bo tych nikt na planecie z niewiasty
urodzony (a i duch Epoki jest z niewiasty, bo z czasu) wymagać ode mnie nie
jest w stanie, bo wolny i odkupiony jestem, i te rzeczy są pomiędzy
Przedwiecznym a mną.
Zmilkli i robią nawet
niektóre rzeczy, które radziłem, w których pomocy potrzebowałem.
Ale - jakże chcesz - jestem za to
na wygnaniu, żem się podobnież rozmówił z reprezentantem Państwa Rosyjskiego, ministre-plénipotentiaire
- za to byłem więziony i uszedłem - a teraz mam się kłaniać ludziom, którym się
podoba duchem moim również rozporządzać? - wariaty są! - a jużcić by mi
prościej było tam się pokłonić, gdzie mię w ręku trzymali. Ci im się w głowach
porobiło??...
Piszę Ci tu wszystko prawie tymiż
samymi słowami, jakie mi pisano - gdzie cudzysłów, to szczelnie toż samo - o
tyle różnicy tylko, o ile dwa razy nic jednakowo powiedzieć nie można... ciężki
chleb!... ciężki to jest chleb Emigracja!
Pytasz się o Księżnę?...
Jest Księżna... wyższa natura,
estetyczna, sympatię prawdziwą miałem dla niej i mam, ale była ze mną też
najprzyjaźniej i najsłodziej - taki stosunek
o b o w i ą z u j e - powiedziałem Jej, co za prawdziwe uważam, że
kierunek Ich zacnych chęci jest fałszywy; że pan Zamoyski nie pojmuje różnicy
pomiędzy władzą a despotyzmem - że jednego czasu przychodzi do mnie na herbatę
w soboty w Rzymie do atelier mojego - a drugiego razu w Paryżu, kiedy podnoszę
się, aby uszanować zasługi jego, to głośno poleca, abym usiadł -
"J u ż c i k t o
w i e, k i e d y w s t a ć,
m o ż n a s i ę j u ż
s p u ś c i ć n a n i e g o,
ż e w i e i k
i e d y u s i ą ś ć" - te słowa powiedziałem;
zresztą - że aby była walka, trzeba różnorodności pierwiastków walczących, i że
dlatego w a l c z y ć stanowczo z Rosją nie możemy, ale tylko
się m i e r z y ć, bo mniej więcej despotyzm jest w krwi
każdego szlachcica polskiego.
Podając rękę Księżnie i poufnie z
nią będąc, uważałem za słuszne to jej powiedzieć - oto historia cała.
G u b i ą s i ę
i z g u b i ą s i ę - c h c ą t e g o!-
Mówisz o francuskich rzeczach. Mój
kochany, od początków roku 1848, kiedy pisałem Jeszcze-słowo, aż do dziś
widziałem to, bo c i e r p i a ł e
m z a
F r a n c j ę j e ś l i n i e
w i ę c e j, t o t y l e
c o n a j l e p s z y F r a n c u z - na co? - albo ja wiem? - ale
cierpiałem i dlatego wiele też widziałem.
Przy tym wszystkim - trudno -
biedno - zdrowia, organizmu, życia czasem brak. Nikomu tego nie mówiłem, co
Tobie dziś - przemilcz -
Co do publiczności czy
społeczeństwa naszego, od tego nic już nie wymagam: opuszcza ludzi na pastwę -
nie wesprze nikogo niczym -
Jak zapotrzebuję takiego kawałka
kamienia, jak ten papier, z napisem: morituri te salutant, veritas, to
Ty jeszcze może, lubo starszy, położysz może, a nie, to Marianek - bo nikt i
tego nie zrobi!
Gorzki to chleb jest Polskość...
*
Bazgrzę oto, jakbym gadał, bo czas
mój przy tych krótkich promieniach słońca skąpo rozliczony. Widzisz - jak mi
biedno i ciasno. Pan Adam jeden, lubo rzadko niezmiernie go widuję i lubo
szeroko nie mawia, serdecznie mnie uściśnie, jak spotka gdzie - ci, co się sami
nadarli po tej bronie żelaznej, to czują, choć nie mówią!
+Oto, na teraz, jak jestem -
nieprędko znów powiem parę słów, bo postaciować muszę, a więc milczę - miałem
chwilę na kawie po obiedzie i nabazgrałem to.
Wszystkich Was ściskam
najserdeczniej...
*...egzekwie wyprawiali*
Że tu przyszło wzmiankować rzecz obcą historii, to Ci powiem, że
pradziad mój, Józef Sobieski, tu, w Paryżu, z ks. Radziwiłem był i że umierając
jemu oddał w opiekę synów swych - był to miecznik liwski - a synowie byli
dziećmi; kiedy umarł, wysłano ich za granicę - pod te czasy kwestie zaszły o
dziedzictwo spuścizny - przysiężono, że żadnego z Sobieskich w kraju nie ma -
kiedy powrócili, Jan, Ignacy i Michał, który pod koniec życia był na czele
Heroldii i przy którym służyłem w Warszawie w Heroldii Królestwa Polskiego
(tego matkę znał ksiądz Kaczanowski) - kiedy ci powrócili, wiele z tych rzeczy
nie było tajnych skutkiem ich poszukiwań dla odzyskania fortun i skutkiem
księżny de Nassau, która w kuzynostwie z nimi jest. Z tego to powodu król
Stanisław August Poniatowski wziął w opiekę najstarszego, Michała Sobieskiego,
o którym mowa, i do Korpusu Kadetów oddał, gdzie był tenże z wieloma jeszcze
żyjącymi, i kiedy dla króla Jana III pomnik w Łazienkach stawił, ubrawszy
dzieciaka w polski strój, prowadził za rękę na to miejsce, jako do tejże
rodziny należącego ostatniego.
Tak więc, kiedy Heroldia legitymować się kazała, a oni wylegitymowali się, postawiono Michała z Komorowskim i Walewskim na czele. A jak umarł, to nastąpił ten szczegół i oficjalne ogłoszenie w "Kurierze Warszawskim" 1847 r., że ostatni najstarszy syn z rodu onego króla Jana - czego nieprzyjaciele Ojczyzny nie zaprzeczyli, a o co Budzyński na Seweryna Sobieskiego, wuja mojego, najniewinniejszego człowieka, co w Belgii jest, bardzo rozgniewany! Do komedii Falstafo-Dantejskiej jeden więcej szczegół i obraz! Bóg z nimi! dwa dni później
(l.131) "Gdzie rola
wzniosłych chęci nigdy się nie uda!"
Malczewski
Wspomniałem Ci, Szanowny i
Kochany, czym się żywię, co robię - smutków i goryczy aż po wręby widnokręgu
osobistego!... Z rodakami, coraz jaśniej widzę, że ja nic zrobić nie jestem w
stanie - próbowałem do ostatka sił, ażeby nie mieć sobie do wyrzucenia.
To, co jest k o n s e r w a t y w n e g o, zakryte ma oczy na wszystko, co się dzieje,
przymrużone na to, co się działo, zasłonięte rękoma na to, co się dziać będzie
- wszelako są to jeszcze l u d z i e!
To, co jest p o s t ę p o w e g o, jest naprzód bez przeszłości, a więc bez
miary w sobie. Ludzie, z którymi się na żadnym polu, czy to myśli, czy to
życia, czy to sztuki, czy to towarzystwa, nie spotkałeś, przychodzą do
Ciebie, s a m i s o b i e
ś w i a d c z ą c - tonem!
Jak więc tu stanąć - jak się jąć?
- energia obrazi miłość własną, która się z niczym pierwej nie zmierzyła i
miary nie ma - delikatność wyda się koncesją i miękkością... Niech ich Bóg ma w
swojej opiece - niezadługo, jak budowniczy wieży Babel, nie porozumieją się -
rozdzielą - w różnych staną ekstremach i rozejdą się jak po pomięszaniu
języków... Po różnych narodach się rozejdą, na boje różne, eksterminując nawzajem
jednostronności własne... jeden nad drugiego szukając miary swojej: t o t o
j e s t w i e ż a o n a
B a b e l ...
A czas jest coraz bliższy,
niezadługo porozstępuje się karta Europy jak rzeka odmarzająca szybami lodów
zwierzchnich.
O ile w nas całości z-bożnej i
dobrowolności społecznej, o tyle wśród tego stanąć moglibyśmy... Ale cóż? Bóg
tylko Jeden sam to sprawi, bo ż a d e
n l u d z k i t r u d t a m p o d o ł a ć n i c n i e j e s t
w s t a n i e, g d z i e
p r o r o c t w o j e s t l e k c e w a ż o n e, a m
ę c z e ń s t w o u c z c z o n e r z a d k o.
Ja już kroku nie zrobię - wojenny
nie jestem - za cel tego stanu nie uważam - pójdę sobie czasu mojego jak do
spowiedzi i odejdę - do cieniów, albo do samotności.
Z Francuzami mógłbym i robię
nawet, a tak dalece za ważną rzecz i obowiązek mój tę pracę mam, że gotów
jestem opóźnić się na bój i nie z pierwszą kulą się spotykać, a dokończyć
rzecz, którą nieprędko dokończyłby znów kto. Ileż trzeba odwagi, aby co dopiąć
na tym świecie!
Załączam Ci parę listów
spowodowanych o pracy mojej - odeszlesz mi je choćby nie pisząc nic, tylko po
prostu w kopertce w boitkę rzucając.
Dzielę się z Tobą dobrowolnością i
sympatią cudzoziemców.
Wiesz, jak słabo umiem po
francusku, wszelako rzecz sama dość jasna być musi, jeśli mnie, przez rodaków
nierozumianego, Francuzi rozumieją.
Wszystkich ściskam serdecznie.
Cyprian N.
Avenue
Montaigne 14
| Strona Powitalna | Szukaj | Odnośniki | Norwid Chrzescijanin
|