NIESKOŃCZONY
Złe od dobra odłącz nożem,
Potem obie części zważ,
A zobaczysz stąd, co Bożem -
Oto całą Prawdę masz...
Smutno!... jeśli Prawda to,
Czemuż jeszcze nie da sił,
Bym rozłączył z dobrem zło?. .
- Niźlim wiedział, pierwem śnił,
I moc miałem czynić sobą,
Jedną czułem się osobą
W przed-grzechowym zachwyceniu,
Starszy od tej wiadomości
Zła i dobra... Jaśniej, prościej
Zawisałem na promieniu,
Co podrywał mię od ziemi
I przenosił nad przepaścią...
- Czemuż kłócisz mię z onemi
Sny, co jedną mi tu właścią?...
- Teraz nawet, w dniach żałoby,
Cóż mi wszystko to wiedzenie
Węża?... wszystko, czym byłoby
Zła i dobra zrozumienie,
Rozdzielenie, odważenie,
Gdyby nad tą chemią-ducha
Od kolebki niewidzialnej
Nie z-sunęła się pielucha
W nadgrzechowy tkana blask,
Nieskończona taśma Łask?...
Smutno!... jeśli Prawda to,
Czemuż jeszcze nie da sił,
Bym rozłączył z dobrem zło?. .
- Niźlim wiedział, pierwem śnił,
I moc miałem czynić sobą,
Jedną czułem się osobą
W przed-grzechowym zachwyceniu,
Starszy od tej wiadomości
Zła i dobra... Jaśniej, prościej
Zawisałem na promieniu,
Co podrywał mię od ziemi
I przenosił nad przepaścią...
- Czemuż kłócisz mię z onemi
Sny, co jedną mi tu właścią?...
- Teraz nawet, w dniach żałoby,
Cóż mi wszystko to wiedzenie
*
* *
! nie nożem, o, nie nożem !
Ty - rozdzielaj ciało z duszą;
Ale Słowo-ciałem Bożem
Wznoś - niech skruchą się pokruszą,
Niech nie wiemy zła, niech możem Dobro ...
*
* *
... W górze
Słowo-ciało-
Niżej czyste już anioły,
Co jednakże skrzydła mają,
Co się jednak zasłaniają,
Co, jak nasze tu kościoły,
Symboliczną ciężkie chwałą,
Jeszcze nie są bez-skrzydlate,
Ale patrzą w blasku łono
Przez zasłonę uchyloną,
Przez rozpiętych skrzydeł kratę ...
*
* *
Niżej, niżej - duch i kał,
Człek, wcielona sprzeczność, dział...
Z raną śmierci, co go dwoi,
Z blizną grzechu - rozłamany -
Ledwo stoi...
Nad nim - droga...
Krzyż,
jak waga... przewidziany
Od wszech-sumień wstęp do Boga ...
*
* *
Niżej - niżej - rozdwojenie,
Coraz, coraz rozpaczniejsze,
Tak że jęk by tam, cierpienie
Tam - weselsze i jaśniejsze
Od niemego było stanu,
Pożądańsze... jako burza
Na bezmiarach oceanu,
Co choć perły z dna wynurza!
*
* *
O! perłowe w piekłach dusze,
Jak wam tęskno wrócić w życie,
Jak się do nas nieraz śnicie,
Lepiej ucząc żyć po skrusze -
Jak wam śpieszno się przepalić,
Lżejszym zerwać się płomykiem,
Wyswobodzić, zjąć, o-calić
I nie zetknąć w drodze z nikiem,
Strzelistością lecąc nową
W Słowo-ciało najprzeczystsze,
We wszech-istność Chrystusową,
Coraz skorzej, więcej bystrze,
Promieniącą w świata noc,
Jak wszech-prawda, jak wszech-moc !
*
* *
Mistrzu, Królu, Boże-Synu,
Wielkie TWOJE jest zwycięstwo -
Takie wielkie - że wawrzynu
Nie ma - takie, że męczeństwo
Już wytrzymać nie umiało
I zmieniło się aż w radość ...
Takie wielkie, że aż ciało
Zmartwychwstało - głód i bladość
Zamieniły się w wesele
I w rumieniec ... I zostało
Wiele ...
Chociaż wszystko tam - -
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Mistrzu, Królu, sprawuj nam.
FATUM
1
Jak dziki zwierz przyszło Nieszczęście do człowieka
I zatopiło weń fatalne oczy
-- Czeka -- --
Czy, człowiek, zboczy?
2
Lecz on odejrzał mu, jak gdy artysta
Mierzy swojego kształt modelu;
I spostrzegło, że on patrzy -- co? skorzysta
Na swym nieprzyjacielu:
I zachwiało się całą postaci wagą
-- -- I nie ma go!
Fiat i vivat
I
I Mojżesz nawet (a taki wielmożny!)
Na jednym Fiat przestać był ostrożny,
W źwierciadeł dziesięć złamawszy promienie,
By jako włócznie nie spadły Febowe;
Świadom, że lilia polna ma korzenie
I że wyścigać nie przyszedł Jehowę...
II
A cóż już mówić i o kim?!....
III
....skonanie,
Skończenie -- najmniej nie będąc ukazem --
W amen swym przecież dwójznaczy zarazem
Bezosobistym czyniąc: "Niech się stanie..."
VANITAS
VANITATIS*
Duchowny gdzież jest? -- o promiennym czole,
I nie porywacz dusz intryg kleszczami,
Lecz na pokory zasłanym popiele,
Z oczyma -- rzeczy przyszłych feniksami,
A od kochania cały
w swym aniele;
Poufnych nawet srogi słów światłością,
Którego moc jest niemoc, niemoc -- ością,
Którego cichość jak olejek-wonny,
A głośność jako wóz potworo-konny
Z świętego Jana Patmosowych nocy...
Którego wzrusza nawet kształt i wzięcie,
Którego prostość jest jako obłocy
Na uciszonym niebie o północy,
A drzwi -- jak świeżo zastygłe pieczęcie,
A okno -- ptastwu przystępne głodnemu,
Widzeniom dobrym i słońcu wschodniemu?...
II
Niewiasta gdzież jest? -- a nie jedna z onych
Gołębic, które w
klatkach sprzedawano
W koście1e, kiedy
Bóg doń weszedł rano
I po srebrnikach gęsto rozrzuconych
Kazał odchodzić kupcom, mocą znaną...
Niewiasta silna całym serca biciem,
Nie męczennica, za pierwsze pół-życie
Leciuchne, drugim kamiennym pół-życiem -
Tak że gdy złożysz to dni rozpowicie,
To nie zostanie nic... czasami dziécię
Sierota... albo grób gdzie marmurowy
Przedwcześnie zgasłej małżonki-herbowéj!
Albo... w narodzie, co wolności woła,
Wspomnienie głuche cichego anioła,
Wspomnienie święte i niedotykalne,
Choć ja bym wolał wspomnienie kobiéty
Milijon razy mocniej-idealne,
Choć ja bym wolał wspomnienie Judyty!
III
Szlachetny gdzie jest mąż ? -- narodu sługa,
O którym powieść, i krwawa, i długa,
Nie zastygnęła w hieroglif pieczęci,
Ale się przędzie stalowym wrzecionem,
Które duch jakiś niewidzialny kręci,
Ale się przędzie nad niejednym tronem,
Jak wiersz w powietrzu czczym dziwnie kreślony
Baltazarowi w wieńcu -- bez korony!...
Szlachetny -- który do wolności mówi:
"Przyjdź! a co boli cię, na piersi wylej,
Bom ja spowiednik twój -- powiem orłowi,
Co tam jak piorun trzyma mój przywilej,
Gdyż rzecz-szlachetną czynić jestem dłużny,
Przez sto pokoleń ku tobie podróżny ! ..."
IV
Społeczność gdzie jest? -- co się nie biczuje
Własnymi grzechy co historii-piątek,
Bo zmartwychwstawa co dzień -- co dzień czuje --
Bo nie wydaje na rzeź niewiniątek --
Społeczność, w której starzec nie ciężarem --
Ani młodzieniec trzaskącym pożarem --
Której religią nie
umiarkowanie,
Ale religia miarą... O! poganie...
Lecz dość --
-- w narodzie, co o wolność woła,
Lepiej gawędy pisać, kłamiąc sobie,
Że wszystko toczy się jak kute koła,
Że wszystko pięknie... (w gladiatorów-grobie,
Pamiętam, kiedyś znalazłem w Pompei
Śpiącego Fauna z lirą -- na kamei...)
* Ponieważ krytycy
zarzucają autorowi niezrozumiałość, więc rękopism ten oddaje się
do pisma wyłącznie katolickiego -- wiadomo jest albowiem, że sąd katolika nie
rozpoczyna się przez "nie rozumiem" --że katolik nie rozumem, tą jedną władzą ducha, ale
cało-poczuciem wewnętrznej osoby swej pojmuje - że nie uważa siebie i
współczesnych za ostatnich na globie - że ta wreszcie nieskwapliwość w sądzie
spowodowała, iż rzeczy mniej dostępne dla przeszłych dochowało nam
społeczeństwo chrześcijańskie.
TĘCZA
I
Wstęp pierw uczynię, by mię lekkie słowo
Nie pomówiło gdzie o profanację,
Mowy że polskiej ja konchę perłową
Zdrabniam na fraszki, na improwizacje,
W kramarne cacka łamiąc ją i liche,
Zamiast pielgrzymiej tuniki upięciem
Zrobić, i w ślady pójść za wieszczów księciem -
Majestatyczne, a nikłe i ciche.
Nie! Kochanowski Jan, co nam kołyskę
Dawidowymi psalmy ośpiewywał;
Adam, którego dni wam były bliskie,
I Zygmunt, który mnie, jak wy, widywał;
Ni ty Anhelli, sybirski poeto,
Dziś, w niewidzialnym sejmie wziąwszy krzesła,
Swego mi tutaj mi tutaj nie rzucicie veto
Za Pieśń, że wyszła z ksiąg, z trumn się wyniosła
I, bacząc mało, ile koturn splami,
Weszła tu w żywych świat - że weszła drzwiami.
Owszem, traf nawet, kto inny nie bardzo,
Ale Pieśń może objąć skrzydłem krzywym,
I jako rzeczą, którą słusznie wzgardzą,
Cisnąć o ziemię tym lwem uporczywym,
Co, jeśli będzie skłaniał się pomału,
Stopy jej grzywą pociera z kału.
A cóż dopiero, gdy traf pieśń zaręcza,
Rymy gdy z myślą jednym obrzmieją spadkiem
I przedmiot ślepym nie padnie przypadkiem...
Przedmiot ten na dziś - tu - jest słowo: Tęcza.
II
Gdziekolwiek ludy czoło podniosły
Ku firmamentu wklęsłościom ogromnym,
Duch czuł, że wyżej głów szukano siły,
W pierwo-ocknięciu już bywając skromnym,
I choć zmysłami po niebiosach macał,
Zgadywał prawdę, gdy w serce powracał.
Chaldejski mędrzec, co gwiazd pyta nocą,
Perski, egipski i greccy mistrzowie,
I kmieć słowiański, gdy przelicza nowie,
W niebo się zwykle odnaszają - po co? -
Po co najbystrzej szybują orłowie,
Gwiazdy się w sztucznych teleskopach złocą,
Planety po co błyszczą coraz nowe?
Ha! Człowiek skłania głowę, wznosząc głowę.
Lecz z wszechtradycji i wszechwidomości,
Jakie mędrcowie podają i prości,
Mąż, co przez mamkę ssał egipskie mleko,
A Izraelem był przez krew i Boga,
Na trumny świata oparłszy się wieko,
Mojżesz, wysłyszał Pańską tajemnicę
I, pióro Słowu zdawszy Przedwiecznemu,
Potopów wielką opisał źródlicę,
Tak że nikt po dziś - ni wpierw - równy jemu!
Tam - ileż razy wśród żagli pękania
Albo na falach światowej zamieci
Szukałem kart tych i opowiadania.
Skąd Tęczy okrąg ponad Arką Świeci?
A łza słoneczny promień mi w powiece
Siedmiła barwą - i zdawało mi się,
Że w tęczę lecę...
Takie bo prawo-praw On na Irysie
Zakreślił, który Miłość jest, że oto
Nawet gniew Jego woła na człowieka:
"Sieroto!
Ojciec ojców na ciebie czeka."
III
A ludzie?... ludzi legenda jest inną;
Tę w ziemi laurów, za Werony bramą,
Słyszałem - ówdzie stała się już gminną,
Gdy indziej Szekspir swą rozniósł ją dramą,
I każdy dzisiaj wie ze słów poety,
Kto Montekowie są, kto Kapulety.
Zamków dwóch gruzy powyłamywanych
Po obu stronach sterczały przede mną,
Jako jędz dwojga kły nieprzejednanych;
W powietrzu ciężko było, w górze ciemno:
Burzy, zdawało się, że spadnie nawał
Kląć pychę rodów i waśni domowe,
A piorun, wyznam, że mi nie dostawał,
I obracałem ku niebiosom głowę,
Wietrząc siarczanych tchnień żółtawe światło,
Co dwóm ruinom tym służyło za tło.
Lecz w chwili właśnie, gdy już, już mniemałem,
Że burza wielkim uderzy nawałem,
Góry - że echa gromowe rozjęczą,
Ironii jakaś siła niezgadniona
Zamków dwóch szczyty... uwieńczyła - Tęczą,
A jam pomyślił: tu - kłamie i ona...
Czyż łatwiej, łatwiej planetę zwaśnioną
Zeswoić z Tęczą Twórcy rozjaśnioną,
Lub upiąć w niebie gwiazdy nowej klamrą,
Niż serca ludzi - wpierw, nim ludzie zamrą?!
1860 r., Hotel Mayence, rue St. Honore
DO PANNY JÓZEFY Z KORCZEWA
1
Pani bo jesteś z takiego klasztoru,
Gdzie ścianę z ścianą
Gdy połączano, to cięcie toporu
Za zbrodnię miano.
2
Podwalin nie ma, bo deptać je trzeba,
Ni schodów wyżéj;
Ale poręcze sięgają do nieba,
Poręcze z krzyży!
3
A okna z łez są, łzy z koronek rosy
Trójbarwnie szklistych;
A zamiast dzwonu powietrzne rozgłosy
Aktów strzelistych.
4
A łuki z skrzydeł są serafinowych,
W węzły związanych;
I stoją lecąc, lub czekając nowych,
Światu nie znanych.
5
I słońca nie ma tam - ani księżyca -
Tylko już świeci
W obłokach cichych Hostia blado-lica:
Świeci i leci.
6
Więc ja na sądny-dzień pod waszej rąbek
Szaty się schronię.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
A teraz - patrząc, gdzie siada gołąbek,
Kulbaczę konie!