Całe
życie Cypriana Norwida to droga „ z krzyżem swoim za Zbawicielem”, z krzyżem, z
którym często stawał na rozstajach, a w sposób szczególny:
-
w początku roku 1877 przystając na, ponawianą od
roku 1868, propozycję kuzyna Kleczkowskiego „zamieszkania” w maleńkiej celce
Zakładu św. Kazimierza – „musiałem kapitulować – zdrowie, środki i wszystko
nakazało” (więcej w: Rocznice - Rocznica śmierci Norwida)
-
w drugiej połowie roku 1854 wybierając powrót z
Nowego Jorku gdzie: „...ten rodzaj roboty, gdybym go mógł ustalić przez
osiedlenie się w Ameryce, dałby mi pozycję – ale na to trzeba było mieć dom, to
jest ożenić się i ustalić – albo należeć do sekty jakiej-
Nie
mogłem drugiego przez wiarę.
Nie
mogłem pierwszego przez nadzieję i miłość”.
(z listu do J. B. Zaleskiego; Londyn, wrzesień 1854)
-
i wreszcie, chronologicznie pierwszy, rok 1846,
kiedy to Norwid wybiera emigrację. Wybiera świadomie i konsekwentnie; kiedy w
lutym 1849 roku w Kurierze Warszawskim (nr 38), Gazecie Rządowej
(nr 29) i Dzienniku Urzędowym Guberni Płockiej (nr 7) opublikowany
zostaje podpisany przez Iwana Paskiewicza nakaz powrotu, z wymienieniem m.in.
Norwida „wysłanego za granicę dla kształcenia się w snycerstwie” odpowiada „listem
otwartym” „...wyczytałem pomiędzy imionami osób, które wydaliły się za
granicę „bez pozwolenia rządu”, imię moje z dodatkiem: „wysłanego za granicę” etc. Nie jest moją rzeczą
okazywać, o ile te sprzeczności unieważniają się nawzajem, ale jest moim
obowiązkiem błąd redakcji sprostować, oświadczając niniejszym, iż niżej
podpisany
„wysłanym”
nie był przez nikogo.” (Do Redakcji
<Gazety W. Księstwa Poznańskiego>, Paryż, 19 lutego 1849)
Jest
wrzesień roku 2011, zbliża się 190. rocznica „przyjścia na planetę, ażeby dać
świadectwo prawdzie” (z Lekcji o
Juliuszu Słowackim; VI) Cypriana Norwida.
Myślę o swojej przyjaźni z Autorem słów: Poeta potrzebuje tylko zwycięstwa prawdy! Ja nie kłaniam
się nikomu, tylko źródeł źródłu.... Ja nikomu się nie kłaniam i dlatego mogę
się pokłonić prostemu krzyżowi...
I z prostym krzyżem staję z Norwidem na
rozstajach 1846.
Z
rośliniarni światowej; pismo to opłatek,
Którym
łamać się trzeba, i od serca życzyć
Dosiego
roku prawdy – nie
szermować, krzyczeć,
Lecz
całą siłą działać...
....
siałem więc w uczucia
Zorane
do żywego – całą garścią siałem
W
prawo, w lewo, gdzie mogłem, ziarna od zepsucia,
Wszystkie,
wszystkie, co miałem!
Cyprian Norwid, Pismo
„...Lecz ta
Polska nie skończona...”
Jest rok 1846.
W Mościskach, parafia Niegów[1], na
„prostej, bezpoetycznej, równej jak piaski ziemi”[2] w
gnieździe rodzinnym drobnej mazowieckiej szlachty wypełnionym już kilkorgiem
„piskląt”, „wyjrzał na świat”[3] mój
dziadek Ferdynand - herbu Ślepowron. W okolicy żyje poznając trudne „pracy
abecadło” liczna rodzina. „By w głowie nie było zawrotu,
wyrabiają umysłu-stałość- bez której nie ma sił, ciągu ni
zysku”[4] od
codziennego znaku krzyża i niedzielnych „szczerych modłów w wiejskim kościele”[5]. W
kościołach parafii Niegów, Dąbrówka[6],
Sulejów[7],
Postoliska[8]
spotykają się na chrzcinach, ślubach, weselach, odpustach i pogrzebach,
rodzina, znajomi, sąsiedzi; i wracają do siebie, „bo jeszcze ciosać trzeba
krzyż na świecie, niżeli w ręce go umarłe złożą.”[9]
Sto lat później... ale o tym później...
Tymczasem niespełna pięć
kilometrów dalej[10],
pies wierny nasłuchiwał jak z dachu dworku w Laskowie-Głuchach „pamięci goniec”[11]
śpiewa skowronkowi:
Skowronku! tobie dobrze na ten świat spozierać,
Jakby na jakie nuty, z których pieśni splatasz;
Skowronku, tobie miło skrzydła rozpościerać,
Bo ty do nieba wzlatasz!
Ale spójrz tylko
na nieszczęsnych ludzi (...)
Lepiej nie
patrz... bo łezka nad twym dziobkiem błyśnie,
Łezka zaś, przyjacielu, to nie
deszcz, nie rosa,
Chociaż w sobie najpiękniej
odbija niebiosa! [12]
Pod dachem dworku baraszkowali, „pamiętający jeszcze czym do
aniołów są podobni”[13],
chłopcy ślicznej Pauliny z Norwidów, Janowej Suskiej. W majątku gospodarzą
małżonkowie Suscy i lekkoduch Ludwik.
W Ostendzie, na odwrocie rysunku męskiej postaci w profilu,
Cyprian Norwid umieszcza parafrazę z komedii Aleksandra Fredry „Odludki i poeta”: „Minęły dni szczęścia,
nadeszły niedoli”.
Miał wtedy 25 lat. Blondyn o
szarych oczach i ujmującej fizjonomii, starannie ubrany („jednak pod
stebnowanymi zakładkami jego koszuli z irlandzkiego płótna biło poetyczne
serce”[14]),
władający kilkoma językami „mówił bardzo niewiele i rzadko kiedy rozgadał się
na dobre, ale gdy to już miało miejsce, to warto go było słuchać”.
Wszechstronnie uzdolniony czwarty rok „wydoskonala się w sztuce” wędrując przez
Europę.
Norwid „jest to z tych młodych
ludzi, co ogłoszono za geniusz i są w modzie. W istocie
jest bardzo zacny i bardzo zdatny człowiek; przy tym religijny, moralny i, choć
poeta i artysta, dość ma taktu, tym bardziej na wiek swój” – pisał w marcu 1845
roku Ludwik Orpiszewski, rzymski agent Hotelu Lambert, do księcia Adama
Czartoryskiego.
Tak, był taki czas, że „Norwid
był w modzie” na „salonach ledwo że modą żywych”, gdzie
„... maluczko jest ludzi,
rzekłbym: nie ma prawie,
Pragnących się objawić –
przechodzą – przechodzą.
Czy się nie odpychają tańcząc? Lub w zabawie
Poufnej czy się oni nie mylą i zwodzą? (...)
Oni zaś tańczą, łonem zbliżeni do łona,
Polarnie nieświadomi siebie i osobni;
Dość, że jedna nad nimi lampa zapalona,
Że moda jedna wszystkich zarówno podobni.”[15]
A Cyprian “nie dawał się przebrać pod nożycami mody, jak te
róże fałszywe i papierowy laur aktora”. Wiedział, że „na to jest życie, by je
wy-żyć, lecz nie na to, by użyć”[16], i
że „człowiek na to przychodzi na planetę, ażeby dał świadectwo prawdzie”[17].
Dawanie świadectwa prawdzie zawsze jest trudne, a „trud to
jest właśnie z tego duży, że codzienny”[18], ale
rok 1846 wymagał szczególnej wytrwałości. Zaczął się czas „doczesnych
interesów, drobiazgowych zajęć, małych walk z tysiącem
małych przeciwności, z małych ludzi małymi intrygami”[19].
Kończyła się salonowa moda na Norwida, kończyły się pieniądze i kończyła się
ważność wystawionego w roku 1842 zagranicznego paszportu. „Jeżeli przed 14-tym
lutego nie odbiorę zaspokajającej wiadomości, będzie to dzień wyjazdu do
Warszawy; dotąd mam pasport. A niepodobna dłużej zostać. Cały mój artyzm
zakończony: nie będę miał muzeum, akademii i szkoły w estetycznym znaczeniu
tego słowa. Przychodzi chwila rozstrojenia kierunku, jaki wziąłem. (...) Jestem
bardzo spokojny. A może Pan Bóg nie odmówi wiary w Jego Opatrzność?” – pisał do
Marii Trębickiej z Berlina 27 stycznia 1846 roku.
Pan Bóg nie odmówił, chociaż pisząc te słowa Norwid nie
przeczuwał nawet w jakich to okolicznościach Opatrzność będzie go strzegła.
W czerwcu w Berlinie Feliks
Fonton, Grek w służbie rosyjskiej, na polecenie Kisielewa z ambasady rosyjskiej
w Paryżu, wzywa Norwida na rozmowę.
W tym samym czasie kiedy w
Berlinie ważyły się losy Norwida, w Rzymie 20 czerwca odbyła się uroczysta
koronacja na papieża kardynała Giovanniego Marii Mastai-Ferreti. Pius IX,
„wielki XIX-o wieku człowiek. Umie cierpieć. Prosty,
anielsko dobry, łagodny bardzo, ale w głębi zdaje się być hartu ogromnego,
potężnego sumienia...”[20], był
dla Norwida ważną i bardzo bliską Osobą.
Norwid, II dekada czerwca,
stawia się na wezwanie Fontona i „stawia się” Fontonowi. Najbarwniejszy opis
tego spotkania zachował się w liście Zygmunta Krasińskiego do Delfiny
Potockiej:
„Sekretarzem
ambasady w Berlinie jest Fonton – słyszałaś zapewne – ideał Szczepanowy.
Rozpusta, bezczelność a zażartość w służbie, podstęp i udawanie cywilizacji
itd., itd. Otóż radził skompromitowanemu [Norwidowi], by dla starcia z siebie
pozorów [uczestnictwa w działaniach spiskowych] i plamy pochodzącej
tylko [stąd], że się wdał w rzeczy nierzeczywiste, w ‘marzenia’, pojechał do
Petersburga i tam wszedł w służbę, a obiecywał mu <une carrière brillante>.
Ten, wysłuchawszy go przez trzy godzin i rozważywszy, że
trzy drogi przed nim: z których pierwsza prosto do Cytadeli i na Kaukaz, druga
do ekspiacji petersburskiej i Collegium Spraw Zagranicznych, trzecia na
wygnanie wiedzie, obrał w duchu trzecią i po końcu improwizacji Fontonowych,
głęboko się ukłoniwszy odparł:
- Nie godnym kariery świetnej, którą mi pan wskazujesz, i
przyjm moje pożegnanie na wieki.
Mówca, który myślał, że wymową przekona, rozwściekł się i,
kiedy odchodzący stał już na progu, tygrysim wzrokiem za nim cisnął i krzyknął,
i to po polsku:
- Wy, panowie Polacy, jesteście poeci – my, Moskale, nie.
Zobaczym, kto dalej zajdzie.
W tych kilku wyrazach zawarty los wszystek i wewnętrzna
treść cała obu tych potęg walczących, z których jedna duszą, druga ciałem. Lecz
reprezentant duszy we trzy dni później już jęczał w pruskim więzieniu, wśród
złoczyńców, zepchnięty tam przez reprezentanta ciała, który użył grzeczności
policji pruskiej, by go tam zamknąć. Jednak po półtora miesiąca reprezentant
duszy lotnie uciekał drogą żelazną, prędko jak myśl, a reprezentant ciała, nic
o tym nie wiedząc, siedział sobie w swoim biurze i gotował się nazajutrz kazać
go wziąć i dalej wieźć, okutego, w głąb piekieł ziemskich.”
A Piekło, o czym też chyba nie
wiedział „reprezentant ciała”, było w więzieniu akurat wsparciem dla Norwida.
Tłumaczył:
„Lecz ty – za
czasu w umarłych dziedzinie –
Kto jesteś? –
uchodź!” – a widząc, że trwałem,
Rozpocznie znowu:
„Nie tędy jest ninie
Dla ciebie droga,
śmiertelny i z ciałem;
Przez inne porty –
toż wiosły lekszemi –
Staraj się,
człeku, odbijać od ziemi.”[21]
Osadzony (III dekada czerwca 1846) w Hausvogtei, berlińskim
więzieniu dla m.in. podejrzanych o przestępstwa polityczne, prosi o książki;
dostaje zgodę na jedną. Tak to po latach (początek roku 1880) opisuje w liście
do Konstancji Górskiej:
„Kiedy Król Saski [Jan
Nepomuk, 1801-1873, w latach 1839-49 przetłumaczył Boską Komedię – 3 tomy z
obszernym komentarzem] w swoim pałacu, zapewne we
willi nad rzeką, tłumaczył la Divina-Commedia Danta, i myślę, że
tłumaczył il Paradiso, to ja właśnie wtenczas tłumaczyłem Inferno,
leżąc na słomie przegniłej w więzieniu w Berlinie.
Mówię Pani najściślejszą prawdę: jedną książkę pozwolili mi
Prusacy mieć w więzieniu, i zażądałem Danta, i dali mi – tłumaczyłem więc Inferno”.
Dzięki energicznym działaniom przyjaciół, m.in. Włodzimierza
Łubieńskiego, Jana Koźmiana i Cezarego Platera, po tygodniu mógł już tłumaczyć
Danta w klinice więziennej. W soboty pod klinikę przychodzili zatroskani
znajomi. „Możemy go widywać i widujemy go przez okno, rozmawiać nie wolno.
Wymizerniał, ale jest dobrej myśli. Czasem ze strażą do kościoła na mszę chodzi”
– pisał w lipcu Koźmian do Platera.
W zakończeniu cytowanego już listu do Konstancji Górskiej
Norwid napisał:
„Książę Wilhelm Radziwiłł [mieszkający w Berlinie
generał-porucznik armii pruskiej] był łaskaw mówić o mnie Królowi Pruskiemu i
tym sposobem ułatwiono mi ujechanie z więzienia – mówię:
ujechanie, nie: ucieczkę, bo nie uciekałem nigdy!
Ale co pięknego, to że co sobota przychodziła mi kwiaty pod
okno przynosić ś.p. [Zofia]
Koźmian z Chłapowskich – więc że kuzynka Mikołaja I-o – bo rodzona
siostrzenica księżnej Łowickiej,
bratowej Mikołaja!
Jakie życie jest dziwne! – i jak widać, że wszystko w życiu
jest ważne... i marne!”
Jakie życie
jest dziwne... to zabieganie Przyjaciół o uwolnienie Norwida z więzienia,
przywodzi mi zawsze na myśl intensywne starania jego „nowych” przyjaciół,
Wiktora Gomulickiego, Zenona Przesmyckiego i wszystkich następnych, o
odzyskanie i zachowanie twórczości Artysty. Starania o, jak pisał w roku 1900
Wiktor Gomulicki do Felicjana Faleńskiego, „tchnięcie ducha w prochy Norwidowe”.
Ducha Norwid nie tracił nigdy:
Mamże
w szare strącon bruki,
Dla
spokoju zostać głazem?
Mamże,
ojców tłocząc kości,
Wołać
głosem znikczemnienia:
„Witaj
mi, obojętności,
Ideale
doświadczenia!”
Nie –
choć piorun po piorunie
Gorejące
wstęgi wije,
Ja w
spienionych wałów runie
Zakrwawioną
pierś obmyję.
Pierś
obmyję, lub rozbiję!-[22]
W klinice więziennej wykonał dla
Włodzia Łubieńskiego, aby „trwał w Chrystusie Panu”, Modlitewnik. Obdarowany
tak informował o tym swoją matkę Amelię:
„Norwid zrobił dla mnie na pamiątkę siedmiu dni, które w tym
ostrym więzieniu przesiedział, w ciągłej niepewności, czy go co chwila nie
wydadzą do Rosji, rodzaj książki do pacierza, tj. psalm Dawidowy na każdy dzień
przepisany, z winietą odpowiednią przedmiotowi wiary, któremu każdy dzień w
tygodniu przeznaczony, jak Mama wie, np. sobota Matce Boskiej, niedziela Trójcy
Świętej itd. Jest to małe arcydzieło, tak
ślicznie wykonane, a co charakterystycznego, że wszystko w jakimś mizernym
kajeciku, który sobie mógł do więzienia sprowadzić”.
„Modlitwy idą i wracają – nie ma nie wysłuchanej.
Dlatego wszystkie wysłuchane, że każda zwraca się na powrót.
A dlatego powraca każda z modlitw, że wszystkie są z
Miłości.
Kto pracował na Miłość, ten z miłością pracować potem
będzie.”
fragment Monologu z Modlitewnika
W pierwszych dniach sierpnia, po
„ujechaniu z więzienia”, Norwid opuszcza Berlin i „śpiesznie odbywa podróż”[23] do
Belgii, zatrzymując się w Brukseli, skąd na zalecenie lekarzy jedzie na kurację
do Ostendy (Ostenda, połączona już linią kolejową z Brukselą, była jednym z
najmodniejszych wówczas kąpielisk). Po powrocie odbywa studia w brukselskim
Muzeum Sztuk Pięknych, pracuje w domu, dużo rysuje, ale też aktywnie
uczestniczy w życiu Polaków przebywających w Brukseli. Kulminacją tych
towarzysko-patriotycznych spotkań jest 16. rocznica wybuchu powstania
listopadowego.
„Orzeł Biały. Pismo wyłącznie poświęcone wyjarzmiającej się
Polsce” w numerze 19/20 z roku 1846 tak relacjonowało uroczystości:
„...O godzinie dziesiątej rano zgromadzeni w kościele
wszyscy Polacy złożyli u stóp
Przedwiecznego błagalne modły; z kościoła udali się całym orszakiem na polskie
posiedzenie w kole tułaczym zamknięte, gdzie ojczysta mowa miała wyrażać
ojczyste nadzieje. Rada Miejska raczyła udzielić na dzień 29 listopada
wspaniałej sali ratuszowej (...) Na szczególną wzmiankę zasługuje przemówienie
LS i artysty polskiego [Norwida]”. „Orzeł Biały” zamieścił też na stronach
75-76 całe przemówienie Norwida.
„Głos niedawno do wychodźstwa polskiego przybyłego artysty.
Było życzeniem zgromadzonych, ażebym dziś przemówił – czymże
jednak potrafię to zawdzięczyć, jeśli nie
prawdą i wspomnieniem o narodowych rzeczach, czymże uczcić
potrafię dzień dzisiejszy w drobnej mojej cząsteczce? Dzień, który jest
rocznicą odezwania się wszystkich sił narodu przeciw mocom
nieprawdy...
Ziomkowie! – a szczególniej Wy,
którzyście krwią własną, niby żywym promieniem, połączeni z ziemią pobojowisk:
Wy to czujecie w drżeniu nici od ran Waszych idącej do oddalonych mogił Polski,
jak pocieszającym i jak trudnym jest odsłonięcie prawdy onej, za którą jedni na
wygnaniu, drudzy cierpią w więzieniach – a inni... więcej już nie cierpią...
Bo nadzieja jest z
prawdy, z niej doświadczenie i wytrwałość – ale i sąd jest z prawdy.
Co tylko można było mówić o błędach ludzi pojedyńczych i niedojrzałości
wyobrażeń pod Epokę, której dzień dzisiejszy jest szesnastą rocznicą,
wszystko już było powiedzianym z wielu różnych stanowisk, jakie
przybrała Emigracja ku ocenieniu tej pamiętnej i arcydrogiej dla nas chwili.
Naród milczał i słuchał, wyorując kule zardzewiałe, bo Naród jest to prosty
człowiek. Czego się pługiem nie dogrzebie, nie domodli u krzyża i nie dopłacze
w cichym łkaniu, to przetoczy się nad nim jak uczoność łacińska, jak
protestantyzm lub doktryny encyklopedystów zeszłowiecznych.
Ale
Naród – Ziomkowie! – jest to najstarszy po Kościele obywatel na
świecie: ramiona jego kolosalne jako dęby litewskie, a czoło jego w chmurze
ognia – wszystkie dziadów pancerze są jako łuszczki zbroi jego, tak szerokie ma
piersi!... A każde prawe serce polskie jest jednym pulsu uderzeniem tej
zbiorowej osoby. Głosem tego Narodu jest
harmonia ojczysta, mieczem jedność i zgoda, celem –
prawda. On idzie przez krew, popiół, przez rozczarowanie i przez
słowo – przez milczenie pokory i to, co
Dzisiaj się nazywa.
Była wiara u ludów
zakreślona mitycznie na każdym wstępie do historii, że Ojczyzna leży w środku
świata – jakoż pierwsze Ojczyzny nie miały granic, ale środki – a wyraz
środek, ta oś koła, znaczy
także i sposób: skąd i dzisiaj Ojczyzna jest przyrodzonym środkiem świata.
Bo kto minął
ojczystość, chociażby idąc po wawrzyny sławy sław i po mądrość nie
mającą granic, ten u stopni pomnika swego się zatrzyma i z goryczą pojrzy ku
domowi.
Bo kto, do Krzyża
nawet idąc, minął krzyże ojczyste, ten przebiera w
męczeństwie!
A kto, uganiając
się za postępem, myśl ojczystą potrącił – ten za postępem jest koniecznie –
gdyż sam przez się nie kroczy.
Bo Ojczyzna –
Ziomkowie – jest to moralne zjednoczenie, bez
którego partyj nawet nie ma – bez którego partie są jak
bandy lub koczowiska polemiczne, których
ogniem niezgoda, a rzeczywistością dym wyrazów.
Bez którego
wygnanie jest wyparciem z Ojczyzny, nie: oddaleniem
na czas z kraju, jak tu oto jesteśmy.
*
Lat temu dwieście kilkadziesiąt znakomity sztukmistrz i
polityk, którego ściany te widziały – Piotr Rubens – w
jednym z listów do przyjaciela to powiedział:
Im
więcej serce me przykładam do niewielkiego Stanu (État) mego, tym mocniej czuję, jak jest
pięknie mieć podobną Ojczyznę, niejeden bowiem obywatel twierdzi, iż
ją posiada – mając
ledwo kraj
ziemi.
Rodacy! nikt
zapewne temu uczuciu ojczystości tak wiele krwi i potu, i łez tak wiele nie
poświęcił jako nasze pradziady. W tej to skarbonce ich domowej wiele już grosza
się uzbierało – czyliż przeto ją rozbić o pierwszy lepszy sprzęt
niepolski dla wykwintności kształtów jego?
Szczęśliwszy
wprawdzie – o! szczęśliwszy – kto cywilnie ślubował
jednej z onych idei formalnie na czas wykreślonych, gdyż te można odmienić lub
na inne przerobić wedle obszerności i rysunku – wedle tego, jak dadzą się
stosować. Lecz kto Ojczyźnie poślubował, ten wygnańcem prawdziwym i w Narodzie,
i tutaj – bo co tylko polskiego w granicach Polski i za Polską, wszystko do niej
utęsknia.
*
Powiedziałem był wyżej o
Narodzie.
On idzie przez krew, popiół, przez rozczarowanie i przez
słowo – przez milczenie pokory i TO, co DZISIAJ się
nazywa. Chcę to jaśniej wyłożyć:
My nie mamy
placu Męczenników ani dotykalnego monumentu wielkiej
naszej Ojczyzny, jak mieszkańce tej ziemi – ale Panom wiadomo, że i Koloseum w
starym Rzymie, krwią przesiąkłe męczeńską, nie wywołało mu pomników, jedno
prosty krzyż z drzewa. Miałożby przeto zabraknąć dłuta wśród Ojczyzny sztuk
pięknych? Nie, lecz żywotność monumentu ogranicza się z czasem na podobieństwo
głazów onych, których się ciałem przyobleka – a Krzyż, co tam pozostał, jest
raczej jak narzędzie zapomniane na placu po męczeństwie ledwo że odbytym. I
każdy dzień tam jest jak pierwszy po opuszczeniu tego Krzyża, i każda chwila
jest jak pierwsza. Otóż dzisiejsza uroczystość nie jest również zamkniętą w
tryumfalne kształty monumentu – ona czulszy ma pomnik, a tym jest żywy
period czasu.
Przez dziś
tedy rozumiem to poświęcenie się codzienne i cogodzinne,
cochwilowe, i to widzenie w każdej dobie narodowego interesu – które jedno
podoła tak wielkiej sprawie jak nasza – i okolicznościom tak splątanym.
A że się
wyraziłem, iż przez rozczarowanie samo
Naród korzysta, to z powodu smutnego doświadczenia, jak się boleśnie okupują
abstrakcyjne pomysły, kiedy je burza namiętności na praktyczne pole uprowadza.
Niecierpliwość w
rzeczach narodowych jest rozdarciem historii.
*
Ziomkowie –
niepodobna i nie godzi się taić, że Naród smutno się obejrzał po ostatnich
rozruchach na cząstkę swoją w Emigracji. Wątpię jednak, ażeby jeden głos
zajątrzony – jeden wyrzut doleciał Was, w tułactwie będących, od nieszczęśliwej
Polski naszej.
Stracony członek
wojownika podczas świetnej wyprawy niekiedy boleść mu przyniesie, jakoby
jeszcze z ciałem jego rzeczywiście był złączon, ale wielkiego czynu pamięć – a
przynajmniej chwili znakomitej – osłodzić może ból czasowy. Podobnież Naród nie
zapomni obywateli sprawiedliwych i tych, którzy ojczystość w gorejącym sercu
przechowali, dla niektórych ran swoich.
*
Bowiem
Naród – Ziomkowie! – jest to najstarszy po Kościele obywatel na
świecie i nie unosi się jak dziecko.
Naród wie, że w
tułactwie zakwitło jego piśmiennictwo – domowe cnoty dla prób wielu
niepospolicie zajaśniały – że poezja ubóstwa
i doświadczona już wytrwałość jędrny owoc dać może – że duchowieństwo na
wygnaniu w nową się świętość przyoblekło – że wszelki proces polemiczny albo
się odbył, lub odbędzie. I że wolność wytrawi chuć
swawoli, na sforną zmieniając ją sprężynę.
Naród będzie
korzystał z usługi starszych synów swoich, którzy się jeszcze
dotykali ramion jego otwartych.
*
Dotykali! –
powiadam – bo późniejszemu pokoleniu i domyślać się
bytu narodowego zabroniono.”
[Bruksela, 29 listopada 1846 r.]
To był rok 1846, a sto lat
później...
Sto lat później, mój przystojny (wysoki, szczupły blondyn o
szarozielonych oczach) Tata, z moją śliczną (uroda Sophii Loren, długowłosą
szatynką o dużych brązowych oczach) Mamą w błogosławionym stanie, chodzili z
Niegowa na długie spacery.
Tak trudno było z pamięci ostatnich lat wysupłać coś
ciepłego. Mama opowiadała jak podczas bombardowania, nie znali się jeszcze
wtedy, dużą grupę uciekinierów uratowała święta Tereska. Skryli się w piwnicy,
na której gospodarze postawili obraz Świętej z różami. To podwórze było w
parafii Smogorzewo, a gospodarz, to starszy, przyrodni brat (później mój ojciec
chrzestny) mojego Taty.
Tata wspominał najmłodszego brata, który nie wrócił z robót
przymusowych w Królewcu. Poszukiwania były bezowocne, nie figurował też w
dokumentach Czerwonego Krzyża. A niedawno „ktoś” przekazał wiadomość, że został
zastrzelony przez „wyswobodzicieli”, kiedy stanął w obronie napadniętego
księdza próbującego ocalić przed kradzieżą i zbezczeszczeniem naczynia
liturgiczne i Najświętszy Sakrament. Pogrzebano go gdzieś nieopodal w ogródku.
„To było w kieszeniach” – fotografie z literą „P” na marynarce i zdjęcie
narzeczonej Hani z dedykacją ... kochanemu Piotrowi... Nie można się było nic
więcej dowiedzieć. Ludzie nie wiedzieli co będzie dalej, bali się. Tata się nie
bał, powtarzał: „co mi mogą zrobić... łeb mi ukręcą, to niech ukręcą,
najważniejszego nie zabiorą, bo nie ich”. Miał w sobie „coś” z Norwida.
Wcześnie osierocony (w siódmym roku życia śmierć matki Anny, w dwunastym ojca
Ferdynanda) z najmłodszym bratem Piotrem wychowywali się u ciotki w Wysychach,
w najbliższym sąsiedztwie dworku dawniej Norwidów. Tam też często biegali...
I tak tych dwoje wchodzi już do ogrodu przy dworze w
Laskowie-Głuchach. Miejsce jakby zapomniane. Samosiejki drzew i chwasty
pozarastały dawne ścieżki, ale
„...
nie zginęło żadne utęsknienie,
I żadna boleść
nie przewiała marnie,
I żaden
uśmiech błahy nieskończenie - ”[24]
A śmiechu tu było, wydawało się, niedawno, co niemiara.
Wbiegali z Piotrem, zziajani, prosto do stajni, do znajomych, ulubionych koni
(właścicielami majątku była wtedy rodzina nowych, od 1842 roku, szlachciców
Jeziorańskich). Stangret pozwalał im robić przy koniach wszystko, bo „mieli
dryg”, a i konie były im jakoś uległe. Kiedyś „rozkręcili się” za bardzo i
wtedy ich postraszył, że skończą tak, „jak jeden stąd już skończył”. Chcieli
wiedzieć „jak?”, więc im powiedział, jak to syn dawnych dziedziców wyjechał w
świat, „a potem postradał rozum, zwariował i skończył marnie”. Nie uwierzyli.
Pamiętali, ojciec jeszcze żył, wizytę stryjów; przypłynęli z zza wielkiej wody
z żonami, z prezentami, robili fotografie i byli tacy dobrzy i normalni.
O!... strzeż
się przeto Mistrzów tego wieku,
Bo pacholęta
bose sto-tysięcy
Razy więcej
niż oni wiedzą o człowieku,
I milszy Bogu
ich błąd niemowlęcy...[25]
Nie uwierzyli, że
ktoś od nich zwariował, nawet jeżeli musiał wyjechać. Tęsknota..., tak, oni
wiedzieli co jest tęsknota, ale zwariować? – nie.
Do
bez-tęsknoty i do bez-myślenia,
Do tych, co mają tak za tak – nie za nie –
Bez
światło-cienia...
Tęskno
mi, Panie...[26]
Teraz w dworku mieszkał „stary malarz Antoni” (jego żoną
była Irena z Jeziorańskich), jak kazał do siebie mówić, i pozwalał im tutaj
przychodzić. Był, ale tak jakby go trochę nie było. Skończył niedawno
siedemdziesiąt lat i miał właśnie w Warszawie wystawę swoich prac. Zatrzymali
się pod starym, starszym niż pamięć o Norwidzie, srebrzystym klonem.
„Przeszłość
– jest to dziś,
tylko cokolwiek dalej:
Za
kołami to wieś,
Nie
jakieś tam coś, gdzieś,
Gdzie nigdy ludzie nie
bywali!...”[27]
W cieniu drzewa próbowali z trudnego „wczoraj” przejść do
niełatwego „dziś”. Mieli stąd za kilka miesięcy wyjechać; upatrzyli już sobie
nawet dom z warsztatem pracy i nie tak znowu daleko. Byli młodzi, pełni życia,
oczekujący życia... i marzyli o szczęściu.
„O! wsi, biała
atłasem kwiatów jabłoni
Jako
oblubienica,
U zwierciadeł
księżyca,
Wy-marzająca,
coś, na ustroni
O jutrze
tajemniczym,
O
nieodgadnionym-niczym!...”[28]
Tak to moja
znajomość z Norwidem, jest starsza od mojej metryki.
Przyjeżdżaliśmy do Mościsk i Niegowa często na wesela, chrzciny
i Wszystkich Świętych; te najodleglejsze wizyty pamiętam jakoś najlepiej.
Pamiętam z Głuch (bo zaglądaliśmy też czasem do Norwida) drzewa pamiętające
Cypriana i świeży grób Antoniego Gawińskiego na cmentarzu w Niegowie. Później w
Laskowie-Głuchach były jakieś prace porządkujące teren, a w roku 1958, roku 75
rocznicy śmierci, akademia norwidowska i umieszczenie pamiątkowej tablicy na
dworku, w którym Norwid się urodził.
Cyprian
Norwid, Autoportret, Paryż 1852
Ferdynand
Mościcki, Mościska
Pamięć o Norwidzie przed -, w
czasie -, i zaraz po wojnie, mam wrażenie, była jakaś bardziej materialna,
dotykalna.
„Podczas okupacji niemieckiej
myśli Norwida podtrzymywały naszą nadzieję pokładaną w Bogu, a w okresie
niesprawiedliwości i pogardy, z jaką system komunistyczny traktował człowieka,
pomagały nam trwać przy zadanej prawdzie i godnie żyć.” – pisał 1 lipca 2001
roku błogosławiony Jan Paweł II.
„Podtrzymywanie nadziei” to m.in.:
Rok 1941
Juliusz Osterwa we
Lwowie reżyseruje przedstawienie Krakusa prezentowane w refektarzu
klasztoru OO. Dominikanów.
Rok 1942
W Woldenburgu
(Oflag II C) zespół teatralny oficerskiego obozu jeńców wystawia Noc
tysiączną drugą w opracowaniu Stefana Flukowskiego i reżyserii Jana
Koechera.
W Krakowie
Konspiracyjny Teatr Słowa pod kierownictwem Mieczysława Kotlarczyka organizuje
trzy wieczory poetyckie „Godzina Norwida”
Rok 1944
W Warszawie Leszek
Czarnecki organizuje konspiracyjny wieczór Norwida „Zwycięstwo nad czasem”.
W Krakowie
konspiracyjny Teatr Jednoaktówek wystawia „Miłość-czystą”
W Krakowie, w
pałacu arcybiskupim, Karol Wojtyła, już w sutannie, na akademii Maryjnej z
okazji rocznicy ogłoszenia dogmatu (Pius IX, 8 grudnia 1854 roku) o
Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Marii Panny recytuje Norwidowską litanię „Do
Najświętszej Panny Marii”.
Rok 1945
W Warszawie
zostaje otwarta Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych imienia Cypriana Norwida.
Rok 1947
W
Łodzi, Poznaniu i Krakowie oglądać można przenoszoną z Muzeum Narodowego w
Warszawie rocznicową wystawę norwidowską.
W Krakowie, w
Teatrze Rapsodycznym, Mieczysław Kotlarczyk wystawia montaż utworów Norwida
zatytułowany „Dialogi miłości”.
To tylko niektóre wydarzenia. Odbywają się przecież także
odczyty w Polsce i za granicą, sesje naukowe, poranki i wieczory poetyckie,
ukazują wydawnictwa. Utwory Norwida grane są w teatrach i słychać je w Polskim
Radiu np. w Łodzi i Warszawie. W 1960 roku Telewizja Polska wystawia w
reżyserii Maryny Broniewskiej Noc
tysiączną drugą, rok później w reżyserii Kazimierza Brauna Aktora, a w roku 1965 Pierścień Wielkiej Damy w reżyserii
Andrzeja Safiańskiego.
W roku 1962 odbywa się uroczyste podniesienie polskiej bandery
na statku „Norwid”, zbudowanym dla Polskich Linii Oceanicznych w stoczni „Loire-Normandie”.
Wydawałoby się można zawołać:
„Ciesz się, późny wnuku, / Jękły martwe kamienie: / - Ideał sięga bruku!”[30].
Ale, ale... toż Polska byłaby już tą „szczególnie umiłowaną”[31],
śpiewającą:
„Boże! –
wiecznych praw artysto,
Jak u
Ciebie rządnie,
Nadzmysłowie-oczywisto,
Serdeczno-rozsądnie!
Pieśń to cała i ogromna,
Ziemi śpiewająca,
Jak stworzenie wiekopomna,
Końca nie mająca.
Lecz ta
Polska nie skończona
Przez cel, którym
pała,
Więc to
tylko dwa ramiona
Świeckiego
jej ciała.
Dwa ramiona
orła-krzyża”[32] –
„Naród bowiem składa się z tej sfery dolnej, która go
różni od drugich...
I z tej górnej, co łączy go z drugimi...
Ale łączy go, a nie siebie...
Każdy naród
przychodzi inną drogą do uczestnictwa w sztuce;
Chrystianizm –
przez przecięcie linii ziemskiej,
horyzontalnej, i linii nadziemskiej, prostopadłej – z nieba padłej –
czyli przez znalezienie środka +, to
jest przez tajemnicę krzyża (środek po
polsku znaczy zarazem sposób).”[33]
26 kwietnia 1850
roku pisał Norwid do ojca Hieronima Kajsiewicza:
„Ojcze – mówię Ci – czego nikomu nie mówiłem – zacności
Twojej polecam się, prawie Kapłaństwu Twemu.
Są zacni, są patriotyczni – [ale] zaprawdę czasem też i nie widzą Opatrzności, że Jej siła i Jej moc. Bogu SAMEMU nie ufają.
Matka Makrena słusznie zapowiedziała: „Sprzedadzą Polskę za
bajoka[34]” –
wszystko też o bajok rozbija się!
„Rozproszył pyszne MYŚLĄ-SERCA-ICH” – tego nie rozumieją
dosyć sumieniem-Ojczyzny albo tylko w mistycznym embrionie, a nie w realnych
aż, najniższych, cało-rzeczywistych warunkach bytu.
Bóg widzi, że tyle lat trawi mię i nędza to – nikt
pomóc nie chce! (a dla siebie nie
chcę nic) (...) Pomóżcie mi wydać sześć z kolei poszytów.”
„Poszyty”, to „Pieśń Społeczna”, utwór niezmiernie ważny dla
Norwida, a który przysporzył mu wielu upokorzeń.
„To tak!... a
śmiechu nie ma w tym, oj! nie ma –
Dla widzów chyba i
dla czytelników,
Lecz dla nas? –
mówię: dla nas, co obiema
Rękami nikłych
walczym rozbójników,
Oswobodzając
księżniczkę zaklętą-
Ból, spieka,
gorycz i marsz drogą krętą.
A śmiech? – to potem w dziejach – to potomni
Niech się uśmieją, że my tacy mali,
A oni szczęśni tacy i ogromni,
I czyści, i tak zewsząd okazali...”[35]
Bo tak się w
Polsce tej najtragiczniejszej
Z narodów, każda
dyskusja przecina,
Choćby o rzeczy z
ważnych najważniejszej,
Choćby o siłę
szło, co sprawę wszczyna:
Dowcipność lada,
często bardzo krucha,
Skrępowanego
prawdy Ugolina
Druzgoce. –
Cichość nastąpiła głucha,
Jak po zaśpiewie
na pogrzeb choralnym,
Jak po zabiciu
kogoś (choć moralnym),
Jeśli
moralnym może być zabicie?!
– Panowie! – Wiesław wszczął – czemu milczycie?
Czemu po śmiechu każdym – taka próżnia?
Czy nie zabito w lesie tym podróżnia? –
Czemu ta cichość, jakby po przestępstwie?
Otóż znów powiem wam, ja,
natręt nudny,
Że, to po drwinach z prawdy – po odstępstwie!...[36]
„Nastawajcie w porę, i nie w porę”, i Norwid nastawał i
nastaje, mimo że nam „Aerumnarum Plenus”, pełnym trosk, smutków,
...coraz
łatwiej przychodzi powiedzieć,
Ze snu się
budząc: „Wróćmyż znów do snu!”
A tymczasem:
„Życie
– jest to przytomność, a
przytomność – obecność, a obecność jest
jawność, z której rośnie sumienie, więc
moc, więc krzepkość wielo-woli...”[37]
„– O! nie
skończona jeszcze Dziejów praca,
Nie-prze-palony
jeszcze glob, Sumieniem!”[38]
„Tworzącego zeszlij
ducha
Na świata
bez-tory,
A i głaz się
udobrucha,
Zakwitną topory.
I
roz-kapią się woniami
Te czarne
chmurzyska,
I
psalmami, motylami,
Wyfruniem
z mrowiska!...
Chwała – chwała
Tobie, Panie,
Chwała - -
Niech
się stanie!”[39]
„NIECH STĄPI DUCH TWÓJ i odnowi
oblicze ziemi, tej ziemi” – z całą kapłańską mocą wołał najznamienitszy wnuk
Norwida,
JAN PAWEŁ II.
I podsuwał nam Norwida w homiliach, przemówieniach, listach
apostolskich...[40]
...a wcześniej...
sam pisał Renesansowy psałterz:
„Uwielbiaj, duszo moja, chwałę Pana twego,
Ojca wielkiej Poezji – tak bardzo dobrego. (...)
Oto się pieśń jednoczy: Poezji –
Poezji!
- ziarno tęskni, jak dusza
cierpiąca niedosyt – (...)
Słowiańska
Księgo tęsknot! U kresu się rozdzwoń,
jak
chórów zmartwychwstalnych mosiężna muzyka,
pieśnią
świętą, dziewiczą, poezją pokłonną
i
hymnem człowieczeństwa – Bożym Magnificat.”
„Co piszę?” – mnie pytałeś; oto list ten piszę do Ciebie –
Zaś nie powiedz, iż drobną szlę Ci dań – tylko
poezję!
Tę, która bez złota uboga jest – lecz złoto bez niej,
Powiadam Ci, zaprawdę jest
nędzą-nędz...
Zniknie i przepełznie obfitość rozmaita,
Skarby i siły przewieją, ogóły całe zadrżą,
Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie,
Dwie tylko: poezja i dobroć... i
więcej nic...[41]
†
„Kto
PRZYJMUJE proroka jako proroka, TEN zapłatę proroka weźnie...” (Mt 10,41)
„Sami przez się albowiem nic nie czynimy i
wchodzimy w roboty cudze. Jeśli cokolwiek jest wyłącznego
człowieka, to zapewne nie: „inveni!”, ale „consummatum est”.
Ducha
jest: „inveni!” „Eureka!”
Człowieka
jest: wykonało się!”[42]
Cóż więc jeszcze
dodać mogę, by zachęcić... do przyjaźni z naszymi prorokami... kilka powodów:
W maju 1871 roku
na zakończenie Przyczynku do <Rzeczy o wolności słowa> napisał Norwid
zdanie;
„Zdaje mi się
albowiem, że na tym świecie wszystko, cokolwiek żyje,
świadczyć musi prawdzie, i jeżeli, i co z godnością
wolnego działania nie spowiada i nie wyznawa ani jej głosi, tedy i to objęte
bywa w naturze zdarzeń przez prąd następstw, i samąż naturalną osoby swej
postacią uwidomia tęż prawdę, którą miało było na czas wyznać.”
Przyjaźń z Janem Pawłem II i
Cyprianem Norwidem pomaga w świadczeniu prawdzie: „kijem się podeprzeć wolno
pielgrzymowi i nie jest to słabością wobec celu pielgrzymki jego.”[43]
Obaj są „oryginalni w obliczu
źródeł”, a „tylko oryginalność dobrze pojęta, tylko twórczość prawdziwa może
utrafić i postawić się czynną w planach Bożych – to jest zwyciężyć – bo jedyny
Pan, Mistrz nasz i Nauczyciel, jest twórczy wiecznie.”[44]
Obaj zabiegali o wszechstronny
rozwój człowieka i liczyli „na elementa artystyczne w kraju naszym.”
„Jakby to dobrze było, żeby elementa artystyczne nie
próżnowały w kraju naszym! (...) Ty, co o wychowaniu kiedyś ze mną mówiłeś i o
możebności jego w kraju, zali nie jesteś przekonania i zali nie miałbyś
rozumieć, jak ważne odnieść może skutki rozwijanie popędów estetycznych?
Przejdź się tylko cokolwiek niżej, w młodą sferę – pełną
życia w skorupie – jakżeby się chciało je wydobyć do idealniejszych (to jest
nie czczych, bo fałszywie częstokroć ten się
wyraz rozumie), do idealniejszych – mówię – wyżyn. A to jest praca, gdzie po
macierzyńsku sztuka z uczuciem swym rozumnym zstępować umie tajemniczo i młodym
myślom obie ręce przyjacielsko podawać. Bo nie tylko to jest sztuką, co jest
pomnikiem jej plastycznym – jak konduktor[45]
złocony elektrycznością samą nie jest. Trzeba by jakoś miejsce na tę sztukę
uprzątnąć – dzisiaj zwłaszcza, kiedy praktyczność, a jaśniej powiem:
rzeczywistość, stała się materialnością, prawda –
wielomowstwem, a idealność – czczością.
Warto by jakoś wagę temu wszystkiemu wrócić.”[46]
Obaj mieli trudne,
sieroce życie i obaj kochali Boga, Kościół i Polskę.
„O Polsko!
pieśnią Pan Bóg cię zapala,
Aż
rozgorzejesz jak lampa na globie”[47]
Postscriptum I
Jakie życie jest dziwne! – i jak widać, że
wszystko w życiu jest ważne...
Długo namawiałam wnuka,
wzorowego ucznia I klasy Liceum, na wyjazd do Rzymu. Kiedy się zdecydował,
wybraliśmy termin i... poleciał. Na Placu św. Piotra był 26 marca 2003 roku. Na
zakończenie audiencji papież, Jan Paweł II, błogosławił kopię fresku Mater
Admirabilis z kościoła Trinità dei Monti, do kościoła św. Katarzyny w Warszawie na Służewie.
Postscriptum II
Jakie życie jest dziwne! – i jak widać, że wszystko w życiu jest
ważne...
Moja młodsza córka (nie
podzielała moich zainteresowań Norwidem) po powrocie z Sanktuarium Cudownego
Medalika zastanawiała się jak mogłaby w swoim środowisku przybliżyć przesłanie
Maryi; myślała o „jakiejś” wystawie. Za niespełna dwa miesiące odezwała się
znajoma ze studiów z propozycją zrobienia instalacji na wystawie „Artist and
friend” w Kirchheim. Wybór miejsca na prezentację był niewielki; wolne były tylko
kawałki podłogi i okna. Na miejscu okazało się jednak, że w starym Kornhaus
sufit opiera się na potężnej, drewnianej kolumnie – i to było to!
Kolumna została
„przerobiona” na Drzewo Życia, Krzyż z przesłaniem „Oto Matka twoja”, a obok
Krzyża znalazły się przywiezione z ulicy du Back medaliki z napisami w
kilkunastu językach (ponad sto „wzięli do siebie” zwiedzający). A Krzyż – Krzyż
był inspirowany „krzyżem co u mnie jest”, na Norwidowym białym krzyżu z naszej
strony powitalnej.
A córka – córka zaczęła
„odkrywać” Norwida.
Informacje i cytaty na podstawie:
Cyprian Norwid, Pisma Wybrane
–
Wybrał
i opracował Juliusz W. Gomulicki
Cyprian Norwid, Pisma Wszystkie
-
Zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył Juliusz W.
Gomulicki, PIW Warszawa 1971-1976
[1] W kościele p.w. św. Trójcy w Niegowie, w czwartek 27
września 1838, „zawarte zostało religijne małżeństwo” Pauliny Norwidówny z
Janem Suskim.
[2]
Cyprian Norwid, Białe kwiaty
[3] Tamże. [4]
Cyprian Norwid, Prac-czoło, t. II, str.
91
[5] C.
N. Wspomnienie wioski, t. II, str. 11
[6]
Kościół parafialny p. w. Podwyższenia Krzyża Św. w Dąbrówce to miejsce chrztu
Cypriana Norwida, 1 października 1821
[7] W
kościele parafialnym p. w. Trójcy Św. w Sulejowie, zostaje zawarte w dniu 25
kwietnia 1818 r. małżeństwo Jana Norwida z Ludwiką Zdzieborską (rodzice
Cypriana)
[8] W
Postoliskach w kwietniu 1841 roku odbywa się pogrzeb Ksawerego Dybowskiego,
ciotecznego dziada i opiekuna Cypriana, na którym młody Cyprian był obecny.
[9] C.
N. W pamiętniku L. A., t. I, str. 73
[10]
położone niespełna 5 km od dworku Laskowo-Głuchy (dziś Głuchy); Mościska, to
wieś na Mazowszu, dawniej majątek Mościska w posiadaniu Rodu Mościckich herbu
Ślepowron od XV wieku
[11] C.
N. Wspomnienie Wioski
[12] C. N. Cyprian Norwid, Skowronek
[13] C. N. Garstka piasku II, t. III, str. 241
[14] Pisma Wszystkie, t. XI, str. 36 [15] C. N. A
Dorio ad Phrygium
[16] C. N. List do M. Trębickiej, 17
[17] C. N. O Juliuszu Słowackim, IV
[18] C. N. Kleopatra i Cezar, t. 5 str. 54
[19] C. N. Listy (l.25) [20] C. N. Listy t. VIII, str. 63, l.44
[21] Dante, Boska Komedia, fragment III pieśni, Piekło, (tłum. C. N.)
[22] C.N. Pożegnanie
[23] C.N. Pisma wszystkie, t. VII, str. 40 [24] C.N. Do mego brata Ludwika, t. I, str. 68
[25] C.N. Rzeczywistość i marzenia, t. I str. 226
[26] C.N. Moja piosnka II, t. I str. 224
[27] C.N. Przeszłość, t. II, str. 18 [28] C.N. Wieś, t. II, str. 35
[29]
Rysunek (Fabian) w/g starej fotografii z lat dwudziestych XX wieku
[30]
C.N. Fortepian Szopena
[31] Dzienniczek Siostry Faustyny pkt. 1732
[32] C.N.
Pieśni Społecznej Cztery Stron, t. III, str. 340
[33] C.N. Promethidion, Epilog
[34] Bajok- wł. Baiocco >>moneta
włoska<< – bardzo drobna moneta – dziesiąta część Juliusza.
[35]
C.N. Epos-nasza, t. I, str. 158
[36]
C.N. Promethidion, Wiesław t. III, str. 453
[37] C.N. Odpowiedź krytykom „Listów o Emigracji”, t.VII, str. 39
[38]
C.N. Socjalizm, t. II, str. 19
[39] C.N. Pieśni Społecznej Cztery Stron (Strun) t. III, str. 360 [40]
Norwid to najczęściej cytowany przez Jana Pawła II twórca kultury
[41] C.N. Do Bronisława Z. T. II, str. 238
[42] C.N. Dziewięć zaspokojonych pytań, t. VII, str. 161 [43]
C.N. O Juliuszu Słowackim lekcja IV, t. VI str. 434
[44] C.N. Tamże, lekcja III, str. 426 [45]
Konduktor – piorunochron (do jednych z najstarszych „konduktorów” w Europie
należy zainstalowany w 1766r. piorunochron na wieży kościoła św. Marka w
Wenecji)
[46]
C.N. List do Cezarego Platera, Bruksela w styczniu
1847, t. 8, str. 47
| Strona Powitalna | Szukaj | Odnośniki | Norwid Chrzescijanin
|